- Jestem w takim szoku, że wiem tylko, że nie mam nic, ale nie potrafię powiedzieć, co potrzebuję - płacze Agnieszka Dutkowska z Rzepina.
O pożarze przy ul. Grzybowej pisaliśmy krótko w piątek. Z relacji sąsiadów wiemy, że mieszkańcy domku zdążyli opuścić budynek i nikt nie ucierpiał. Dowiedzieliśmy się też, że w tym roku zakończono budowę domku - pisaliśmy. Sąsiedzi mówili nam: - To nowy dom, mieszkają tutaj młodzi ludzie.W tym roku go wykańczali. Takie nieszczęście...
Tego samego dnia rozmawialiśmy z Agnieszką Dutkowską. - Jestem w takim szoku, że wiem tylko, że nie mam nic, ale nie potrafię powiedzieć, co potrzebuję. Nie mamy już nic, wszystko zabrał nam ogień. Na szczęście my żyjemy, bo naprawdę brakowały sekundy, a nas już by też nie było - płacze pani Agnieszka. Opowiada, że rodzina w czasie pożaru była w domu. - To nie było tak, że gdzieś tam zaczęło się palić. To była jedna wielka fala, jakby ktoś polał dom benzyną i podpalił. Jak uciekaliśmy, to już mąż miał problemy z otwarciem drzwi, były tak gorące. Na szczęście żyjemy - każde słowo wypowiadane przez panią Agnieszkę sprawiało jej trudność. Wspomnienia są tak żywe i tak koszmarne, że gdy z nami rozmawiała dusił ją płacz. Ona, jej mąż, syn, 11- letnia i 22 miesięczna córka mieszkają teraz z babcią, mamą i chorym wujkiem.
Nie dociera jeszcze do nich w pełni rozmiar tragedii. - Wczoraj wzięłam mopa i chciałam iść zbierać wodę, żeby posprzątać. Kiedy tam weszłam, zobaczyłam, że nie ma nic, dosłownie nic...- mówi kobieta.
Jest wdzięczna strażakom, że tak wielu ratowało dobytek ich życia (w piątek pisaliśmy, że w akcji brało udział 10 zastępów straży pożarnej), a także sąsiadom, którzy jej pomagają. - To jest niewiarygodne. Jacy ludzie są dobrzy. Pomagają jak mogą, nawet rzeczy do prania biorą - mówi pani Agnieszka.
Akcję pomocy rodzinie rozpoczęła także słubicka grupa Pomagamy. - Jestem w stałym kontakcie z panią Agnieszką i jej mężem. Będę na bieżąco informować, co jest potrzebne i jak można pomóc. Na chwile obecną oceniane są straty. Myślę, że wszyscy wspólnie damy rade w szybkim tempie „odbudować” dom. Musimy jednak dać rodzinie chwilę, by mogła na spokojnie ocenić czego potrzebuje i ustalić dalszy plan działania - mówi Aleksandra Kołek, liderka grupy Pomagamy.
Już w czwartek, w dniu pożaru, z chęcią niesienia pomocy zadzwoniło do niej siedem osób. W piątek, gdy z nią rozmawiamy, nawet nie potrafi policzyć, ilu ludzi chce pomóc. W tej chwili najbardziej potrzebne są proszki do prania, płyny do płukania, pampersy powyżej 10 kg oraz kosmetyki dla dziecka.
Osoby prywatne i firmy, które chcą pomoc w zakupie materiałów budowlanych bądź samej odbudowie prosimy o kontakt z redakcją 510 026 518 lub z Aleksandrą Kołek (dostępna na FB). Lista potrzebnych rzeczy niebawem pojawi się na stronie FB grupy Pomagamy oraz na stronie slubice.naszemiasto.pl.