Sąd skazał lekarkę za wyłudzenia
Doktor Ewa B. przez siedem lat wykorzystała dane aż 1624 osób, by wyłudzić z Narodowego Funduszu Zdrowia 272 tys. zł.
- Ta kara jest wystarczająco surowa – mówił wczoraj w Sądzie Rejonowy sędzia Sylwester Kusiński. Chwilę wcześniej wydał on wyrok na 51-letnią Ewę B., specjalistkę od chorób nerek, która wyłudziła z NFZ 272 tys. zł. Zrobiła to, zgłaszając w Funduszu, że udzieliła porad lub zbadała 1624 osoby. Tyle tylko, że „leczyła” je jedynie na papierze.
Za to, że już na etapie prokuratorskiego postępowania przyznała się do winy, a do tego jeszcze przed rozpoczęciem sprawy oddała wyłudzone pieniądze z odsetkami, sąd skazał ją na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata, do tego 5 tys. zł grzywny i dwuletni zakaz zajmowania stanowiska lekarza orzecznika w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.
Skąd ten ostatni element kary? To właśnie z ZUS-u pani nefrolog brała dane „pacjentów”.
Niespełna dziesięć lat temu, kiedy Ewa B. podpisywała kontrakt z NFZ, fundusz nakazał jej otwarcie gabinetu. Pani doktor zrobiła to przy zacisznej ulicy w pobliżu osiedla Piaski. Wydała na to pieniądze ze spadku po mamie, wzięła też kredyt.
Niestety, koszty prowadzenia gabinetu okazały się większe niż dochody.
- Nie tylko brakowało mi na gabinet i koszty obsługi, ale także na utrzymanie siebie – mówiła w prokuraturze (wczoraj nie przyszła do sądu). Kolega zaproponował jej wtedy pracę jako lekarz orzecznik w ZUS-ie. Zgodziłam się, uważają, że jest to niewielkie, ale zawsze jakieś, źródło dochodów. Osoby, które przychodzą do ZUS-u nie widzą w lekarzu orzeczniku funkcjonariusza, ale lekarza, który może świadczyć także usługę medyczną. Były sytuacje, że osoby te nawet chciały receptę, Nie uważałam, że robię coś złego, że jeżeli służę poradą, to mogę ją rozliczyć w NFZ. Poprzez swoje decyzje wpadłam w pułapkę. Wiem, że źle zrobiłam, ale trudno trzeba zakończyć sprawę. Nie będę niczego utrudniała. Żadnego z zarzutów nie kwestionuję. To był mój błąd, którego żałuję – mówiła kilka miesięcy temu prokuratorowi. Zapewniała przy tym, że nie planowała całej sytuacji. Tak wyszło…
Przestępczy proceder trwał od 2008 do 2014 r. Zakończył się za sprawą dwóch pacjentów. W Zintegrowanym Informatorze Pacjenta (to internetowa baza danych, do której wgląd może uzyskać każdy z nas) odkryli oni „usługi” doktor Ewy B., których ona im nigdy nie świadczyła.
Gdy NFZ zgłosiła sprawę do prokuratury, nastąpiło drobiazgowe dochodzenie. Fundusz wysyłał nawet do Lubu¬szan listy z pytaniami, czy leczyli się u gorzowskiej nefrolog. W sumie zbadanych zostało 15 tys. świadczeń!
Sprawa Ewy B. w sądzie potoczyła się wczoraj w sądzie bardzo szybko. Obyło się bez procesu. Rano obrońca Paweł Majka i prokurator Andrzej Bogacz złożyli takie same wnioski dotyczące kary dla pani doktor.
- Konsensualne załatwienie sprawy jest sądowi miłe – odpowiedział na to sędzia Seweryn Kuciński. Wyrok ogłosił już po przeszło czterech godzinach przerwy, którą trzeba było zrobić na wydrukowanie około 350 stron sentencji wyroku.
Ewa B. nie jest pierwszym lekarzem, który wyłudził pieniądze z lubuskiego NFZ. W zeszłym tygodniu pisaliśmy o 36-letniej dentystce z Zielonej Góry. Ona też oszukiwała fundusz, a wpadła, gdy jeden z pacjentów odkrył przez internet, że rzekomo wyleczyła mu nie jeden, a dwa zęby. W sumie za kilkudziesięciu pacjentów, których nie leczyła, pobrała niecałe 3 tys. zł. Zielonogórska prokuratura skierowała już do sądu akt oskarżenia w tej sprawie.
Zintegrowany Informator Pacjenta, który pozwala wychwycić lekarzy dopisujących „martwe dusze”, działa od marca 2013 r. – Do tej pory wpłynęło do nas 185 takich spraw, przy czym jedna może dotyczyć nawet kilkunastu nieprawidłowości zgłaszanych przez pacjenta – mówi Joanna Branicka, p.o. rzecznika lubuskiego NFZ. Do tej pory Fundusz skierował do prokuratury 12 spraw.