Rzecz o języku. Łaknąć jak kania dżdżu
Z listu Pana Mariana K. z Wrocławia: „Oczywiście wiem, co znaczy metaforyczny zwrot łaknąć (pragnąć) jak kania dżdżu. - To tyle, co »bardzo mocno i niecierpliwie czegoś chcieć«. Proszę mi jednak odpowiedzieć na dwa pytania: 1. Czy chodzi w tej przenośni o kanię »grzyb«, czy o kanię »ptaka?«. 2. Jak brzmi mianownik (pierwszy przypadek) formy dżdżu?”.
Spór o kanię, jeśli tak go mogę nazwać, jest ciągle nierozstrzygnięty. Autorzy niektórych słowników opowiadają się za grzybem jako podstawą całego zwrotu, inni - za ptakiem.
Wskazanie kani „grzyba” wydaje się racjonalne - wszak woda jest dla wzrostu grzybów czymś niezbędnym. Ale z drugiej strony przyrodnicy, kulturoznawcy, folkloryści - z wielkim uczonym i znawcą przysłów prof. Julianem Krzyżanowskim (1892-1976) na czele - twierdzili i twierdzą nadal, że ptaki kanie pojawiają się przed deszczem i - kwiląc - swoiście domagają się picia. Jak jest naprawdę, nie wiemy.
Mogę za to dać dwustuprocentową gwarancję co do wywodu na temat mianownika dopełniaczowej formy dżdżu. W kolejnych przypadkach gramatycznych przybierała ona postacie: przyglądam się dżdżowi, widzę deżdż, cieszę się dżdżem, marzę o dżdżu.
Skoro w bierniku mamy syntagmę widzę deżdż, nietrudno się domyślić, że i w pierwszym przypadku był to właśnie deżdż.
Nasz język ma jednak absolutny wygłos, czyli koniec wyrazów, po których nie następują kolejne inne słowa, zawsze bezdźwięczny: „polones”, „sat”, „wruk”, „sąsiat”, „sztap” (polonez, sad, wróg, sąsiad, sztab); dopiero w przypadkach zależnych ujawnia się dźwięczny charakter końcowej spółgłoski: poloneZa, saDu, wroGa, sąsiaDa, sztaBu. Etymologicznie pierwotny deżdż musiał być więc też wymawiany z bezdźwięcznym wygłosem „-szcz” - jako deszcz. I na tej wtórnej postaci mianownika urobiono późniejszą, a dziś praktycznie wyłączną odmianę: nie ma deszczu, przyglądam się deszczowi, widzę padający deszcz, cieszę się deszczem, rolnicy marzą o deszczu.
Z dawnego deklinowania na zasadzie skamieliny ostał się dopełniacz dżdżu - niezmiennie obecny w opisanym dziś przysłowiu łaknąć jak kania dżdżu i czasem użyty samodzielnie, ale z wyraźną intencją stylizacyjną.
Trwałym morfologicznym śladem po temacie fleksyjnym „dżdż-” są natomiast przymiotnik dżdżysty, funkcjonujący obok młodszego wariantu deszczowy, oraz rzeczownik dżdżownica - „bezkręgowiec o walcowatym ciele złożonym z licznych pierścieni, żywiący się szczątkami organicznymi, których niestrawione części wydala, użyźniając glebę” (jak informują leksykony), najczęściej widoczny po dżdżu! - dopowiadam ja, wskazując motywację słowotwórczą.
Jan Miodek