Pani Barbara walczy, by sprowadzić prochy ojca do Polski. Mężczyzna zmarła skazany na łagry
- Nie chodzi mi o pieniądze. Chcę móc pojechać tam, gdzie spoczywa mój ojciec i sprowadzić jego prochy do Polski – mówi pani Barbara z gminy Witnica. Kobieta poszukiwała ojca zesłanego do łagrów przez wiele lat. W 1990 r. udało się jej ustalić, że ojciec nie żyje. A dopiero po 13 kolejnych lata dowiedziała się, gdzie został pochowany.
Pani Barbara (nie chce nazwiska w gazecie ze względów osobistych) pokazuje stosy dokumentów i bezradnie rozkłada ręce. – Nikt nie widzi tej niesprawiedliwości. Mój ojciec był aresztowany razem z innymi osobami. Skazani za to samo. Tyle że mój ojciec zmarł na terenie byłego związku radzieckiego – tłumaczy kobieta. Potomkowie, tych, którzy wrócili z łagrów do Polski, mogli i mogą się starać o zadośćuczynienie i odszkodowanie.
Pani Barbara urodziła się w Zdołbunowie (dziś to zachodnia Ukraina, wtedy Polska). Jej rodzice byli nauczycielami. W czasie okupacji oboje tajnie nauczali. A ojciec pani Barbary należał też do polskiej organizacji Państwowa Służba Cywilna, która była utworzona na polecenie rządu polskiego w Londynie. Pani Barbara nie może pamiętać aresztowania swojego taty, bo miała wtedy zaledwie trzy miesiące. Ale ma dokumenty, które mówią, że został aresztowany 8 stycznia 1945 r. – Ojciec został skazany na 10 lat łagrów, pozbawienia mienia i pięć lat pozbawienia praw obywatelskich – kobieta pokazuje dokumenty. Z nich dowiadujemy się, że Aleksander, ojciec pani Barbary został uznany winnym przez sąd tego, że razem z innymi należał do organizacji narodowej, otrzymywał i przechowywał polską narodową literaturę, propagował idee polskiego rządu emigracyjnego i zbierał pieniądze, by pomagać poszczególnym obywatelom.
Pani Barbara opowiada, że jej matka nie należała do Państwowej Służby Cywilnej. Ani nie wiedziała dokładnie, w jakiej organizacji działał jej mąż. Mimo to miała tzw. areszt domowy i nigdzie nie mogła wyjeżdżać. – Ale jakoś udało się nas przemycić do pociągu repartycyjnego. I sprowadziliśmy się na ziemie zachodnie – opowiada kobieta. Wspomina, jak jej mama poszukiwała ojca. Pisali listy do samego Stalina. – Mnie i bratu mama kazała pisać dziecięcym pismem, żeby jakoś wzruszyć radzieckich urzędników – wspomina dziś 76-latka.
Przez lata nic nie wskórali. O ojcu, panu Aleksandrze nie było wiadomo nic. Wreszcie pani Barbarze na początku lat 90. udało się ustalić, że zmarł w 1951 roku na terenie ówczesnego związku radzieckiego. Dwa lata później z ukraińskiej prokuratury dostała zaświadczenie o rehabilitacji swojego ojca. Prokuratura radziecka i ukraińska uznały, że z materiałów sprawy wynika, że pan Aleksander popełnił jakiegoś szczególnie niebezpiecznego przestępstwa państwowego, w związku z czym został skazany bezzasadnie.
Kiedy po latach pani Barbarze udało się ustalić miejsce pochówku ojca, chciała odwiedzić jego grób, a także sprowadzić jego prochy do Polski. Nie było jej na to stać. Zaczęła się starać o odszkodowanie za konfiskatę mienia rodziców, czyli domu w Zdołbunowie oraz zadośćuczynienie za poniesione krzywdy. Wtedy się okazało, że ustawa z 1991 r. (ani jej kolejne nowelizacje) o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych nie dotyczy jej rodziny. Bo wyłącza osoby zmarłe poza granicami Polski.
Pani Barbara rozpoczęła więc starania o nowelizację ustawy, tak by osoby, jak jej ojciec byli traktowani, tak samo jak inni walczący o niepodległość kraju. Zwracała się w tej sprawie do kolejnych prezydentów kraju. – Prezydent Lech Kaczyński szczególnie się sprawą zainteresował - pani Barbara pokazuje pismo z kancelarii prezydenta Kaczyńskiego, które wskazuje, że prezydent przygotowywał projekt ustawy o świadczeniu przysługującym osobom represjonowanym w latach 1936 – 1956. Na odpowiedź od obecnego prezydenta A. Dudy czeka od dwóch lat. Zwróciła się ostatnio o pomoc do senatora Władysława Komarnickiego Gorzowa, któremu kresowianie są szczególni bliscy, bo sam się urodził w tamtych stronach. – Jestem poruszony tą historią. Jeśli chodzi o ustawę, to zrobię wszystko, aby nowy projekt powstał i został uchwalony – zapewnia W. Komarnicki.