Podlaskie to świetne miejsce na filmowe sagi (zdjęcia)
Tak uważa Andrzej Beya-Zaborski, znany białostocki aktor. W kultowej komedii Jacka Bromskiego „U Pana Boga...” trząsł komendą policji w Królowym Moście. - To ten film rozsławił Podlasie na całą Polskę - zapewnia.
Z jednej strony stało się znane, ale z drugiej nie. Mieszkam na zabitej dechami wiosce. Kiedyś przychodzi do mnie sąsiad. I mówi tak: Wy się śmiejecie, że tutaj taka bieda, rozwalające się płoty pokazujecie. A u mnie polbruk na podwórku jest. I co ja miałem mu odpowiedzieć?- śmieje się Krzysztof Dzierma. Tak nawiązuje do popularnej komedii Jacka Bromskiego. „U Pana Boga...”, w której przed laty zagrał proboszcza Antoniego. I to jak!
Teraz też mu się usta nie zamykają. Bo za chwilę opowiada inną zabawną historię. Kiedyś zawitali do niego rowerzyści z Gdańska. Przyjechali, by spróbować podlaskiego samogonu. - Bimber wypili, ale jak trawę zdeptali! Tyle skorzystałem - wzdycha Krzysztof Dzierma. Tak odpowiada na pytanie, co zyskało Podlasie dzięki filmom Jacka Bromskiego.
„U Pana Boga...” to opowieść o perypetiach mieszkańców Królowego Mostu na Podlasiu. Andrzej Beya-Zaborski, aktor Białostockiego Teatru Lalek zdradza, że nie tak od razu wybrano plenery Białostocczyzny. - Najpierw scenariusz przygotowano dla Śląska. Ale była żona Jacka Bromskiego, która pochodzi z Białegostoku, widziała nasze przedstawienia. Graliśmy w Warszawie. Zaproponowała Jackowi, by nas zobaczył. Obejrzał spektakl. I postanowił obsadzić nas w swoim filmie. Tak się zaczęło - wspomina Andrzej Beya - Zaborski.
W „U Pana Boga...” wystąpiło wielu białostockich aktorów. To m.in. Ryszard Doliński, Alicja Bach, Adam Zieleniecki, nieżyjący już Mieczysław Fiedorow (fenomenalnie zagrał burmistrza-poetę) oraz Sylwia Janowicz-Dobrowolska. Andrzej Zaborski, od kiedy zagrał komendanta Henryka, stał się jeszcze bardziej rozpoznawalny. I ani razu nie miał kłopotów z prawdziwą policją.
- Mówiono do mnie „panie komendancie” - zdradza aktor BTL-u.
Chyba nie przyniósł wstydu mundurowym tą rolą, skoro aż tak go szanują. A swojego bohatera lubi. Śmiało mógłby się podpisać pod słowami, które Henryk w rozmowie z księdzem wypowiadał nad swojską kiełbaską i chlebem ze smalcem: „A czego tu się martwić, jak nie ma powodów do zmartwień? Na polach obrodziło, żniwa pokończone. Żeby kto chorował nic mi nie wiadomo (...) W domu spokój, z zięcia pociechę i wyrękę mam. To czego tu chcieć? Co prawda ryby mogłyby trochę lepiej brać (...) A słoninka zimą solona najlepsza. Ale trzeba do niej coś na wątrobę, inaczej zatłustowato. Wątroba długo nie wytrzyma bez wsparcia”. I zaraz policyjnym nosem i smakiem podniebienia wyniucha, kto pędził bimber spod Supraśli nalany przez proboszcza.
- Bo to swój człowiek, rubaszny, dowcipny. Ale na swój sposób też romantyczny - chwali Beya-Zaborski. To właśnie dzięki niemu do filmu trafił taki zwrot jak „bez zdaj racji” (czyli „bez podania powodu”). - To powiedzenie mojego teścia. Ale bardzo mi się też podoba „morda doprasza się kułaka”. To też było u Bromskiego - śmieje się aktor.
Zapamiętał też jeszcze inną komiczną sytuację. - Raz Jacek Bromski zwrócił się przeze mnie do Krzysia, który grał księdza. Miałem mu powiedzieć, żeby troszkę żywiej grał. Kiedy powiedziałem to Krzysztofowi, ten tylko odparł: Wiedziały gały, co brały. I na tym się skończyło - wspomina Andrzej Beya-Zaborski.
Bo Krzysztof Dzierma jest znany z niezwykłego humoru i zabawnych tekstów. Rzadko bywa serio. - Jak to się stało, że zagrałem? O mój Boże, trzeba Jacka Bromskiego zapytać. To on zrobił mnie księdzem. I wszyscy się teraz ze mnie śmieją - żartuje Krzysztof Dzierma.
Przysięga, że na aktorstwie nie zna się ani trochę. Przecież od lat komponuje muzykę teatralną i wykłada piosenkę aktorską w białostockiej Akademii Teatralnej. Ale rolę proboszcza Antoniego zagrał po prostu koncertowo. - Oj, latałem w sukience, ganiałem za kurą, jajka zbierałem. No co ja mogłem się nauczyć? Pszczoły mam, miód wybieram, to raczej ja ich uczyłem, jak to trzeba robić. A nie rola mnie - śmieje się Krzysztof Dzierma.
I dodaje z rozbrajającą szczerością: - No, źle się grało. Proszę pani... Ostatnia seria, pięć monologów z Przenajświętszą Panienką. Ja sam, zero aktorów. Cała ekipa i pięć monologów na pamięć. Ja sam z kapliczki do kapliczki. To jak by się pani grało? Fajnie? - tak odpowiada na nasze pytanie.
