Ogień na składowisku przy Kleszczowskiej nie pojawił się z powodu samozapłonu - to jest pewne. Ze wstępnych oględzin pogorzeliska wynika, że mogło dojść do podpalenia. Jednak na precyzyjną odpowiedź jeszcze poczekamy.
Trujące kłęby dymu nad Żorami zdążyły się już rozwiać, a pogorzelisko stygnie. Jeszcze na długo w okolicy będzie jednak gęsto od domysłów - co się stało ze składowiskiem i jak mogło dojść do tak niszczycielskiego pożaru? Przyczyny pojawienia się ognia będzie wyjaśniać prokuratura, to jednak zadanie na dłuższy czas. Z pierwszych, najbardziej wstępnych ustaleń biegłych z zakresu pożarnictwa wyłania się obraz tego, co okoliczni mieszkańcy podejrzewali od samego początku - najprawdopodobniej ktoś podpalił teren składowiska. Do pożaru doszło pod koniec listopada 2018. Co wiadomo w grudniu?
- Przyczyną pożaru, jak uznał wstępnie biegły przeprowadzający oględziny na składowisku tuż po jego wygaśnięciu, prawdopodobnie mogło być podpalenie. Postępowanie w tej sprawie jest w toku - wyjaśnia Joanna Smorczewska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
Pożar na składowisku opon i innych odpadów sztucznych w żorskiej dzielnicy Kleszczów wybuchł 28 listopada 2018 około godz. 1.30. Po zakończonej akcji gaśniczej strażacy podsumowali, że spłonęła powierzchnia blisko 15 tys. m. kw. stert odpadów i zużytych opon. Walka z szalejącym żywiołem trwała w sumie 9 dni, z czego przez 6 strażacy uskuteczniali akcję gaśniczą, przez ostatnie 3 dodatkowo dozorując pogorzelisko, by nie zajęło się od nowa.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień