Krótka informacja na 4. stronie „Gazety Pomorskiej” niewiele mówiła. Że w ogrodzie domu przy ul. Markwarta odkopano dwa szkielety. Mężczyźni mieli zginąć w 1945 r.
Mija 60 lat od dnia, w którym Anna i Ludwik Biali, rodzice „Jakuba”, także jego siostry - Zuzanna, Maria i Alina - ostatecznie stracili nadzieję, że ich syn i brat żyje.
Kielich zakopał, Kielich miejsce wskazał
22 lutego 1957 r. na podwórzu domu przy ul. ks. Markwarta przeprowadzono ekshumację dwóch szkieletów. Szczątki - bez wątpienia - należały do dwóch młodych mężczyzn.
I choć w jamie grobowej nie znaleziono żadnych śladów odzieży, ani innych artefaktów (z wyjątkiem mocno zniszczonego łańcuszka, który znajdował się pomiędzy czaszkami), było wiadomo, czyje szczątki odkryto.
Na głębokości około półtora metra odnaleziono szczątki ppor. Leszka Białego, w czasie II wojny żołnierza Armii Krajowej, szefa łączności Okręgu Pomorskiego AK, ps. „Jakub”, „Radius” i mężczyzny o nieustalonych personaliach o ps. „Bolesław”.
Miejsce, w którym miały znajdować się zwłoki wskazał Konstanty Kielich, od lutego 1945 r. komendant bloku w bydgoskim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego. To on, z niejakim Zalewskim miał pogrzebać ciała ppor. Białego i „Bolesława”.
W protokole z ekshumacji czytamy:
Po przybyciu o godz. 10.00 (...) na ulicy Markwarta nr 4 świadek Konstanty Kielich wskazał miejsce, na którym w marcu 1945 r. zakopane zostały zwłoki dwóch mężczyzn. Przy zakopywaniu tych zwłok - jak wyjaśnił - osobiście brał udział
W ekshumacji uczestniczył m.in. podprokurator Stanisław Leński z Prokuratury Wojewódzkiej w Bydgoszczy i biegły, dr Teobald Wnuk. Szczątki trafiły do prosektorium w Szpitalu Wojewódzkim (obecnie „Jurasz”).
Z protokołu z oględzin szkieletów, dokonanych przez dr Wnuka dowiadujemy się, że w jednej z czaszek znajdował się otwór o wymiarze 0,4 cm (w okolicy kości ciemieniowej prawej).
Szkielety należały do osób młodych
Biegły nie stwierdził, by na jakichkolwiek kościach znajdowały się uszkodzenia. Ocenił, że szkielety „należały do osób młodych, liczących przypuszczalnie poniżej 25 lat, na co wskazuje niewykłucie się ósemek (zębów). Brak jakichkolwiek części miękkich wskazywałby na przechowywanie zwłok w ziemi przypuszczalnie lat od 8 do 15”.
O tym, co naprawdę odkryto w centrum miasta, bydgoszczanie dowiedzieli się z lakonicznej informacji zamieszczonej w „Pomorskiej” (IKP nie podał). To jedyny prasowy ślad finału zbrodni, której na dwóch akowcach dopuścili się funkcjonariusze UB.
Oczywiście, że w notatce nie ma słowa o ofiarach zamęczonych w katowni na ul. Markwarta. Dziennikarzowi wolno było jedynie napisać, że mężczyźni zginęli w nieznanych bliżej okolicznościach w 1945 r.
Ubecja w mieszkaniu na ul. Garbary 19
Tragedia Leszka Białego i dramat jego najbliższych zaczął się 12 lat wcześniej.
Był 27 lutego 1945 r. W mieszkaniu Białych przy ul. Garbary 19 zjawiło się trzech osobników; jeden miał na sobie wojskowy szynel, drugi pelerynę wojskową, trzeci był w cywilu, z biało-czerwoną opaską na ramieniu i karabinem na plecach. Pytali o Leszka. Nie było go w domu. Czekali. Kiedy się zjawił, został aresztowany. Wcześniej przetrząśnięto jego pokój.
