Z perspektywy swojego dotychczasowego życia (52 lata) obserwuję, że niestety jedynie gdzieś około kilku procent nabytej wiedzy i umiejętności przydaje mi się praktycznie w życiu codziennym - prywatnym i służbowym. Ja rozumiem, że kolejne szkoły (poza branżowymi i profilowanymi) przygotowują i uczą nie kierunkowo, a wyłącznie ogólnie, ale jak sobie czasami pomyślę ile czasu i nerwów zmarnowałem w szkołach i większość poszła na marne, to aż mi się płakać chce. Większości konkretnych umiejętności nabywamy właśnie na koniec edukacji, a przede wszystkim w "życiu czynnym", czyli pracując i wykonując obowiązki domowe. Analizując każdy przedmiot na przykład w liceum widzę, że i pozostała w pamięci minimalna ilość wiedzy, a i taka minimalna jest mi tak naprawdę na co dzień potrzebna. Najgorzej wspominam język polski - jak sobie przypomnę jakie katusze przechodziłem dostając za zadanie analizę jakiegoś tam utworu literackiego, to sławne "co autor miał na myśli", to aż mnie zimne ciarki przechodzą do dzisiaj. To w takim razie jaki to pisarz, że trzeba się domyślać - nie mógł napisać prostym, zrozumiałym językiem, "prosto z mostu", tylko trzeba się domyślać - co to ja wróżka :) W zasadzie z tego przedmiotu wykorzystuję wyłącznie zasady pisowni i myślę, że nieźle mi to wychodzi :), a przynajmniej poprawnie, szczególnie obserwując styl wpisów na wszelkich forach internetowych. Może dlatego, że od zawsze lubiłem z kimś korespondować - początkowo na zwykłych kartkach, ręcznie za pomocą poczty i listów, później drogą mailową. Reszta wiedzy niestety poszła się wietrzyć. Ogólniki, jak na przykład głównych pisarzy i ich dzieła jeszcze pamiętam, ale szczegółów już nie. Chemia - pozostało gdzieś chyba z 1 - 2 % wiedzy maksimum, jeśli nie mniej - szczególnie "Pamiętaj chemiku młody zawsze wlewaj kwas do wody". A prawda jest taka, że z kwasem miałem do czynienia jak jeszcze były akumulatory obsługowe i trzeba było kontrolować i uzupełniać stan elektrolitu. Pozostałe przedmioty może więcej, ponieważ są bardziej "życiowe", więcej wiadomości przydaje się w życiu codziennym, ale także nie rewelacja. Historię wspominam głównie jako zapamiętywanie dat i faktów - najważniejsze warto pamiętać, ale pozostałe z 4 lat nauki ? Geografia - co mnie dzisiaj obchodzi ile czego (złoża naturalne) jaki kraj ma, czy wydobywa, eksportuje ? Najbardziej przydatna i potrzebna wydaje mi się fizyka - z niej chyba zapamiętałem najwięcej, oczywiście bez tych wszystkich wzorów, które można dzisiaj bez problemu znaleść lub mieć zapisane. No i matematyka - tu także jest najgorzej - potrafię liczyć, analizować i znam ogólne zasady - a po co mi dzisiaj te wszystkie całki, macierze i te wszystkie inne skomplikowane "stwory". Język obcy - dzięki temu, że tata trochę znał ten język doradził mi wybór takiej klasy - dzisiaj niestety z wielu powodów nienawidzę tego języka, a angielskiego praktycznie nauczyłem się sam i trochę na studium policealnym. Wtedy były inne czasy i komunikacja międzynarodowa nie była tak promowana i potrzebna jak dzisiaj, więc posłuchałem podpowiedzi, czego teraz bardzo żałuję, ponieważ zmarnowałem 4 lata nauki. Poza tym wtedy było w dobrym tonie znać język najbliższych wrogów (sąsiadów).