Post, kyćki i śmiguśny poniedziałek, czyli jak to dawniej we wsi bywało...
90-letnia Rozalia Rapciak z Poręby Górnej jest skarbnicą tradycji i zwyczajów świątecznych. Kobieta pięlęgnuje je do dnia dzisiejszego, i skrupulatnie przekazuje je swoim wnukom.
W małej chatce w Porębie Wielkiej, niedaleko Gorczańskiego Parku Narodowego, wydaje się jakby czas zastygł w miejscu. W progu domu radosnym powitaniem: ,,Gość w dom, Bóg w dom” wita nas gospodyni - 90-letnia Rozalia Rapciak i serdecznym gestem zaprasza do środka.
Wewnątrz w izdebce ciepło od ognia strzelającego w chlebowym piecu. Ze ścian z obrazu spogląda młoda Rozalka z mężem w dniu ślubu, obok na świętych obrazach Pan Jezus z Najświętszą Panienką błogosławią gościom i domownikom.
Święconka oraz śmiguśne rozterki wiejskich panien
- Dawniej w Wielkim Poście to nawet jak ktoś nie chciał pościć, to musiał, bo taka była bieda - zaczyna swoją opowieść pani Rozalia.
Najważniejsze przygotowania do świąt zaczynały się dzień przed Niedzielą Palmową (czyli już jutro). Wtedy gospodarze robili palmy z gałązek wierzbowych, tzw. ,,kyćki”.
Rozalia Rapciak: Odkąd żyję, zawsze w Wielki Piątek poszczę o chlebie i wodzie...
Po poświęceniu, w niedzielę robiło się z nich krzyżyki, które wbijało się na rogu każdego pola. Zwyczaj ten miał zapewnić obfite plony.
W Wielkim Poście ze ścian znikały wszelkie ozdoby, które były w domu a zwłaszcza ręcznie robione kwiaty z bibuły, którymi przystrajano święte obrazy w święta Bożego Narodzenia.
- To był czas umartwienia, więc na bok trzeba było odstawić skrzypce i harmonię - zaznacza 90-latka.
Wielki Piątek to tradycyjny post o chlebie i wodzie.
- Mimo swoich 90-lat ani razu nie zjadłam nic więcej prócz kromki chleba - podkreśla kobieta.
W Wielką Sobotę wszyscy śpieszyli, by poświęcić pokarmy. Do koszyka oprócz chleba, kiełbasy, chrzanu, masła i czosnku wkładało się także dwa ziemniaki do sadzenia.
- Kładło się je zawsze pod pierwsze skiby w rzędzie - opowiada pani Rozalia.
- Jak wyrosną, to otaczałam je patykami, żeby podczas wykopków jako pierwsze do piwnicy wsadzić - dodaje.
Poświęconą wodą kropiło się obficie także zboże do siewu.
- U nas w domu nigdy nie wolno było nic zjeść ze święconki, trzeba było czekać do niedzieli, choć dzieci zawsze coś tam skubnęły, jakiś kawałek kiełbasy czy jajka - nadmienia. Najtrudniej było dzieci odgonić od babki świątecznej, pieczonej raz do roku z kupnej mąki - dodaje.
W Wielkanoc obowiązkowo o świcie każdy śpieszył na rezurekcję. Z niedzielnego obiadu koniecznie trzeba było coś zostawić na talerzu, żeby się ze zwierzętami podzielić.
Wieczorem chłopcy na palcach odliczali godziny do śmiguśnego poniedziałku.
Jak we wsi była urodziwa panna, to w lany poniedziałek nie było na niej suchej nitki
- Jak której panny się nie oblało, to był dla niej wielki powód do strapienia. A jak która była wyjątkowo urodziwa, to suchej nitki na niej nie było - podkreśla 90-latka z uśmiechem.
- Mój Boże, to były piękne czasy, zawsze było tyle uciechy, a wody w chałupie po kostki - wspomina 90-latka ze wzruszeniem.
Bóg, radość i uczciwość - receptą na długie zdrowie
Staruszka mimo dostojnego wieku ma w sobie wiele energii. Już planuje przedświąteczne porządki.
Jaki jest przepis na długie życie, humor i zdrowie - pytamy?
- Recepta jest prosta. Trzeba żyć uczciwie, z Panem Bogiem, cieszyć się każdy dniem i z krzywdy ludzkiej nigdy się nie spowiadać - odpowiada kobieta.