Poseł Janusz Sanocki oskarża policję
- Policja oskarża przypadkowych ludzi - atakuje poseł Sanocki. - Nie mamy sobie nic do zarzucenia - broni się nyska policja.
Banalne na pozór zdarzenie miało miejsce w Nysie 6 kwietnia. Poseł Janusz Sanocki szedł akurat do swojego biura.
- Przegoniłem dwóch nieznanych mi mężczyzn, którzy pili piwo na podwórzu kamienicy - opowiada poseł Janusz Sanocki. - Jeden potem podszedł do mnie i groził mi.
Poseł złożył zawiadomienie o przestępstwie. Policja sprawdziła więc zapis z monitoringu kamery w tym rejonie.
- Na tej podstawie policjanci wytypowali osoby, które były w tym miejscu we wskazanym czasie - mówi Piotr Tarapata, zastępca komendanta powiatowego policji w Nysie. - Wezwaliśmy na przesłuchanie wytypowanego mężczyznę. On przyznał się do winy, złożył wyjaśnienia i zaproponował, że chce się dobrowolnie poddać karze.
Akt oskarżenia przeciwko Adamowi P. z Nysy trafił we wrześniu do sądu w Nysie. Sąd uznał, że sprawa nie budzi wątpliwości. W postępowaniu uproszczonym, bez przesłuchiwania świadków, skazał Adama P. na 30 godzin prac społecznych.
- Już po wyroku Adam P. podszedł do mnie z żalem, że przeze mnie musi odrabiać prace społeczne - mówi poseł Janusz Sanocki. - Wtedy się dowiedziałem, że go oskarżono o groźby karalne pod moim adresem, choć to przecież nie on. Żaden z tych mężczyzn na podwórzu na pewno nie był Adamem P., którego znam od 20 lat. Sam mu pomogłem napisać odwołanie od wyroku i napisałem oświadczenie, że to nie on mi wtedy groził.
- Oskarżony nie musiał się ani przyznawać, ani nawet składać wyjaśnień - dziwi się sprawie prokurator rejonowy Sebastian Biegun. - Tymczasem jego wyjaśnienia są zbieżne z tym, co opisał poseł i co znajduje się na filmie z monitoringu. Ta sprawa nie budzi naszych wątpliwości.
- On się przyznał w czasie przesłuchania, bo jest lekko upośledzony umysłowo. Na nagraniu z monitoringu wcale go nie widać - oponuje poseł.
- Na jakiej podstawie poseł twierdzi, że oskarżony jest upośledzony? - pyta prokurator. - My nie mamy podstaw, żeby kwestionować jego poczytalność.
Pełny proces sądowy Adama P. miał się zacząć we wtorek, ale mężczyzna nie odebrał wezwania do sadu.
- Ta sprawa jest przykładem patologicznego działania policji - denerwuje się Sanocki. - Postawili zarzuty komukolwiek, nie konfrontując podejrzanego nawet ze mną, bo przecież od razu bym go wykluczył. Zrobili to, żeby sobie podreperować statystyki wykrywalności.
- Sprawdzaliśmy po wszystkim, czy nie doszło do przewinienia dyscyplinarnego u któregoś z policjantów. I nie mamy sobie nic do zarzucenia - odpowiada komendant Tarapata.