Przegląd muzyków orkiestrowych. Felieton Tadeusza Płatka
Pierwszy skrzypek – najdumniejszy, słusznie przekonany o swojej wyjątkowości. Gra, w końcu, pierwsze skrzypce dosłownie i w przenośni, nawet gdy siedzi w ostatnim pulpicie.
Drugi skrzypek – zajmuje bez wątpienia najbezpieczniejsze miejsce w zespole. Od publiczności oddziela go dwuszereg pierwszych skrzypiec, mógłby sobie więc na pulpicie postawić komórkę i coś tam ma niej robić. Niestety jest również najbardziej zapracowanym muzykiem w zespole. Gra praktycznie przez cały czas i to zwykle nie melodie, tematy, tylko tzw. „motor”. Tłumaczy światu, że gdyby nie on, to cała orkiestra by się rozleciała, w czym jest sporo prawdy.
Altowiolista – postać tragiczna. Obiekt durnych kawałów w stylu: „Po czym poznać, że scena w filharmonii jest nierówna? Po tym, że altowioliście ślina leci tylko z lewego kącika ust”. Trudno ustalić, skąd się bierze ten hejt i bezsensowna łatka „gorszych skrzypiec”, tym bardziej że altówki stanowią dusze orkiestry.
Wiolonczelista – jeżeli by wziąć stereotypowy wizerunek klasycznego muzyka, jako istoty uduchowionej, romantycznej, z czystymi paznokciami i szaliczkiem, to wiolonczeliście do nie go chyba najbliżej. Z jednej strony postawny (bo od dziecka musi na plecach nosić to pudło), z drugiej liryczny. Jeżeli wiolonczelista występuje w rodzaju żeńskim to zwykle wszyscy do niej wzdychają. W piosenkach i nie tylko.
Kontrabasista – równy chłop. Taki, co to po koncercie pójdzie na wódkę, wstanie o szóstej rano, skosi trawę sąsiadce, a potem jeszcze naprawi samochód na cegłach. Jedynym jego czułym punktem jest fakt że mało kto z najsłynniejszych kompozytorów zainteresował się jego kontenerem, w związku z tym rzadko kontrabas gra solowe koncerty. Raczej skupia się w grupie innych kontrabasistów, którzy już stanowią potężną gromadkę i lepiej z nimi nie zadzierać.
Flecista piccolo – aktor Jan Nowicki powiedział kiedyś cos w stylu, że mężczyzna grający na małym flecie nie zasługuje na porządny obiad, że nie wyobraża sobie, żeby miał, jak prawilny np. robotnik, spożywać schabowego z ziemniakami i kapustą. To jest oczywiście bzdura, bo granie na pikulinie i zwykłym, poprzecznym flecie, wymaga pary w płucach i zwykle są to duże chłopy - a nie jakieś chucherka.
Oboista – podobnie jak klarnecista i fagocista wciąż bawi się stroikami (czyli tym, co sobie wkłada do buzi). Ma swoje małe pudełeczko, listewki, nożyki, macza to w wodzie, docina, wiąże, mnóstwo z tym roboty. Gdy mu się zdarzy zagrać nieczysto, to wszystko zwala właśnie na te stroiki.
Trębacz – powiedzenie „bo ci żyłka pęknie” pochodzi właśnie od trębaczy. Ma ambicję, żeby grać coraz wyższe dźwięki, co jest ryzykowne, bo ciśnienie mu od tego rośnie i może mu żyłka pęknąć. Chciałby grać hejnał na Wieży Mariackiej, bo to dobra fucha, ale się boi, że nie przejdzie testu sprawnościowego, poza tym nie chce mu się łazić po schodach, woli iść na piwo i grać Mozarta. Właśnie w tej kolejności.