Wśród ubeków był Ryszard Szwagierczak, szef sekcji zajmującej się zwalczaniem politycznego podziemia niepodległościowego w WUBP. To on kierował akcją zatrzymania ppor. Białego.
Szwagierczak: „Osobiście zatrzymywałem...”
3 kwietnia 1957 r., w toku prowadzonego przez Prokuraturę Wojewódzką śledztwa, powołany na świadka, zeznawał:
„Ja pracowałem na linii zagadnienia dotyczącego walki z podziemiem i szpiegostwem. (...) Pracując operacyjnie zajmowałem się nie tylko zbieraniem materiałów, ale również osobiście przeprowadzałem zatrzymania osób podejrzanych. Pod moim - o ile się nie mylę - kierownictwem i przy moim udziale aresztowano Białego i jeszcze jednego, którego nazwiska jednak sobie nie przypominam. Wiem tylko, że ten drugi był z Częstochowy. (...) Nie pamiętam, czy w chwili aresztowania Białego i tego drugiego była przeprowadzona rewizja. Wydaje mi się to jednak wysoce prawdopodobne, gdyż podejrzewaliśmy Białego o posiadanie radiostacji nadawczej. (...) Ja aresztowałem również Jankowskiego, gdyż on podejrzany był o współpracę z grupą Białego”.
O tym, co działo się z „Jakubem” od chwili, kiedy znalazł się w siedzibie UB wiemy z zeznań osób, które tam pracowały, także od współwięźniów. Zeznania komendantów bloku, strażników i kluczników są w dużej części powieleniem wersji, której autorem był Konstanty Kielich. Dwa miesiące po zamordowaniu „Jakuba” też został aresztowany, jak sam mówił, „za przynależność w czasie okupacji do AK”.
Rodzina Białych Polsce bardzo oddana
W chwili aresztowania Leszek Biały miał 26 lat (26. urodziny obchodził 18 stycznia), za sobą niedokończone (z powodu wybuchu wojny) studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej i udział w akowskiej konspiracji na Pomorzu. W okresie niemieckiej okupacji organizował łączność na terenie Inspektoratu Bydgoskiego AK. Wspólnie ze swoim przyjacielem Maciejem Krzyżanowskim ps. „Kuba” prowadził nasłuch radiowy, a usłyszane wiadomości kolportował. Od połowy września 1944 roku do dnia aresztowania kierował łącznością Komendy Pomorskiego Okręgu AK.
Do AK należały też siostry Białego: Zuzanna, ps. „Romana” i Maria, ps. „Magda”, która była szefową referatu Wojskowej Służby Kobiet w Inspektoracie Bydgoskim AK.
Świadek Aldag: „Biały siedział nago na cemencie...”
16 lutego 1957 r. zeznania składał Leon Aldag, b. strażnik w bydgoskim UB.
„W ostatnich dniach lutego 1945 r. (...) Halewski wezwał mnie do siebie i polecił mi zwrócić szczególną uwagę na na więźnia przebywającego w suterynie i pilnować go, żeby nie popełnił samobójstwa. Zainteresowało mnie to i zszedłem na dół, aby więźnia tego zobaczyć. Zobaczyłem wówczas w maleńkim pomieszczeniu młodego człowieka, znanego mi osobiście, o nazwisku Leszek Biały, który siedział zupełnie nago rozebrany na cemencie, gdzie była warstwa grubości 10 cm wody i wybite okno prowadzące na korytarz. Halewski dochodził do piwnicy co pewien czas, do Białego i rozpytywał, czy chce już zeznawać, wyzywając go i lżąc. Kiedy Biały nic nie mówił, Halewski polecał polewać go wodą. (...) Widziałem Białego w tym pomieszczeniu przez trzy kolejne dni, zawsze nagiego. Kiedy go widziałem ostatni raz to na moje wezwanie już nie reagował. Zapytałem umyślnie Halewskiego, czy trzeba jeszcze pilnować, na co ten odpowiedział: „Temu już nic nie trzeba”, polecając mi „pysk trzymać, bo może mnie też to spotkać, co spotkało Białego”.