Ale tak wszedł w swoją rolę, że z ludźmi do dzisiaj wita się uprzejmym „Szczęść Boże”. Chociaż żadnego filmu z tryptyku nie oglądał od początku do końca. - Jakoś tak wyszło - usprawiedliwia się.
Królowy Most w trylogii Jacka Bromskiego „U Pana Boga...” to zlepek kilku miejscowości wokół Białegostoku. Komendant urzędował więc w Supraślu, kościół był w Sokółce. A w tykocińskim alumnacie, czyli w filmowej Gospodzie Zapiecek przy ul. Poświętnej znajdowała się restauracja Struzikowej (prawdziwej seksbomby o ponętnych kształtach). To tu m.in. świętowano jubileusz księdza proboszcza. A na moście nad rzeką Narew ludzie protestowali przeciwko budowie supermarketu. Na jednej z ulic świadek koronny Bocian (Emilian Kamiński) wymierzył sprawiedliwość gangsterowi Gruzinowi. Zaś na placu przed kościołem w Tykocinie kręcono scenę nadjeżdżającego autobusu PKS - z mamą świeżo upieczonego policjanta Mariana Cielęckiego.
Ks. Witold Nagórski, były proboszcz parafii w Tykocinie z rozrzewnieniem wspomina czas, gdy kręcono „U Pana Boga...” I nie ma wątpliwości, że film stał się niebanalną promocją miasta. - W alumnacie do tej pory wisi filmowy plakat. I ludzie przy nim robią sobie zdjęcia - mówi ks. Nagórski.
Gdzie nam będzie lepiej? W Supraślu
Sandomierz ma swojego „Ojca Mateusza”, wieś Jeruzal na Mazowszu słynie z telewizyjnego serialu „Ranczo”. W Supraślu za to od kilku lat są kręcone zdjęcia do „Blondynki”. To serialowa opowieść o przygodach weterynarz Sylwii Kubus. Nieraz mieliśmy okazję przyjrzeć się pracy filmowców. A oni pokochali miejsce, w którym pracowali. Śmiało można rzec, że zadomowili się tutaj.
- Pięknie tutaj jest. Ten spokój, ta cisza, takie nieśpieszenie się. Wydaje się, że tu czas wolniej płynie. Zawsze, gdy tu jestem, odwiedzam Kopną Górę. Poczułem czar tego miejsca - zachwycał się znany aktor Andrzej Grabowski, serialowy wójt Traczyk.
Podlasie zauroczyło też Natalię Rybicką. która gra tytułową blondynkę. Zastąpiła Joannę Moro, która wcześniej zdobyła serca widzów główną rolą w serialu „Anna German”, a w dwóch ostatnich sezonach wcielała się w postać Sylwii Kubus.
Położone nad rzeką miasto to idealne miejsce do kręcenia „Blondynki”. - Nie rozstajemy się z Supraślem. Gdzie nam będzie lepiej i piękniej? - nie miał wątpliwości Mirosław Gronowski, reżyser.
Filmowców można było więc spotkać niemal w każdym supraskim zakątku. A to w Pałacu Buchholtzów, a to przed kościołem, a to na ulicy 3 Maja czy w urzędzie. Serialowy włodarz mieszka z niepełnosprawną córką w pięknym drewnianym domu, który należy do znanej w Supraślu rodziny Ołdytowskich. Budynek pochodzi z lat 60. XIX wieku. Do filmu został wybrany ze względu na wnętrza.
- Oglądam odcinki. Odbieram je bardzo subiektywnie - przyznaje Tomasz Ołdytowski. Przypomina, że to właśnie Jacek Bromski pierwszy dostrzegł uroki Podlasia. - A to, że u nas jest kręcona „Blondynka” to znakomita promocja. Jednak szkoda, że w serialu nazwę Supraśl zamienia się na Majaki - żałuje Tomasz Ołdytowski.
Czy Jacek Bromski z ekipą „U Pana Boga...” powinien wrócić na Podlasie? Pomysł popiera Andrzej Beya-Zaborski. - Uważam, że ten film bardzo rozsławił Podlasie. Był dla nas reklamą na cały kraj. Mnóstwo ludzi się o nas dowiedziało. Żałuję, że dalej go nie kręcimy - uważa Andrzej Beya - Zaborski.
Za to Krzysztof Dzierma jest realistą. - Wie pani, chyba nie powinien być kontynuowany. Były trzy takie filmy. I wystarczy - ocenia. Bo według niego na dobrą produkcję trzeba mieć pomysł. Jeśli go zabraknie, to i duże pieniądze nic nie dadzą.
U Pana Boga za piecem - polski film fabularny z 1998 w reżyserii Jacka Bromskiego, pierwsza część trylogii filmowej mieszczącej również „U Pana Boga w ogródku” (2007) i „U Pana Boga za miedzą” (2009). Ten ostatni w ciągu 6 tygodni emisji w polskich kinach osiągnął 4.566.867 zł ze sprzedaży biletów.
Blondynka - polski serial obyczajowy, emitowany od 7 marca 2010 w TVP1. Reżyserem serialu jest Mirosław Gronowski.
Serial odniósł sukces komercyjny i zdobył dużą liczbę widzów, co skłoniło TVP1 do zamówienia drugiej serii, która miała być realizowana wiosną 2011. Stało się to jednak dopiero wiosną 2013. Następne serie powstają corocznie. Od 2014 roku w tytułowej roli Julię Pietruchę zastąpiła Joanna Moro, a od 2016 główną rolę gra Natalia Rybicka. Serial jest realizowany m.in. w Białymstoku i Supraślu.