Rozzuchwalony popełnionymi zbrodniami, postanowił dobrać się do majątku sąsiadów. Podrobił pismo od milicji i kazał ludziom stawić się pod wskazanym adresem. W tym czasie bez pośpiechu przeszukiwał ich mieszkania
Pewnego lutowego dnia 1957 roku kilkanaście bydgoskich rodzin otrzymało wezwania identycznej treści: „Biuro Dowodów Osobistych wzywa obywatela do stawienia się wraz z całą rodziną o godz. 19 do budynku Biura. Niestawienie się lub spóźnienie podlega karze 500 zł grzywny albo 5 dni aresztu”. W wezwaniach podano adres Bydgoszcz, Al. 1 Maja 68, opatrzono je pieczątką Milicji Obywatelskiej, nieczytelnym podpisem i dopiskiem „Nagłe”.
One są podrobione!
Osoby, które otrzymały wezwanie, poczuły głęboki strach i poczęły zastanawiać się, co im może grozić i w jakiej sprawie jest to wezwanie.
O określonej porze przed wskazanym adresem zebrało się kilkanaście osób. Nie mogły jednak wejść do środka, bowiem drzwi budynku numer 68, należącego faktycznie do Milicji Obywatelskiej, były na głucho zamknięte. Ktoś z zagadniętych przechodniów wyjaśnił, że tu właśnie mieści się milicyjna stołówka. Ponieważ sprawa wydała się być podejrzana, kilka osób udało się do Komendy Wojewódzkiej MO przy ul. Chodkiewicza. Milicjant dyżurny obejrzał pokazane mu wezwania i stanowczo stwierdził, że zostały one podrobione.
„Biuro Dowodów Osobistych wzywa obywatela do stawienia się wraz z całą rodziną o godz. 19 do budynku Biura. Niestawienie się lub spóźnienie podlega karze 500 zł grzywny albo 5 dni aresztu”.
Zaniepokojeni bydgoszczanie wrócili do domów. Większość z nich stwierdziło z przerażeniem, że ich mieszkania nosiły ślady niedawnego włamania. W wielu przypadkach poginęły pieniądze i wszystkie cenne przedmioty. Milicja, pomimo wszczętego natychmiast śledztwa, nie była w stanie wytropić przestępców.
Minęły dwa miesiące. W kwietniu 1957 roku sytuacja się powtórzyła. Znów kilkanaście rodzin otrzymało identyczne wezwania i znów ich mieszkania zostały „obrobione”.
Rewizja bez rezultatu
Śledczy zwrócili uwagę, analizując adresy okradzionych, że prawdopodobnym włamywaczem musiał być mieszkaniec Wilczaka, bowiem z tej części miasta rekrutowała się większość ofiar. Któryś z milicjantów oddelegowanych do wykrycia tej sprawy zasugerował, że może warto sprawdzić Zenona K., skazanego kiedyś za przynależność do tzw. nielegalnej organizacji na kilka lat pobytu w więzieniu, mieszkańca ul. Skwarnej. Został aresztowany. Przeprowadzona rewizja w domu jego rodziców, gdzie K. mieszkał, nie przyniosła jednak rezultatu.
Zaniepokojeni bydgoszczanie wrócili do domów. Większość z nich stwierdziło z przerażeniem, że ich mieszkania nosiły ślady niedawnego włamania. W wielu przypadkach poginęły pieniądze i wszystkie cenne przedmioty. Milicja, pomimo wszczętego natychmiast śledztwa, nie była w stanie wytropić przestępców.
Podczas pobytu w celi podejrzany nie wytrzymał nerwowo i próbował wysłać przy pomocy strażnika gryps do domu. Wpadł on jednak w ręce śledczych, którzy udali się na ponowną rewizję. Tym razem, idąc według wskazówek zawartych w grypsie, pod dnem szafy znaleziono schowek, a w nim liczne przedmioty należące do osób, które w lutym i kwietniu zostały wywabione z mieszkań po otrzymaniu fałszywych wezwań.
Aresztowano rodziców K. oraz jego dziewczynę. Wśród ukrytych przedmiotów znaleziono też dwa zdjęcia kobiet z dedykacją poświęconą Zenonowi K. Milicjantom udało się ustalić, że obydwie należały od paru lat do osób zaginionych i poszukiwanych. Mieszkanie rodziny K. przeszukano jeszcze raz, bardzo skrupulatnie. Znaleziono m.in. listy pisane przez obydwie zaginione do Zenona K.
Ciała wrzucił do Brdy
Podczas śledztwa udało się ustalić, że kobiety zaginęły podczas trwania ich znajomości z K. Mężczyzna w trakcie jednego z przesłuchań przyznał się do tego, że obydwie dziewczyny udusił i następnie wrzucił ich ciała do Brdy dlatego, że zaszły z nim w ciążę.
Sąd nie miał żadnych wątpliwości i skazał Zenona K. na karę śmierci. Wyrok wykonano.