Przemoc u nastolatków. Byle nie na terenie szkoły...
Przemoc u nastolatków czasem trudno nam zrozumieć. - Kiedyś cała klasa się zmówiła, aby chodzić za kolegą. Asystowali mu wszyscy nawet do toalety. Chłopak się załamał, a oni się tłumaczyli, że przecież nawet go nie dotknęli - opowiada dr Piotr Kwiatkowski, psycholog.
Polska żyje napaścią gimnazjalistek z Gdańska na koleżankę. Przemoc nastolatków to taki ewenement czy po prostu tym razem się wydało?
Wydało się. Zachowań przemocowych w szkołach jest bardzo dużo, chociaż najwięcej jest przemocy innej niż fizyczna: obrażania, wyśmiewania, ośmieszania w internecie albo wykluczania z grupy.
Inni uczniowie stali i patrzyli, niektórzy filmowali. Dlaczego nikt nie reagował?
Dlatego, że jeśli mam do wyboru: biję albo jestem bity, to wolę być po stronie tych, którzy są silniejsi. Po drugie, było to dla nich widowisko, sensacja, coś, co się ogląda, jak filmiki na Youtube. Gdy wszyscy stoją i patrzą, to siłą rzeczy robię to samo, nie wyłamuję się.
Nastolatki są bardziej brutalne niż dziesięć, piętnaście lat temu?
Tak. Wychowują się w świecie programów telewizyjnych, internetu i mediów społecznościowych. W tym świecie sensacji wszystko ocenia się jako „fajne” lub „słabe”. I młodzież czuje, nawet nie przyzwolenie, ale obowiązek, żeby właśnie w ten sposób oceniać.
Dobrym przykładem jest hejtowanie w sieci: mogę kogoś zmieszać z błotem, napisać, że jest do niczego, nieważne, ile mam lat i wtedy czuję się silny. Kolejna ważna sprawa: dzieciaki w ogóle nie rozumieją swoich emocji.
Kompletnie nie potrafią określić, czy to, co czują to złość, a może smutek. Jeszcze jakiś czas temu wiedziały, że czują się z czymś dobrze albo źle, teraz coraz częściej na przyjemne i nieprzyjemne emocje reagują napięciem, które domaga się rozładowania. Często w formie agresji. To trochę jak gra, w której się zabija, żeby przejść na kolejny poziom.
Agresor jest bohaterem? Wrzuci filmik, jak poniża słabszego i zdobędzie setki lajków?
To pewnego rodzaju „sukces”. On nastolatkom kojarzy się głównie z popularnością, więc gonią za nią, jak się da. Zwróćmy uwagę na to, co bije rekordy popularności w mediach: „zgwałcił...”, „zamordował...”, więc czemu tu się dziwić?
Parę dni temu trafiłem na newsa o tym, że dziewczyna włożyła swoją świnkę morską do mikrofalówki, włączyła przycisk, a filmik wrzuciła do sieci. Podejrzewam, że w ogóle nie pomyślała o zwierzęciu, chciała zrobić coś, co uczyni ją popularną.
Ale czy to się nie ociera o zachowanie psychopatyczne?
Rys psychopatyczny polega w skrócie na tym, że jesteśmy skoncentrowani na sobie i swoich potrzebach, a innych tylko używamy. W tym sensie można powiedzieć, że wiele z zachowań młodzieży zmierza w kierunku psychopatii. Przerażające, ale coś w tym jest.
A co ze szkolnymi przyjaźniami?
Gdy prowadziłem zajęcia dla szóstych klas, zorientowałem się, że uczniowie, pomimo że znają się od paru lat, niczego o sobie nie wiedzą. Gdy pytałem, czy nie chcieliby się lepiej poznać, niektórzy robili wielkie oczy, bo nie rozumieli, dlaczego mieliby rozmawiać z koleżanką czy kolegą z klasy. Normą w kontaktach są dość ogólnikowe, płytkie rozmowy przez messengera.
Smutne.
To kolejny kamyczek do ogródka rodziców, którzy wpajają dziecku: „jesteś najważniejszy”, „załatwię to z nauczycielem, jeśli masz konflikt z tym głupim...”, „niczym się nie przejmuj, dbaj tylko o siebie”. Nie mówią mu, że aby inni je cenili i się nim interesowali, musi się wykazać tym samym.
