"Rodzice powtarzali mi imiona sąsiadów, dzieciaków, które wówczas zginęły..."
- A dlaczego nie napiszecie o powstaniu czortkowskim - zapytała nas Krystyna Mięciel z Zielonej Góry. Sama z tego podolskiego miasta pamięta tylko pojedyncze obrazy. W końcu Kresy opuściła jako sześciolatka.
W naszym cyklu o Czortkowie pisał już Stanisław Nicieja. O mieście oplecionym głębokim jarem, w którym płynie Seret. O starówce z rynkiem w małej kotlinie, którą przecina rzeka o brzegach spiętych dwoma mostami, a za nią wzgórze zwane Wygnanką, a na nim ruiny zamku...
- Jak opowiadali rodzice mniej więcej po równo było tutaj Żydów, Ukraińców i Polaków, no może Polaków odrobinę więcej - relacjonuje pani Krystyna. - Pamiętam niskie sklepiki z drewnianymi podcieniami, wielkie kamienice, straszny tłum na jakimś targu, przez który mnie, dziecku ciężko było się przeciskać. Mieszkaliśmy w centrum, a mnie i tak wydawało się, że wszędzie było daleko. Pamiętam też rzekę, mosty, wyspę i ruiny zamczyska... Podobno z jego podziemi można było przejść lochami aż do innego zamku. Natomiast rodzice opowiadali mi zawsze o dwóch ważnych wydarzeniach napominając i mnie i rodzeństwo, że mamy o nich pamiętać i opowiedzieć naszym dzieciom. Mowa o powstaniu czortkowskim, o którym nie piszą w podręcznikach historii i o okrutnym losie, który spotkał ojców dominikanów.
Kiedy jednak sięgnęli po ciężką artylerię, forteca została zdobyta.
Najpierw nieco historii. Pierwsza wzmianka o Czortkowie pochodzi z 1427 roku. Na mapach z czasów panowania Władysława Jagiełły miejscowość ta jest oznaczona jako Czortkowice, gdyż jednym z pierwszych właścicieli okolicy był Jerzy Czortkowski. W 1522 roku król Zygmunt I Stary nadał osadzie prawo magdeburskie. W 1610 roku w mieście rozpoczęto budowę zamku. Należał on do Holskich, a następnie do Potockich. Jego ostatnim właścicielem był Hieronim Sadowski. W XVII w. zamek odegrał wyjątkowo istotną rolę podczas najazdów słabo uzbrojonych Tatarów. Kiedy jednak sięgnęli po ciężką artylerię, forteca została zdobyta. Na murach zamku w 1655 roku przed wojskami kozackimi bronił się Piotr Potocki. Próby jego zdobycia podejmowane były również w 1670 i 1672 roku, w dobie wojen z Turkami, którzy w końcu wdarli się do wnętrza i przerobili go na rezydencję paszy. Po 1683 roku, kiedy Osmanie opuścili Czortków, zamek na krótko zajęły wojska hetmana Andrzeja Potockiego, który gościł na murach króla Jana III Sobieskiego...
Charakterystycznym punktem była wieża ratusza, z której można było podziwiać malowniczą panoramę okolicy i pięknie położoną trasę kolejową do Zaleszczyk.
W 1919 roku, podczas wojny polsko-ukraińskiej o okolicę toczyły się ciężkie walki, a historycy mówią nawet o ofensywie czortkowskiej. Tego ukraińscy nacjonaliści Polakom nigdy nie zapomnieli. Według spisu powszechnego w 1931 Czortków zamieszkiwało 19.038 osób, z czego 10.504 stanowili Polacy, 4.860 Żydzi, a 3.633 Ukraińcy. W Czortkowie znajdowało się również dowództwo Brygady KOP "Podole", którą od 1935 roku do wybuchu wojny dowodził późniejszy dowódca AK gen. Stefan Grot Rowecki. Była to najbardziej na południowy wschód wysunięta placówka, osłaniająca polską granicę i największa brygada tego typu w II RP. W tym czasie Czortków cieszył się pewną popularnością turystyczną, jak na kresowe miasteczka szczycił się "zachodnią" zabudową. Charakterystycznym punktem była wieża ratusza, z której można było podziwiać malowniczą panoramę okolicy i pięknie położoną trasę kolejową do Zaleszczyk. Przed wojną najwięcej przyjezdnych przyciągał coroczny jarmark organizowany w mieście w połowie lipca oraz niezwykłe jaskinie gipsowe w pobliskim Uhryniu. Powodem do dumy były także hale targowe, które w II Rzeczpospolitej stały się centrum handlowym z wielobranżowymi sklepami i regionalnymi straganami. W okolicy Czortkowa działały wytwórnie rumu i likierów, gorzelnie, warzelnie piwa, plantacje tytoniu, fabryka maszyn rolniczych i okazały młyn wodny...
Polacy podjęli akcję zbrojną, która do historii przeszła pod nazwą powstania czortkowskiego.
O powstaniu czortkowskim krótko już pisaliśmy, przy okazji wspomnień pani Emilii Kalinowskiej. 17 września 1939, a miasto było jednym z pierwszych zajętych przez bolszewików, zapełniło się szybko miejscowe więzienie. 20-21 styczniu 1940r. w rocznicę Powstania Styczniowego Polacy podjęli akcję zbrojną, która do historii przeszła pod nazwą powstania czortkowskiego. Celem powstańców, w znacznej części uczniów miejscowych gimnazjum i liceum, było zdobycie broni dzięki rozbrojeniu garnizonu, uwolnienie więźniów, porwanie pociągu i przedostanie się do odległej o 20 km Rumunii i dalej do Francji. Jak później ustaliło NKWD pomysłodawcą tego dość fantastycznego planu był podobno Heweliusz Malawski, technik dentystyczny, kapral rezerwy.
