Zajrzeliśmy do prasy z lat 30. A tutaj - więzień żywiący się żelaznymi łyżkami, posada dla ekspedienta z referencjami i... własną pościelą.
Zaglądamy do jednego z październikowych numerów Słowa Pomorskiego z 1938 roku. Wśród lokalnych informacji jest wzmianka o pani Goldmann, która została skazana na areszt za ... odmłodzenie się o dziewiętnaście lat. 39-latka przerobiła bowiem dowód osobisty, co kosztowało ją dwa tygodnie utraty wolności. W areszcie znalazła się również kobieta, która zaatakowała księdza w Bydgoszczy. Dziennikarz relacjonował to: „Ks. słuchał spowiedzi w konfesjonale. Nagle podbiegła jakaś niewiasta i obrzuciwszy kapłana stekiem niecenzuralnych wyzwisk, szybkim ruchem dobyła z teczki butelki i chlusnęła z niej płynem na księdza. Okazało się, że był to kwas solny. Ksiądz nie odniósł poważniejszych obrażeń, a wzrok ocaliły mu noszone przezeń okulary. Pół godziny później mógł odprawiać mszę”. Zatrzymana Jadwiga W. była pacjentką zakładu dla umysłowo chorych w Dziekance pod Gnieznem. Księdza zaatakowała, gdyż miał ją wcześniej... zahipnotyzować.
Zerknijmy na strony z ogłoszeniami. W 1938 na sprzedaż lub do wynajęcia była kamienica w Toruniu, wcześniej mieściła się tutaj lecznica. Zachęta? Ponad 30 „ubikacyj”.
Dość romantycznie brzmi jedno z ogłoszeń matrymonialnych: „Panna wykształcona, młoda, niebiedna, szuka odzwierciedlenia swojej duszy w osobie sympatycznego toruńczyka z wyższym wykształceniem”. Wyjątkowo konkretny był z kolei starszy mieszkaniec Pomorza: „Właściciel 120-morg. gospodarstwa, ziemia pszenno-buraczana szuka żony, gotówki do spłaty, potrzeba 8000 zł”. Życie uczuciowe, ale i sfera finansowa kolegi nie były obojętne czytelnikowi przedwojennego dziennika, który apelował do płci pięknej: „Poszukuję żony dla swojego przyjaciela, kawalera, oficera rezerwy, posiadającego 400-morgową posiadłość. Pomorzanki względnie Wiel-kopolanki z odpowiednim majątkiem, zechcą się łaskawie zgłosić z dołączeniem swojej fotografiji, którą się zwraca. Pośrednictwo krewnych mile widziane. Bezwzględna dyskrecja, rzecz honorowa”.
Pracodawcy szukali najczęściej „rutynowych i dzielnych ekspedientek”, gospodyń ze wsi, biuralistek, tokarzy drzewnych, akwizytorów. Ciekawe brzmi ogłoszenie pana Borkowskiego, który szukał do swojego składu towarów kolonialnych młodszego ekspedienta. Ten miał mieć referencje, ale i ... własną pościel. W miejscowości Lnianek (okolice Świecia) czekała natomiast posada dla gorzelnika. Mus - samotnego!
Z 1938 roku przenosimy się do października 1929. Przy grudziądzkiej ulicy Mickiewicza do wydzierżawienia była „obszerna ubikacja nadająca się na warsztat lub składnicę”. W ogłoszeniach o tzw. komorniczych przetargach przymusowych, prym wiodły fortepiany. Komornik sądowy z Torunia informował bezlitośnie o licytacji przySzosie Chełmińskiej. Pod młotek miało pójść 20 par trzewików damskich, męskich i dziecięcych. Godzinę przed tą licytacją, można było zajrzeć na inną. Na uzbrojonych w gotówkę czekały - fortepian, pluszowy garnitur, rogi, osiem kanarków plus sześć klatek, bufet, samowar, leżanka, biurko, lustro, patefon, radjoaparat (pisownia oryginalna).
W lokalnej prasie lat 30. znaleźliśmy przepisy na takie specjały jak sznycelki z mózgu ze szpinakiem, młode kuropatwy w majonezie, ale też tygodniowe propozycje obiadów. Wśród nich: zupa głogowa z biszkoptami, zupa piwna z żółtkami, zając ze śmietaną i makaronem.
Jeśli już jesteśmy przy kulinariach, zainteresował nas artykuł „Żelazne łyżki zjada jak szparagi”.
To historia 24-latka, który został skazany na półtora roku więzienia za kradzież książeczki wojskowej. Mężczyzna notorycznie połykał łyżki, kawałki drutu i inne przedmioty - za każdym razem ratowały go operacje. Kolejny przypadek Słowo Pomorskie podsumowało: „Upartego samobójcę pogotowie przewiozło do szpitala ewangelickiego dla dokonania operacji. Więźnia umieszczono pod strażą, zachodzi bowiem podejrzenie, że symuluje on samobójstwo specjalnie w tym celu, aby ułatwić sobie ucieczkę z więzienia”.
Archiwalne numery Słowa Pomorskiego są dostępne w zasobach Kujawsko-Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej.