Rzecz o języku. To jest real
W świecie elektronicznym narodziła się rzeczywistość wirtualna (ang. virtual reality), czyli obraz sztucznej rzeczywistości stworzony przy wykorzystaniu technologii informatycznej, kreującej komputerową wizję przedmiotów, przestrzeni i zdarzeń, reprezentującej zarówno elementy świata realnego (symulacje komputerowe), jak i zupełnie fikcyjnego (gry komputerowe science fiction). Jej przeciwieństwem jest real - „rzeczywistość realna” - nienotowany jeszcze jako hasło w tradycyjnych (papierowych) słownikach z początku XXI w., a robiący w ostatnich latach zawrotną karierę - w prasie, radiu, telewizji, w prywatnych rozmowach. Pojawia się on nawet w publicystyce religijnej. Przeczytałem na przykład ostatnio: „Wielki Tydzień to jest real. On się dzieje tu i teraz”.
A kto z nas jeszcze kilkanaście lat temu przywoływał w codziennym językowym obcowaniu „hipstera”? To przedstawiciel współczesnej subkultury, a wyznacznikiem jego stylu jest deklarowana niezależność wobec głównego nurtu kultury masowej (tzw. mainstreamu) i ironiczny do niego stosunek, a także przesadne akcentowanie swojej oryginalności i indywidualności (rzeczownik ten pochodzi z języka afrykańskiego ludu Wolof, w którym „hip” znaczy tyle, co „oświecony, mający otwarte oczy”). Dziś jeden z najwybitniejszych teologów pisze, że „człowieczeństwo Jezusa postrzegamy jako nadmiernie człowiecze - to hipsterski ideał kontrkultury”.
Inny publicysta katolicki decyduje się na zdanie: „Ów tłum popełnia tożsamościowe samobójstwo, na chwilę znika z Bożych radarów, przejmuje go kontrola lotów z mrocznych światów”. A mnie w tym momencie przypomina się metaforyka ks. prof. Włodzimierza Sedlaka (1911-1993) z jego „Technologii Ewangelii”: „Bóg jest kwantowym genetykiem”, „Bóg rozsiewał złocisty pył fotonów”, „Pan Bóg ma atomy znakowane personalnie”, „Życie od miliardów lat wygrywa Bogu elektromagnetyczną kantatę”, „Pan Bóg to automat łaski i błogosławieństwa”, „Jezus nie był dipolem moralnym ani dipolem człowieczeństwa, ale nie był wolny od propozycji przepolaryzowania się na Górze Pokuszenia, w Getsemani”, „Rezonans z Bogiem musi być dobrowolny, a nie wymuszony. To prawo dobrowolności rezonansu szanował zawsze Jezus”.
Autor tekstu o Bożych radarach pisze także, że Jezus swe „związane i przybite ręce mógłby w try miga uwolnić, a nie robi tego, bo tak zdecydował”. A ja po tym fragmencie cytuję zdanie z kazania wysłuchanego dawno temu w czasie Wielkiejnocy w rodzinnym mieście: „Jezus jak by nie było umarł za nas na krzyżu”. Obie te wypowiedzi grzeszą rażącą potocznością użytych w nich form „w try miga” (pochodzącej z języka rosyjskiego) i „jak by nie było” (ta jest sama w sobie niepoprawna - użyta zamiast zgodnego z normą zwrotu „jakkolwiek by było”). Mówię o tym bez cienia jakiegoś dewocyjnego zacietrzewienia, bo jest mi ono z gruntu obce. To jest tylko, mówiąc językiem Herberta, kwestia smaku. Ale z nią jest w skali makro coraz gorzej, a potocyzacja zachowań komunikacyjnych stała się dojmującą cechą polszczyzny ostatnich lat. Jan Miodek