„Precz z komuną” Piotrowicza. Co mówią akta IPN?
Nigdy nie oskarżał opozycjonistów, a wręcz im pomagał - oświadczał publicznie. Jednak akta w archiwach rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej świadczą, że w swoich twierdzeniach mijał się z prawdą.
Stanisław Piotrowicz - dziś prominentny polityk Prawa i Sprawiedliwości, ale jeszcze w okresie studiów członek Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, z czego miał profity niedostępne dla „zwykłych” studentów. Tuż po studiach wstąpił do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i robił w niej partyjną karierę. Regularnie i za zgodą wojewódzkiego urzędu spraw wewnętrznych otrzymywał paszport i podróżował nie tylko do „demoludów”, ale i do krajów za żelazną kurtyną, na co władza socjalistyczna pozwalała tylko zaufanym. Nie był ofiarą komuny, był jej beneficjentem. Dziś z sejmowej trybuny krzyczy: „Precz z komuną”.
Sprawa Pikula
W 1982 roku w miejscach publicznych Jasła znajdowano ulotki antysocjalistyczne. Milicja wytypowała na podejrzanego Antoniego Pikula, działacza solidarnościowego. Milicyjny kipisz w domu Pikula niczego nielegalnego nie ujawnił. Ulotki i nielegalne wydawnictwa znaleziono za to w jego miejscu pracy. Prokuratura Rejonowa w Jaśle uznała latem 1982 roku, że… kontynuuje działalność zawieszonego związku zawodowego „Solidarność” i że gromadzi antypaństwowe wydawnictwa „celem ich rozpowszechniania”. Pikul nie przeczył, że wydawnictwa posiada, bo mają wartość historyczną. Ale nie ma mowy o gromadzeniu w celu rozpowszechniania. Prokuratura zdecydowała, by postępowanie prowadzić w tzw. trybie doraźnym „ze względu na znaczną szkodliwość społeczną czynu”. A w takim wyroki były znacznie wyższe niż w postępowaniu zwykłym i bez zawieszenia kary.
We wrześniu 1982 roku do sprawy włączył się Stanisław Piotrowicz, wiceprokurator Prokuratury Rejonowej w Krośnie, delegowany do Prokuratury Rejonowej w Jaśle (tak w dokumentach). Obrońcę Pikula (Stanisława Zająca, późniejszego senatora RP) poinformował na piśmie, że w Areszcie Śledczym w Rzeszowie „nastąpi zaznajomienie podejrzanego z aktami śledztwa”.
Sporządzony odręcznie przez Piotrowicza protokół z tego wydarzenia mówi, że Pikul nie przyznaje się do prowadzenia działalności związkowej. Protokół podpisali: Zając, Pikul, Piotrowicz. Jeszcze tego samego września 1982 r. Piotrowicz zdecydował o zamknięciu śledztwa. Na dwa dni później datowany jest, sporządzony przez Piotrowicza, akt oskarżenia Pikula: „Będąc członkiem NSZZ „Solidarność”, którego działalność została zawieszona, nie odstąpił od udziału w jego działalności”. Oskarżył też o „gromadzenie w celu dalszego rozpowszechniania nielegalnych wydawnictw”, choć „gromadzeniu i rozpowszechnianiu” przeczył sam Pikul, a żaden ze świadków takiego zarzutu nie potwierdził.
Z aktu oskarżenia autorstwa Piotrowicza:
„W wyniku działań, podjętych przez Kom. Woj. MO w Krośnie w wysokim stopniu uprawdopodobnione zostało, że rozpowszechnieniem tychże ulotek zajmuje się Antoni Pikul. Bezspornym jest również, że powyższe ulotki i czasopisma gromadził w celu ich dalszego rozpowszechniania” - oskarżał Piotrowicz.
I pokusił się o ocenę zeznań Pikula: „Wyjaśnienia podejrzanego nie brzmią jednak przekonywująco. Dokonane ustalenia pozwalają na niebudzące wątpliwości przyjęcie, że Antoni Pikul w czasie obowiązującego stanu wojennego postępowaniem swoim dopuścił się przestępstwa”. W akcie oskarżenia jest i sformułowanie o „rozrzucaniu ulotek o treści antypaństwowej”. I zalecał proces w trybie doraźnym!
