Pijemy coraz więcej alkoholu. Zdradliwe „małpki” zastawiły pułapkę
Pijemy na potęgę. Spożycie alkoholu na głowę wzrosło z 9 litrów czystego spirytusu na początku lat 90. do 11 litrów w 2017 roku ! I nie pociesza, że pijemy po parę łyków. Prawdziwą plagą, lub jak kto woli przebojem rynku, stały się „małpki”.
Co to jest „małpka”? To butelka wódki o pojemności 100 lub 200 ml. Jak wynika z danych firmy Synergion, wypijamy takich buteleczek około miliarda rocznie. Ci, którzy regularnie po nie sięgają, to prawie populacja Warszawy i Poznania razem wziętych, czyli około 3 mln osób.
Nawet jeśli - jak chcą przedstawiciele przemysłu spirytusowego - te dane są zawyżone i „małpek” sprzedaje się o połowę mniej - problem jest poważny. Tym bardziej, że jak pokazują badania firmy Nielsen, popularność „małpek” rośnie. Tylko w ubiegłym roku sprzedaż wzrosła o 10 proc. Wódki smakowe - cytrynowa, wiśniowa, ale też inne o smaku pigwy, malin czy brzoskwini w małych opakowaniach stanowią już 17 proc. rynku wódki w ogóle. Specjaliści są zgodni - to znak czasów.
Coś małego, coś słodkiego
Tylko w 2017 roku na półkach pojawiło się ponad 50 smaków wódek. Systematycznie pojawiają się kolejne, ale rynkowe zwycięstwo producentów tych trunków stało się faktem. A powodem nie jest wcale umiłowanie Polaków do słodkości.
- Zapach czystej wódki czy piwa są bardzo charakterystyczne
- mówi Joanna, współwłaścicielka całodobowego sklepu spożywczo-monopolowego. - Po wypiciu cytrynówki czy pigwówki zapach z ust jest taki, jak po zjedzeniu cukierka, wcale nie koniecznie z alkoholem. Wypicie takiej małpki nie zwraca niczyjej uwagi.
To być może główny powód, dla którego po małpki sięgają mężczyźni.
- Pierwsi przychodzą ci, którzy idą na 6 do pracy
- opowiada Joanna. - Kupują papierosy, czasem bułki, serek na śniadanie i małpeczkę. Później - godzina za godziną - ci, którzy do pracy idą później. Pracownicy okolicznych budów przychodzą także po pracy. Wtedy często kupują zestaw - piwo i małpka. Co ich wyróżnia? Wiek. To z reguły ludzie dojrzali.
Nie znaczy to, że młodzi nie piją. Zestaw setka i piwo to sposób na spędzenie wieczoru 20- i 30-latków, którzy po pracy spotykają się ze znajomymi na okolicznej ławce. Po "małpki" sięgają w drodze do klubu lub przed powrotem do domu - na zakończenie imprezy. W innych sytuacjach raczej sięgają po piwo. Rzadziej, zapewne z racji ceny, wybierają gotowe drinki - whisky z colą, wódkę z dodatkiem soków czy lemoniady. Ich objętość to około 250-300 ml, a zawartość alkoholi 4-6 proc.
Choć nie zdobyły tak spektakularnej kariery jak "małpki", to jednak także w ciągu ostatniej dekady ich sprzedaż znacząco wzrosła. Mimo różnicy zawartości alkoholu, rodzajów opakowań, wreszcie docelowego klienta nie sposób nie dostrzec analogii między drinkami, a "małpkami".
- Kojarzą się bardzo niewinnie - mówi psycholog Katarzyna Piguła.
- Napój chłodzący albo po prostu coś małego, słodkiego, co sączy się w niedużych ilościach przecież nie może być niczym niebezpiecznym
- mówi.
Terapeuta Roman Pomianowski zwraca uwagę na fakt, że w Polsce z trudnością do świadomości społecznej przebija się fakt, że alkohol jest równie niebezpieczny i równie uzależniający, niezależnie od tego, w jakim stężeniu występuje.
- Mimo wielu działań informacyjnych, na przykład podawania przeliczników na czysty alkohol butelki piwa czy kieliszka wina, wciąż
pokutuje wiele fałszywych przekonań - mówi. - Wciąż w wielu środowiskach powszechnie twierdzi się, że piwo to właściwie nie alkohol, wino niby tak, ale to taki babski trunek. Prawdziwy alkohol to wódka, do tego w objętości pół litra. Bo przecież nie 100-gramowa „małpka”. Poważna sprawa to kupienie tzw. flaszki. Ale nie „małpki”, która mieści się w kieszeni. Zresztą już samo określenie - "małpka" - jest pieszczotliwe i odbierające znaczenie. Nie przypadkiem w „małpkach” często gustują kobiety. Taka mała buteleczka świetnie mieści się w torebce. Kosztuje parę groszy i przecież nie może być niczym zdrożnym - dodaje.