Czy szkoły prowadzą profilaktykę antyprzemocową? Nie myślę o jednej czy dwóch akcjach, pogadance pedagoga albo plakatach w korytarzu, tylko o konkretnych, regularnych działaniach.
Bardzo niewiele szkół to robi. Ale muszę przyznać, że szkoda mi nauczycieli, nie obwiniam ich. Mają mnóstwo papierkowej roboty, ciągle są reformy, nierzadko mają uczniów z ADHD, autyzmem czy niepełnosprawnościami, którzy wymagają dodatkowej uwagi.
Na wychowywanie zostaje dramatycznie mało czasu, do tego szkoły i przede wszystkim sami rodzice kładą nacisk głównie na oceny. Rozwój emocjonalny zostaje w tyle.
Często spotykam się mniej więcej z takim oczekiwaniem ze strony szkół: „Proszę przyjść na jedno, dwa spotkania i sprawić, żeby oni byli grzeczni i żeby dawało się z nimi pracować. I żeby nie broili na terenie szkoły”. Bardzo niewiele szkół rozumie, że nie na tym rzecz polega, że trzeba asystować młodemu człowiekowi w tym, aby się rozwijał emocjonalnie i społecznie. Profilaktyka to obecnie takie piąte koło u wozu, jest tak, jak pani mówiła: plakat w holu, jakaś pogadanka i na tym koniec.
Raz na jakiś czas słychać o samobójstwach nastolatków dręczonych przez rówieśników. Dominik z Bieżunia był grzeczny i delikatny, więc przezywano go „pedziem“. Z kolei Ania spod Gdańska padła ofiarą kolegów. Przy całej klasie udawali, że ją gwałcą, dotykali, ściągali ubranie i nagrali z tego filmik. Co takiego zrobili, że zasłużyli na szykany?
Nic. To, na kogo w danym momencie „wypadnie”, zmienia się jak w kalejdoskopie. Ktoś może być za biedny, za chudy, za gruby, mieć odstające uszy... Wystarczy, że jest chociaż troszeczkę inny, zwraca uwagę. W czasie pracy z grupami zauważyłem coś jeszcze - ofiara, żeby nie stracić twarzy i nie wyjść na cieniasa, też udaje, że cała sytuacja ją bawi.
Panuje niepisany zakaz skarżenia się czy choćby okazania niezadowolenia. Przykładowo kolega odsuwa koledze krzesło, a gdy on upadnie i się potłucze, to się śmieje i udaje, że jest wszystko OK. Ale znów spójrzmy na nas samych, te zachowania są dokładną kopią postępowania dorosłego społeczeństwa.
Wystarczy raz niezręcznie się wypowiedzieć w internecie, żeby stać się obiektem zmasowanej fali szykan. Dzieciaki - jak zawsze - chłoną współczesną rzeczywistość. Potrafią doskonale wytypować grupę, którą można zaatakować. Wie pani, jaka jest teraz najmodniejsza inwektywa?
„Ty uchodźco“.
Dokładnie. Co najciekawsze, gdy rozmawiam ze sprawcami, to nie potrafią dokładnie wyjaśnić, dlaczego tak się zachowują. Bo ktoś coś głupio powiedział, bo krzywo spojrzał, bo ma ciemniejszą karnację i tak jakoś wyszło...
Przemoc wisi w powietrzu?
Tak, przy czym nastolatki często powtarzają zachowania rodziców, w których też jest mnóstwo agresji, niekoniecznie fizycznej, chociaż niekiedy też.
Sami rodzice często usprawiedliwiają albo bagatelizują sygnały o tym, że ich dzieci zachowują się agresywnie.
Łobuz w życiu sobie lepiej poradzi? Wedle badań koordynowanych przez OECD, w Polsce co piąty uczeń był ofiarą jakiejś formy dręczenia. Co gorsza niektóre jego formy trudno udowodnić.
Niestety, wielu nauczycieli, z którymi rozmawiałem, uważa, że przemoc to tylko bicie czy wyzwiska. Długo ich musiałem przekonywać, że to szersze pojęcie. Ani szkoła, ani rodzice nie tłumaczą, że można zachowywać się agresywnie również na inne sposoby. A młodzież bywa w tym okrutnie kreatywna.