Około godz. 21.30 ośmioosobowa grupa przystąpiła do ataku na szpital. Mimo że spośród nich tylko dwóch było uzbrojonych w broń palną, po krótkiej walce udało się, wykorzystując zaskoczenie, rozbroić wartę i zająć budynek. Równolegle z tym atakiem ruszono na koszary, zdobyto nawet jedną z bram. Jednak to uderzenie zakończyło się niepowodzeniem. Sowieci stracili jednego zabitego i jednego rannego oraz dwa karabiny. Fiaskiem zakończyła się podobna akcja pod urzędem pocztowo-telegraficznym.
Specjalny ściśle tajny meldunek z dopiskiem "doręczyć natychmiast" wysłali do niego generałowie NKWD.
Łączne straty bolszewików wyniosły trzech zabitych i dwóch rannych żołnierzy Armii Czerwonej. Reakcja była natychmiastowa. Dowództwo sowieckie szybko zaalarmowało stacjonujące w mieście siły. Przez całą noc szukano osób biorących udział w nocnym ataku. Nad ranem z Kopyczyniec przyjechał nawet pociąg pancerny, a jego załoga od razu przystąpiła do przeczesywania miasta i aresztowania podejrzanych. Część konspiratorów została aresztowana, zanim dotarła do domów. Wielu innych zatrzymano w ciągu najbliższych kilku dni. Bezpośrednio po wydarzeniach z nocy z 21 na 22 stycznia uwięzionych zostało 128 ludzi, z których 91 przyznało się do winy. Wśród aresztowanych byli m.in. prawie wszyscy chłopcy - licealiści narodowości polskiej. 35 zatrzymanych skazano na śmierć i rozstrzelano. Nie były to oczywiście jedyne ofiary sowieckich represji. Tylko w czasie wywózek ludności polskiej w 1940 r. ze stacji w Czortkowie do Kazachstanu odjechało 15 bydlęcych wagonów, w których znajdowały się 384 osoby... Ta pierwsza próba oporu odbiła się głośnym echem nawet w Moskwie. Wyjaśnień zażądał sam Beria. Specjalny ściśle tajny meldunek z dopiskiem "doręczyć natychmiast" wysłali do niego generałowie NKWD. Co ciekawe, zbiec przed NKWD udało się głównym organizatorom powstania. Trzej z nich, por. Kowalski, ppor. Malawski i ppor. Woszczyński, jakby zapadli się pod ziemię, a ich dalsze losy są nieznane.
Pierwsze ciała znaleźli w celach. Na dziedzińcu wewnętrznym odkryli natomiast masowy grób zamaskowany... świeżymi rabatkami kwiatowymi.
A dominikanie? Jak podczas zaborów, tak po 17 września 1939 klasztor i zakonnicy byli ostoją polskości. W nocy z 1 na 2 lipca 1941r. funkcjonariusze NKWD wtargnęli do klasztoru dominikanów i aresztowali czterech zakonników: o. Justyna Spyrłaka, o. Jacka Misiutę , o. Anatola Bojanowskiego. Wyprowadzili ich następnie nad brzeg Seretu i zabito strzałami w tył głowy. W klasztorze zamordowali natomiast niedołężnych ojców i braci, którzy nie byli w stanie iść nad Seret i tak zginęli o. Hieronim Longawa oraz bracia Reginald Czerwonka i Metody Iwaniszczow, a także tercjarz Józef Winantowicz. Zbezczeszczono też wnętrza kościoła i klasztoru. Dominikanie nie byli jedynymi ofiarami sowieckiego bestialstwa. Gdy po ucieczce sowieckich strażników czortkowianie wdarli się do więzienia okazało się, że jest puste. Pierwsze ciała znaleźli w celach. Na dziedzińcu wewnętrznym odkryli natomiast masowy grób zamaskowany... świeżymi rabatkami kwiatowymi.
- Nie mogę się nadziwić, że tym prawdziwym patriotom nie poświęciliśmy ani linijki tekstu w podręcznikach historii, żadnej ulicy nie nazwaliśmy ich imieniem - kończy pani Krystyna. - U nas przecież są głównie ludzie z kresową przeszłością. Tymczasem spieramy się o żołnierzy wyklętych. Wśród bohaterów tamtych dni byli przecież nastolatkowie, rodzice powtarzali mi imiona sąsiadów, dzieciaków, które wówczas zginęły...
w klasztornych zabudowaniach szukali schronienia przed ukraińskimi nacjonalistami.
Nie, nie pojechała po wojnie do Czortkowa, jej rodzice także tam nie byli. Bali się. Bali się, że nie będą potrafili opanować emocji, gdy spotkają ukraińskich sąsiadów, którzy z takim triumfem żegnali Lachów. Pod koniec 1944 roku w Czortkowie zaczęła się bowiem ewakuacja polskiej ludności. Sowieci wysiedlali miejscowych Polaków oraz tych, którzy od połowy 1943 roku w klasztornych zabudowaniach szukali schronienia przed ukraińskimi nacjonalistami.
I jeszcze jedno. W warszawskim kościele pw. św. Jacka przy ul. Freta znajduje się dziś wywieziony przez uchodźców po wojnie z Czortkowa obraz Matki Bożej Różańcowej, który czortkowskim dominikanom podarował sam król Jan Kazimierz. Obraz wywieźli uchodźcy.