Rzecz o języku: „Ona mi szepce”
Piękna, a i pouczająca gra językowa rozgrywa się w piosence Wojciecha Młynarskiego: „Bynajmniej”. Bohater tego utworu szeptał: „Za kim przez ciasny peron się przepychałem? - Za Panią, bynajmniej za Panią”, „Przez kogo płonę i zbaczam z trasy? - Przez Panią, bynajmniej przez Panią!”
Oto fragment przejmującego „Mojego ulubionego drzewa” Wojciecha Młynarskiego: „Upór, co mi z oczu błyska, leszczyny dziedzictwo, jak mnie do ziemi los przyciska, ona mi szepce: nic to”. - Dlaczego szepce, a nie szepcze, jak mówi dziś większość Polaków? - mógłby ktoś zapytać.
Autor rzeczywiście sięgnął po rzadszy wariant. Rzadszy, ale ciągle dopuszczalny, owszem - pierwotnie wyłączny i w dodatku uzasadniony morfonologicznie (morfonologia to nauka o wymianach głoskowych w obrębie tych samych cząstek wyrazowych). Czasowniki typu szeptać, deptać, chłeptać, druzgotać miały kiedyś odmianę: szepcę - szepcesz - szepce, depcę - depcesz - depce, chłepcę - chłepcesz - chłepce, druzgocę - druzgocesz - druzgoce, w której spółgłoska „t” wymienia się - zgodnie z prasłowiańskimi jeszcze regułami fonetycznymi - na „c” (por. kobieta - kobiecy, gniot - gniecenie, podnieta - podniecony, zgięty - zgniecenie). Na „cz” wymienia się - również według utrwalonych reguł fonetycznych - tylnojęzykowe „k”: ręka - rączka, kwoka - kwoczka, wlokę - wleczesz, mrok - mroczny.
A mimo to pierwotne, umotywowane historycznie postacie fleksyjne typu szepcę - szepcesz, depcę - depcesz itd. przekształciły się w szepczę - szepczesz, depczę - depczesz i te młodsze warianty zostały normatywnie zaaprobowane. Obumieranie zaś form z pierwotnym „c” spowodowała ta właśnie spółgłoska: ponieważ zaczęła być ona odbierana tak jak „c” w ludowych formach typu „cysty”, „capka”, „cas” (czysty, czapka, czas), na zasadzie hiperpoprawności (przesadnej poprawności) zmieniono ją na „lepszą”, literacką spółgłoskę „cz”. W dzisiejszym odcinku zobaczyliśmy, że Wojciech Młynarski sięgnął jednak po wariant pierwotny, jak wiemy - kiedyś wyłączny.
Piękna, a i pouczająca gra językowa rozgrywa się natomiast w jego piosence „Bynajmniej”. Bohater tego utworu szeptał: „Za kim przez ciasny peron się przepychałem? - Za Panią, bynajmniej za Panią”, „Przez kogo płonę i zbaczam z trasy? - Przez Panią, bynajmniej przez Panią!”. „Ta pani tego pana męczyła przez cztery stacje co najmniej, zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła użycie słowa bynajmniej. A on - cóż, w końcu nie był zbyt tępy, cokolwiek przygasł - to fakt, jednak ogromne zrobił postępy, mówiąc jej tak: Człowiek czasami serce otworzy, kto go wysłucha, kto mu pomoże? - Nie pani, bynajmniej nie pani...”.
Na czym polegał poprawnościowy sukces szyderstwa bohaterki tego tekstu? - Oto doprowadziło ono pana do właściwego użycia słowa bynajmniej, znaczącego przecież tyle, co „nie, wcale nie, zupełnie nie”: „Bynajmniej nie pani wysłucha człowieka czy mu pomoże” - mówi on w ostatniej zwrotce. We fragmentach poprzedzających użyto bynajmniej błędnie - jakby dla samego brzmienia tego słowa, które pociąga rodaków od zawsze. W dodatku nagminnie utożsamiają oni tę formę z wyrazem przynajmniej i zamiast np. logicznie powiedzieć: „musisz powiedzieć przynajmniej parę zdań”, tworzą zupełnie bezsensowną konstrukcję „musisz bynajmniej powiedzieć parę zdań”.