W 1935 roku bydgoszczanie zostali zszokowani wieścią, że w tak szacownej instytucji, za jaką uważali bydgoską gazownię, dostarczającą paliwo dla ulicznych latarni, do oświetlania i ogrzewania biur, zakładów i mieszkań, wykryto znaczne nadużycia dokonane przez pracowników.
Pod koniec 1935 roku na kary więzienia skazani zostali kontroler księgowości gazowni i jego wspólnicy. Na początku 1936 rozpoczął się zaś następny proces byłych już pracowników gazowni. Miejscowa prasa określała go jako „rekordowy” w skali miasta pod względem sumy sprzeniewierzonych pieniędzy.
Zgłosili się sami
Według oskarżyciela, dwaj księgowi gazowni oraz inkasent zdefraudowali ponad 150 tysięcy ówczesnych złotych, co było sumą gigantyczną, zważywszy na średnie zarobki, sięgające dwustu złotych.
Nie mieli właściwie innego wyjścia, bowiem w zakładzie trwała wszechstronna kontrola i ich przekręty prędzej czy później musiały wyjść na jaw.
Cała trójka, w nadziei, że uniknie podobnej kary jak kontroler ksiąg i towarzysze, zgłosiła się do prokuratury dobrowolnie. Nie mieli właściwie innego wyjścia, bowiem w zakładzie trwała wszechstronna kontrola i ich przekręty prędzej czy później musiały wyjść na jaw. Po przesłuchaniu cała trójka trafiła do aresztu. Niebawem dołączyli do nich jeszcze dwaj kolejni pracownicy - inkasenci, którzy do ostatniej chwili sądzili, że ich działalność się nie wyda.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień