Ramionami wzruszanie i żachanie
Czytam kolejną książkę i po raz kolejny jest, że ktoś tam wzruszył ramionami, a kto inny się żachnął.
Zawsze próbuję sobie wtedy wyobrazić, co ten bohater literacki konkretnie w takiej sytuacji robi, nawet sam próbuję ramionami wzruszać i żachać się. Wydaje mi się, że tylko niektóre wzruszenia polegają literalnie na poruszaniu ramionami, co innego rozkładanie ich tzw. bezradne. To jest jasne. W „skrzydlatych” słowach prof. Markiewicza i Romanowskiego o wzruszeniu cytatów jest kilka, wzruszaniu czymkolwiek - ani dudu.
A jak już tam nie ma, to nigdzie nie ma. Słownik frazeologiczny bredzi o „charakterystycznym ruchu pasa barkowego”, mając pewnie na uwadze, że niektórzy rzeczywiście przy tym geście podciągają ramiona do uszu. Ale to jednak nie wyczerpuje tematu. Z obserwacji osób, których prosiłem o wzruszanie ramionami wynika, że przy okazji zawsze robią coś z dolną wargą i nieznacznie sapią. Gdy znów prosiłem o żachnięcie się, to albo głupie miny stroili, albo mówili, że się żachną, ale dopiero, gdy ich zdenerwuję, gdy w związku z tym próbowałem, to głupio się tylko uśmiechali, że niby moje zachowanie jest za mało denerwujące, niewystarczające do żachania i żebym się postarał bardziej, toteż się postarałem, aż za bardzo, tak bardzo, że zaczęły się przekleństwa i wyzwiska.
Obróciłem się więc na pięcie i wzruszyłem ramionami, to znaczy prychnąłem i coś tam sapnąłem. Nawet się chyba trochę żachnąłem, jakby mimochodem.