To Stanisław Zając zakwestionował wartość dowodów przeciwko Pikulowi, więc Sąd Wojewódzki w Krośnie orzekł, by akta zwrócić do krośnieńskiej prokuratury. Inny niż Piotrowicz prokurator z Jasła zdecydował, że sprawa powinna trafić do prokuratury garnizonowej. Rzeczywiście to prokurator wojskowy, a nie Piotrowicz - co ten często podkreśla - przed sądem oskarżał Pikula. Sąd wojskowy sprawę umorzył. Z takim też uzasadnieniem: „W kontekście tego przypadku trudno jest stosować ocenę szczególnie wysokiego stopnia społecznego niebezpieczeństwa czynu”. Natomiast w akcie oskarżenia autorstwa Piotrowicza wyraźnie stoi o „szczególnie wysokim stopniu społecznego niebezpieczeństwa”.
Kiedy przeszłość posła PiS stała się wiedzą publiczną, ten głosił, że pomógł Pikulowi. Pikul odpierał, że żadnej pomocy od Piotrowicza nie doświadczył. Poseł początkowo wielokrotnie zapewniał, że pod żadnym dokumentem sprawy Pikula nie ma jego podpisu. Akta mówią, że przynajmniej pod trzema, w tym - pod aktem oskarżenia.
Pomocna dłoń prokuratora?
Kiedy wokół przeszłości publicznie wojującego z Trybunałem Konstytucyjnym posła Piotrowicza zrobiło się głośno, w jego obronie stanęła Zofia Jankowska z Krosna. Twierdziła, że Piotrowicz pomógł jej uniknąć więzienia za kolportowanie pism niezależnych.
„Dzięki jego odwadze nie trafiłam do więzienia, nie odebrali mi dzieci, a sprawę umorzono” - ogłosiła w jednym z prawicowych tygodników. Z akt IPN trudno wywnioskować taką pomoc. A odwagę Piotrowicza tym bardziej. I sprawa z pewnością nie dotyczyła okresu stanu wojennego, jak zapewniała, ale roku 1985.
Na kolportowaniu „Biuletynu Podkarpackiego” w Krośnieńskich Hutach Szkła przyłapano Edwarda B. Ten natychmiast wskazał milicjantom, że otrzymywał je od swojej siostry Zofii Jankowskiej. Jankowska już w pierwszym protokole przysłuchania zdradziła, że pisma przynosił jej Józef K. z Iwonicza. Śledztwo nadzorował Stanisław Piotrowicz, wiceprokurator Prokuratury Rejonowej w Krośnie. W jednym z podpisanych przez siebie pism wnioskował o przedłużenie śledztwa, bo „należy przedstawić zarzut ob. Józefowi K.” To Piotrowicz wnioskował o postawienie K. zarzutów, przesłuchanie go w charakterze podejrzanego, a także… „skonfrontowanie z osobami pomawiającymi go o działalność przestępczą”.
Rzeczywiście do konfrontacji doszło. Jankowska i jej brat obciążali Józefa K., ten nie przyznawał się do winy. Także mąż Zofii oświadczył, że to K. przynosił żonie „Biuletyn”. Widocznie efekty pracy śledczych z krośnieńskiego WUSW nie zadowoliły prokuratora Piotrowicza, bo zarządził ponowienie konfrontacji.
„W szczególności proszę postawić zarzut z art. 45 prawa prasowego Edwardowi J. i Zofii Jankowskiej oraz przesłuchać ich w charakterze podejrzanych. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że brali oni udział w rozpowszechnianiu nielegalnych wydawnictw, a ich mieszkanie było niejako punktem kontaktowym”. A poprzednie konfrontacje „przeprowadzone były w sposób nierzetelny” - uzasadniał i zarządził ponowną konfrontację.