Upodobanie kobiet do „małpek” ma związek z charakterem kobiecego picia. W przeciwieństwie do męskiego jest piętnowane, na ogół odbywa się w ukryciu. Co nie znaczy, że kobiety piją mniej.
- Z punktu widzenia pań, które pijąc alkohol mają często wielkie poczucie winy, „małpki” mają wiele zalet
- tłumaczy Katarzyna Piguła. - Można je wypić bez popitki i zagryzki, łatwo więc sobie wytłumaczyć, że to taka prawie oranżadka. Bardzo ważna jest także niska jednostkowa cena. No, i ta mała butelka, która doskonale mieści się w torebce, którą łatwo schować gdziekolwiek w domu - podkreśla.
Jednak, według Joanny, wśród klientów jej sklepu, kobiety stanowiły zdecydowaną mniejszość.
- Może kilka razy zdarzyło się, żeby „małpkę” kupiła kobieta - mówi Joanna.
- Jeśli już, to kilka młodych dziewczyn składało się na małą, 200-gramową butelkę słodkiej wódki. Często chciały po prostu spróbować nowych smaków. A te pojawiają się ciągle.
Tyle właściwie, co nic
„Małpki” znają doskonale partnerzy i partnerki większości uzależnionych.
- O technikach picia i ukrywania buteleczek
mogłabym napisać książkę
- deklaruje Ewelina, której partner zmagał się z chorobą alkoholową. - Mój narzeczony na przykład wychodził na balkon z jedynym papierosem i zapalniczką w ręku, wracał i po chwili było jasne, że pił. Jakim cudem? Trochę trwało zanim w wiszącym koszu na kwiaty powyżej linii mojego wzroku odkryłam kilkanaście pustych małpek.
Znajdowanie pustych lub pełnych stugramowych buteleczek w piwnicy, na półkach za książkami, w koszu na brudną bieliznę, a nawet poukrywanych w zapasach sypkich produktów spożywczych takich jak mąka, cukier czy ryż, to dla mieszkających z uzależnionymi codzienność. Z pewnością ułatwia to ich ogromny wybór i wielka dostępność.
- W osiedlowych sklepach często zajmują w lodówkach więcej miejsca niż woda mineralna
- zwraca uwagę Katarzyna Piguła. - Zmrożone, gotowe do spożycia zachęcają jak guma do żucia czy dropsy. Tego się nawet nie przelewa do kieliszka. Kilka łyków na poczekaniu, wyrzucamy butelkę i szybko można zapomnieć, że cokolwiek się piło.
Joanna zwraca uwagę na fakt, że klienci jej sklepu, ewidentnie zmagający się z uzależnieniem od alkoholu bardzo gustują w małych butelkach, choć ekonomicznie rzecz biorąc, to zachowanie całkiem nieracjonalne.
- Spędzając czas w okolicznej bramie i co jakiś czas przychodzą po kolejną setkę. Potrafią kupić ich pięć, siedem w ciągu dnia - relacjonuje - Przecież gdyby się złożyli i kupili pół litrową butelkę wyszłoby im taniej. Ale nie - oni upierają się przy setkach.
Romana Pomianowskiego to zupełnie nie dziwi. - Doświadczenie nauczyło mnie, że ludzie nie postępują racjonalnie. Wbrew temu co się nam wszystkim wydaje podejmujemy wiele, także znacznie ważniejszych decyzji niż wybór alkoholu, który pijemy, głównie pod wpływem emocji - mówi terapeuta.
- Jeśli kupimy z kolegami pół litra musimy przyznać, że pijemy. Gdy robimy to codziennie - stajemy przed świadomością, że jesteśmy pijakami. Ale gdy kupujemy setkę wódki? Przecież to tyle, co nic.
Jak dżin z butelki
- Bez wątpienia tworzy się nowy wzór picia - mówi Katarzyna Łukowska, p.o. dyrektora Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. - Mała pojemność takich butelek ułatwia dyskretne picie, dając przy tym złudzenie kontroli. To z punktu widzenia zdrowia publicznego niebezpieczne. Trzeba też zwrócić uwagę na jeden ważny aspekt - małpka jest tylko dla mnie. Nie dzieli się ich. W zasadzie nie ma tu mowy o piciu towarzyskim.
Ani też - w każdym razie przez pewien czas - o upijaniu się. Ale alkohol cały czas pozostaje w krwiobiegu.
- To picie w celu obniżenia napięcia
- twierdzi Katarzyna Piguła. - Przed pracą - by mieć więcej luzu za dnia, po pracy, by się odstresować, czasem jeszcze wieczorem, żeby zasnąć. Małe opakowanie i jednostkowy niewielki koszt usypiają czujność i samego pijącego, i jego otoczenia. Gdy nalewamy sobie kieliszek wina lub robimy drinka trzy razy dziennie, to w głowie wcześniej czy później zapala się lampka, sygnalizująca, że być może alkohol zajmuje w życiu za dużo miejsca. Ktoś z otoczenia może zwrócić na to uwagę. A „małpka” wypita w drodze ze sklepu czy w samochodzie? Nikt o niej nie wie i sami chętnie zapominamy.
Ktoś kto wypije „małpkę” nie jest pijany. Zdarza się jednak, że całymi miesiącami funkcjonuje na lekkim rauszu. Jednocześnie wmawiając sobie, że przecież nic złego się nie dzieje.
- Nazywam to kroplówką z alkoholu
- mówi Roman Pomianowski. - Wielu uzależnionych nie byłoby w stanie bez niej funkcjonować, choć często nie są tego świadomi.
Z badań wynika, że w Polsce każdego dnia sprzedaje się od 1,4 miliona do 3 milionów 100 lub 200-gramowych buteleczek wódki.
- To oznacza, że znaczna grupa pracujących - możliwe nawet, że co trzeci działa pod wpływem alkoholu - zwraca uwagę Katarzyna Łukowska. - Systematycznie od lat 90. notujemy także wzrost spożycia alkoholu. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Ku przepaści
Te są poważne. Specjaliści szacują, że w Polsce jest nawet 900 tys. osób, u których zdiagnozowano chorobę alkoholową. Leczy się zaledwie 350 tys. z nich.
Ale to nie koniec problemu. Ponad 2 miliony osób piją w Polsce ryzykownie lub szkodliwie.
O piciu ryzykownym mówimy, gdy po prostu pije się zbyt dużo, ale póki co nie pociąga to za sobą negatywnych konsekwencji.
O takim piciu mówimy także, gdy alkohol pojawia się w sytuacjach, w których nie powinno go być - na przykład w pracy lub gdy po alkoholu siada się za kierownicę.
Z piciem szkodliwym mamy do czynienia, gdy alkohol jest źródłem kłopotów: ze zdrowiem, z pracą, w relacjach międzyludzkich, ale pijący nie jest uzależniony. I nie przestaje pić.
Zdaniem Romana Pomianowskiego właśnie picie ryzykowne jest problemem najbardziej niedocenianym. - Ryzyko uzależnienia, z którym w przypadku takiego picia mamy do czynienia to tylko jedna sprawa - mówi Pomianowski. - Alkohol ma jednak to do siebie, że odhamowuje i zwiększa tolerancję na ryzyko. „Kozakowanie” po małpce czy dwóch może doprowadzić na przykład do wypadku. I to z jego skutkami człowiek będzie się zmagał całe życie. Uważam, że w profilaktyce trzeba kłaść na to nacisk.
Gdzie przebiega granica? U kobiet gdzie indziej niż u mężczyzn. I kwestie kulturowe nie mają tu nic do rzeczy. Kobiety inaczej metabolizują alkohol i szybciej się od niego uzależniają. Brytyjscy eksperci, traktujący kwestię dość liberalnie uważają, że gdy dziennie spożycie czystego alkoholu nie przekracza 20 g, tygodniowe 140 g. Kobieta wypijająca jedną małpkę dziennie przekracza limit o 4 g.
W przypadku mężczyzn o piciu niskiego ryzyka mówi się przy spożyciu alkoholu dwa razy większym.
Coraz częściej specjaliści wskazują, że aby nie przekroczyć granicy picia ryzykownego należy zachowywać abstynencję przynajmniej przez dwa dni w tygodniu. I doradzają czujność. Bo przekroczenie granicy picia ryzykownego, a nawet szkodliwego może nastąpić niezauważalnie.
Choć większość nadmiernie pijących to mężczyźni, coraz częściej dostrzega się problem u kobiet. Wiele z nich przed piciem nie powstrzymuje nawet ciąża. Lekarze są zgodni - nawet najmniejsza ilość alkoholu - może uszkadzać płód. Każdego roku rodzi się 9 tysięcy dzieci z FAS - nieuleczalnym alkoholowym zespołem płodowym. Prowadzi on do zmian w wyglądzie dziecka, ale też uszkodzeń ośrodkowego układu nerwowego. 87 proc. wypadków drogowych, w których są poszkodowani, odbywa się z udziałem osób pod wpływem alkoholu. Obniża się wiek inicjacji alkoholowej, a młode dziewczyny piją już tyle samo co ich koledzy. Ile w tym udziału „małpek”? Większość ekspertów zgadza się, że słodkie wódki w małych pojemnościach był to udany, marketingowy skok na damskie portfele.
- „Małpka” pasuje do damskiej torebki - mówi Pomianowski. - Jest jak torebka cukierków - dodaje K. Piguła.
- Gdy jemy czekoladki z bombonierki widzimy, jak ich ubywa. Cukierki z torebki jemy dopóty, dopóki nie będzie pusta. Nawet, jeśli nas po tym zemdli.