Spotkałem się z taką sytuacją: niby dla żartu cała klasa zmówiła się, że będzie chodzić krok w krok za kolegą. Tylko wyszedł z sali, wszyscy ruszali gęsiego za nim. Towarzyszyli mu wszędzie, na boisku czy w toalecie... Szli za nim zupełnie bez słowa, bez dotykania go.
Chłopak bardzo szybko się załamał nerwowo i zareagował histerią. Gdy nauczyciele starali się wyjaśnić tę sytuację, uczniowie stwierdzili, że przecież to tylko zabawa, nic mu nie zrobili, nikt go nie uderzył, nie obrażał.
To co to właściwie było i czemu służyło?
Z agresji można wyciągnąć pewne korzyści - odreagować napięcie, na chwilę poczuć się silniejszym. A w tym wypadku ryzyko kary było niewielkie, no bo jak udowodnić, że zrobili coś złego?
Do tego dochodzi element pewnej zabawy w grupie, zbiorowe trollowanie, co uchodzi za rozrywkę dość niewinną i całkiem śmieszną, niestety nie dla ofiary.
Jak rozbroić taką bombę, gdy grupa w nieoczywisty sposób kogoś dręczy?
Trzeba zacząć od zrozumienia, czym jest agresja, że ma różne formy i przyjąć, że na żadną z nich się nie zgadzamy. Kolejny krok to współpraca i uczulenie na problem wszystkich pracowników szkoły, nie tylko nauczycieli, ale także woźnych, bibliotekarzy czy ochrony.
Każda z tych osób powinna reagować, gdy widzi przejawy przemocy. Należy ustalić szczegółowe procedury - jakie są konsekwencje za takie zachowania i skrupulatnie ich przestrzegać. Ważne, aby reagować nawet na te najlżejsze przejawy agresji.
Może, dopóki przemoc nie wybucha w spektakularny sposób, wygodniej jej nie zauważać?
Rzeczywiście czasem szkoły wkładają w to sporo wysiłku: nie widzą, trywializują albo tłumaczą sobie, że to, co za płotem placówki, to już inna historia. Jeśli reaguje się na przejawy agresji i o nich dyskutuje, to problem się nie pogłębia. Ale dla szkoły lepiej być, oficjalnie, wolną od przemocy, przekonywać, że uczniowie są grzeczni i spokojni. Poza tym przemoc w grupie jest zjawiskiem złożonym.
Kiedy nauczyciel zwróci uwagę na zachowanie jednego z uczniów, musi zauważyć też innego i kolejnego. Niekiedy zostanie skrytykowany za to przez rodziców, ale również innych nauczycieli czy dyrektora. A pamiętajmy, że nauczyciel w naszym systemie oświatowym jest rozliczany głównie z wyników w nauce, godzin wychowawczych jest mało.
Jestem zwolennikiem wpuszczania do szkół sensownych osób, np. wolontariuszy, choćby studentów kierunków pedagogicznych czy pracowników fundacji i stowarzyszeń, którzy poświęcą młodzieży czas, którym się chce zrobić dla niej coś fajnego, interesującego, pomóc się rozwijać i tak zwyczajnie pogadać o życiu.
W modzie jest serial „Trzynaście powodów“. Bohaterka odebrała sobie życie, kolejne odcinki wyjaśniają, jak do tego doszło: rówieśnicy ją poniżali, nauczyciele nie zauważali... Niektórzy twierdzą, że serial może „zarażać“ samobójstwem i wrażliwe nastolatki nie powinny go oglądać, wielbiciele mówią, że trafnie pokazuje problem.
Nie da się po prostu zakazać kontaktu z czymś, co krąży w sieci. Takie myślenie towarzyszyło sprawie z „Niebieskim wielorybem”. Dość szybko pojawił się pomysł: zabrońmy dzieciom tej gry, w ten sposób je uchronimy przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem. Ale jak to zrobić? Stać przy dziecku przez 24 godziny na dobę?
Uważam, że trzeba brać byka za rogi i zamiast straszyć czy zakazywać, znaleźć trochę czasu, porozmawiać o grze, zapytać, co nasze dziecko o niej sądzi. Usiąść obok i wspólnie obejrzeć serial, który budzi nasze obawy. Pomóżmy nastolatkowi zrozumieć pewne sprawy i wyrazić trudne emocje. Ze wspierającym rodzicem będzie mu łatwiej rozeznać się w dzisiejszym, zwariowanym świecie i własnych reakcjach.