Podczas drugiej konfrontacji Jankowska i jej brat uparcie obciążają Józefa K., ten uparcie nie przyznaje się do tego, by im dostarczał „Biuletyn”. Po wszystkim Jankowska zeznaje do protokołu: „W tej chwili żałuję, że dałam się w to wszystko wciągnąć”. Zapewnia, że w przyszłości „nigdy nie powtórzą się takie sprawy”. Podobną postawą wykazuje się jej brat, a Józef K. dalej szedł w zaparte. W efekcie por. Tarnawski z krośnieńskiego WUSW wnioskował, by sprawę Józefa K. wyłączyć do osobnego postępowania, a sprawę Jankowskiej i jej brata - umorzyć. Bo „ich dotychczasowy tryb życia, nienaganne zachowanie, niekaralność stwarza warunki do warunkowego umorzenia im postępowania przygotowawczego”. A dla Józefa K. - akt oskarżenia. Bo się nie przyznał.
Wiceprokurator Prok. Rej. w Krośnie Stanisław Piotrowicz wniosek porucznika WUSW zatwierdził i postępowanie wobec Jankowskiej i jej brata warunkowo umorzył. Bo „przyznała się, ujawniając wszystkie okoliczności” oraz „będzie przestrzegała porządku prawnego” - napisał w uzasadnieniu. I podpisał. Czy tak wyglądała pomoc prokuratora Piotrowicza wobec Zofii Jankowskiej? Bo o podobnej pomocy wobec Józefa K. akta nic nie mówią.
Student i prokurator podróżuje
W IPN dotarliśmy do dokumentów, które rzucają światło na czasy studenckie późniejszego prokuratora. Student prawa UJ Stanisław Piotrowicz podróżował do miejsc, do których inni peerelowscy studenci dotrzeć nie mieli prawa. Choćby przez brak paszportu, z którego uzyskaniem student, a potem prokurator Piotrowicz nie miał problemu.
Zaczął wojaże jeszcze w 1976 roku, kiedy zwrócił się do WUSW z prośbą o paszport, bo chciał jechać do Austrii, Włoch, Jugosławii i na Węgry. Wycieczkę Almaturu zaplanowano na październik 1976 roku. W rubryce „przynależność” student Piotrowicz podał: Socjalistyczny Związek Studentów Polskich - członek. I to, że już w 1976 roku był w ZSRR, i że jego starszy brat jest prokuratorem w Bochni. Stosunek do służby wojskowej? Kategoria „D”, czyli zdolny do służby w formacjach samoobrony. Za Piotrowiczem wstawiła się organizacja, pisząc do WUSW.
Na pieczątce nadawcy: „Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, Biuro Podróży i Turystyki „Almatur”. W trzy miesiące po tym, jak władza krwawo rozpędziła protesty w Radomiu i Ursusie, student Piotrowicz, razem z kolegami z SZSP, pojechał na wycieczkę za żelazną kurtynę. Dwa lata później był już członkiem PZPR. W 1981 roku, za zgodą bezpieki, pojechał do Francji, przez Austrię, Włochy i RFN. We wniosku paszportowym do WUSW napisał o sobie: „PZPR - członek egzekutywy POP w Prokuraturze Wojewódzkiej i Rejonowej w Krośnie”. I jeszcze dziwny dopisek: „1976 - Włochy - wyjazd z KWMO Tarnów”.
W 1984 r. był w Czechosłowacji, rok później pojechał do Włoch. Tym razem we wniosku paszportowym napisał, że jest członkiem PZPR, „kierownikiem szkolenia w POP przy Prokuraturze Wojewódzkiej i Rejonowej w Krośnie”. Za wyraz nadzwyczajnego zaufania do wnioskodawcy należy uznać, że otrzymał paszport wielokrotnego przekraczania granicy, z dwuletnim terminem ważności.
I później socjalistyczna władza nie utrudniała mu podróży: w 1986 r. znów podróż do Czechosłowacji, a potem trzy lata z rzędu jeździł do RFN. W jego aktach paszportowych nie ma ani jednego dokumentu, który mówiłby, że bezpieka z WUSW odmówiłaby mu choć raz wydania paszportu.
Dziś poseł Piotrowicz krzyczy z mównicy sejmowej: „Precz z komuną”, jest przewodniczącym sejmowej Komisji Sprawiedliwości. Podczas swojej ostatniej konferencji prasowej oświadczył:
- Nie mam powodów, aby się wstydzić, podczas pracy w prokuraturze zawsze zachowywałem się przyzwoicie, zawsze zmierzałem do prawdy i sprawiedliwości.
Należałoby dodać: sprawiedliwości socjalistycznego porządku prawnego też.