Rzecz o języku. Mobilki, wypadeczek
Pytany często o słowa, które mnie irytują, wymieniam z reguły trzy: pytanko, rodzinkę i pieniążki. Na pierwsze reaguję natychmiast: „Błagam, pytanie!”. Drugie słyszę i widzę w tekstach wszelkiego typu życzeń, trzecie wyparło z powszechnego obiegu logiczne „pieniądze” (nie mam pieniędzy do pierwszego, zabrakło mi pieniędzy, dostałem za to dużo pieniędzy) - zamiast obsługiwać tylko konstrukcje typu: mam w kieszeni parę pieniążków, na stole leżą pieniążki, w których użyte jest poprawnie w znaczeniu „małe, drobne monety”.
Wulgarni w codziennym językowym obcowaniu do przesady korzystamy z możliwości urabiania zdrobnień od wszelkich możliwych słów: „Na który pociążek zamawiamy miejscóweczkę?” - pyta mnie w recepcji hotelu przemiła skądinąd pani. „Paczusię proszę odebrać w okieneczku numer szesnaście” - słyszy na poczcie jeden z moich kolegów. „Moczyk proszę położyć na półeczce, a wyniczki będą o wpół do trzeciej” - informuje mnie w przychodni pielęgniarka. Nawet rozkaźnikowe „biegiem!” zamieniamy ostatnio na „biegusiem!”, co dokumentuje jedna z reklam. A i piątek - od lat będący dla większości końcem tygodnia pracy - to coraz częściej „piąteczek”, „piątunio”.
Zirytowany do granic możliwości kontroler, obrażany przez bezczelnego gapowicza przy pełnej aprobacie pasażerów, mimo to prosi go o dowodzik, a nie o dowód osobisty - tak jak „prawko” staje się neutralnym stylistycznie wariantem „prawa jazdy”.
Czasem dochodzi do groteskowego w odbiorze zderzenia wulgarnych słów ze zdrobnieniem. Oto kierowca, który w ostatniej chwili zahamował przed kroczącą przy czerwonym świetle tęgą panią, wyładowuje się okrzykiem: „Stara d..., stara d...”, by po sekundzie dopowiedzieć: „Przy czerwonym światełku”.
Każdy zaś dzień rozpoczynam, oczywiście, od dobiegających do moich uszu przy porannych zakupach form: chlebek, chlebeczek, bułeczki, serek, sereczek, mleczko, kawusia, pomidorki, ziemniaczki, szyneczka, kiełbaska, śmietanka, kefirek. Tego typu zdrobnień używają też powszechnie kelnerzy, a znajomi cudzoziemcy skarżą się, że takie postacie wyrazowe utrudniają szybkie ich zrozumienie, co mnie nie dziwi: dla takiego człowieka „szyneczka” albo „kawusia” to przecież zupełnie nowe brzmienia w stosunku do form podstawowych „szynka”, „kawa”.
W czasie jazdy samochodem korzystamy z moją rodziną z usług CB-radia (zapis CB-Radio też jest przez słowniki ortograficzne aprobowany). Czujemy się z nim raźniej i bezpieczniej! Nietrudno się domyślić, że w przestrzeni komunikacyjnej tegoż radia hulają bez przerwy wulgaryzmy na k, p, ch i wszelkie możliwe litery alfabetu - naturalnie ku uciesze moich wnuków. Tymczasem jednak w czasie jednego z ostatnich powrotów do Wrocławia na pytanie syna o sytuację na pewnym rozjeździe usłyszeliśmy ostrzeżenie: „Kolego, tam jest wypadeczek”. Proszę bardzo: nawet smutny czy nieraz wręcz tragiczny w swej wymowie wypadek może w ustach rodaków zmienić się w ciepło brzmiący „wypadeczek”!
A swoją drogą, pomijając opisane wyżej wulgaryzmy, lubię język kierowców CB-radia - z takimi charakterystycznymi konstrukcjami, jak: „Mobilki, jak tam na ścieżce do Opola?” (mobilki „koledzy kierowcy”, ścieżka „trasa, droga”), miśki, misiaki „policjanci”, krokodyle „przedstawiciele Inspekcji Transportu Drogowego” (od zielonego koloru), suszarka „mobilny radar” (przypominający kształtem suszarkę), suszyć „sprawdzać prędkość radarem”, mają (męczą) pacjenta „policja złapała kogoś”, masz czysto, kolego „jedź spokojnie, brak kontroli na trasie” czy szerokości! „szerokiej drogi!”.