Stalinowski zbrodniarz, który uniknął kary
Bolesław Halewski (właściwe nazwisko Heller) to stalinowski zbrodniarz, oficer śledczy bydgoskiego UB, jeden z tych, który dopuszczał się aktów bestialstwa wobec aresztowanych, i którego sumienie (o ile je miał?) obciążała zbrodnia popełniona na Leszku Białym. Halewski został dyscyplinarnie zwolniony w 1948 r., bynajmniej nie za zbrodnie, a za korupcję.
Już jako podejrzany, wyjaśniał w śledztwie, że nie zna bliższych okoliczności śmierci Białego (?) i tego, który był razem z nim aresztowany. Mówił, że „prawdopodobnie popełnili samobójstwo - jeden powiesił się na klamce u drzwi piwnicy, drugi podciął sobie żyły”. Twierdził, że mogli to uczynić „powodowani wyrzutami sumienia, bo w śledztwie obciążali innych członków AK z terenu Częstochowy”. Mówił też, że materiały ze śledztwa osobiście przedstawił ministrowi Radkiewiczowi, a następnie z jego polecenia wiceministrowi Romkowskiemu. Zaprzeczał, by cokolwiek wiedział o tym, co stało się z ciałami.
Samobójstwa? Te twierdzenia należy stanowczo odrzucić!
Dr Krzysztof Osiński, historyk z Delegatury IPN w Bydgoszczy nie daje wiary opowieściom Halewskiego.
- Jeśli chodzi o sprawę rzekomego przekazania dokumentacji sprawy Leszka Białego bezpośrednio Romanowi Romkowskiemu to nie ma na to żadnego potwierdzenia. Wydaje się to tłumaczeniem funkcjonariuszy UB, którzy chcieli w ten sposób stworzyć wrażenie, że wszystkie zbrodnie, które popełniali, robili na zlecenie centrali. Klasyczne przerzucanie odpowiedzialności za własne czyny na inne osoby. Przesłuchiwani w latach 50. funkcjonariusze UB rzeczywiście lansowali tezę, iż śmierć Leszka Białego oraz „Bolesława” była następstwem samobójstwa. Należy stanowczo odrzucić te twierdzenia, ponieważ nie mają one absolutnie żadnego poparcia w zachowanej dokumentacji.
Zatrzymany w ramach szerszego rozpracowania AK
Mimo upływu tylu lat ciągle nie znamy okoliczności, które doprowadziły do aresztowania „Jakuba”. Co na ten temat wie dr Osiński?
- Po zdobyciu miasta komuniści przystąpili natychmiast do obsadzania wszystkich możliwych instytucji oraz eliminowania rzeczywistych i potencjalnych wrogów. W pierwszej kolejności działania te wymierzono w członków AK, ponieważ były to osoby przeszkolone wojskowo, często posiadające broń, mające ugruntowane poglądy polityczne i będące przeciwnikami komunizmu. W aktach oskarżenia zatrzymanych wówczas osób znajduje się kuriozalne sformułowanie, głoszące wprost, że powodem aresztowania był fakt, iż w czasie II wojny światowej były one członkami AK! Rozpoznanie bydgoskiej grupy AK przez komunistów było prowadzone już w czasie wojny, co wynikało ze współpracy, którą AK prowadziła z komunistyczną partyzantką zrzuconą przez sowietów w Borach Tucholskich. Partyzanci ci nie tylko walczyli z Niemcami, ale również zbierali informacje o strukturach i kadrach AK, które przydały się później do prowadzenia inwigilacji i aresztowań wśród byłych akowców. Leszek Biały został więc zatrzymany w ramach szerszego rozpracowania wymierzonego w działaczy AK.