Anna Schoepe z dnia na dzień dostała wypowiedzenie. Nie zgadza się z zarzutami pracodawcy. Uważa, że powody zwolnienia były inne
Pani Anna przez 29 lat pracowała jako salowa w szpitalu w Słubicach. Jak twierdzi, zawsze sumiennie wykonywała swoje obowiązki.
- Czuję się upokorzona. Zostawiłam tutaj prawie całe swoje życie, lubiłam to, co robiłam, i zawsze pracowałam w pełni zaangażowana. Nigdy nie zrobiłam nic, co mogłoby zaszkodzić mojemu zakładowi pracy. Nigdy nikt nie miał do mnie zastrzeżeń, nigdy też nie dostałam żadnego upomnienia ani nagany - podkreśla pani Anna.
Tak było do 7 grudnia ubiegłego roku. Tego dnia kobieta po miesięcznym zwolnieniu chorobowym wróciła do pracy. Od rana wykonywała swoje obowiązki, nie wiedząc, co się święci. Nawet jak przed godziną 15 została poproszona do kadr, do głowy jej nie przyszło, że wręczą jej wypowiedzenie.
- Byłam w szoku, kadrowa dała mi do ręki dwa wypowiedzenia i kazała wybierać. Jedno było za porozumieniem stron, drugie natomiast wypowiedzeniem pracy przez zakład - opowiada pani Anna.
Kobieta twierdzi, że nikt nie rozmawiał z nią na ten temat, od nikogo nie usłyszała też żadnych zarzutów, nigdy nawet nie widziała się i nie rozmawiała z panią prezes, która ją zwolniła.
Powód? Utrata zaufania
„Przyczyną wypowiedzenia jest utrata zaufania pracodawcy do pracownika poprzez uzasadnione podejrzenie pracodawcy o rozpowszechnianiu informacji zastrzeżonych, poufnych, wrażliwych itp., a wobec tego niemożność powierzenia podstawowych informacji o pacjentach w zakresie objętym tajemnicą lub ochroną danych osobowych - co uniemożliwia dalszą pracę w zespole oddziałowym jak i całym szpitalu” - czytamy w wypowiedzeniu.
- Nigdy nie rozpowszechniałam żadnych informacji dotyczących szpitala ani pacjentów. Wobec firmy byłam zawsze lojalna. Poza tym nigdy jako salowa nie miałam dostępu do żadnych danych - mówi pani Anna ze łzami w oczach.
To decyzja... polityczna?
- Myślę, że są inne powody zwolnienia. Uważam, że była to decyzja polityczna. W czasie wolnym od pracy zbierałam podpisy pod referendum o odwołanie rady powiatu w Słubicach. Prezes szpitala jest powoływany przez starostę i podejrzewam, że zwolnienie miało na celu ukaranie mnie za to, że popieram referendum - dodaje pani Anna.
Od decyzji odwołała się do Wydziału Pracy Sądu Rejonowego w Słubicach.
„Wbrew twierdzeniom powódki przyczyną wypowiedzenia jej umowy o pracę nie były zastrzeżenia co do jej pracy i wykonywanych obowiązków, a zachowanie powódki poza pracą, podczas prywatnych spotkań w różnym gronie” - pisze radca prawny Robert Zubczewski--Bogdanow, pełnomocnik szpitala, w odpowiedzi na pozew z sądu. W dokumencie czytamy też, że opowiadanie o różnych zdarzeniach czy okolicznościach w szerszym gronie poza szpitalem spowodowało liczne skargi do zarządu.
- Nikt nie pokazał mi żadnych skarg, a podpisy pod referendum zbierałam w czasie wolnym od pracy. Zawsze rozgraniczałam pracę i życie osobiste i zawsze dbałam o dobre imię firmy - broni się pani Anna.
Wyjaśnimy to w sądzie
Prezes szpitala nie chce z nami rozmawiać do czasu rozprawy w sądzie.
- Nie uważam, żeby media były właściwą stroną. Do zarzutów tej pani odniesiemy się na rozprawie, na którą może pani przyjść -oświadczyła w środę naszej dziennikarce Małgorzata Krasowska-Marcz, prezes szpitala w Słubicach. - W tej chwili nie będę się wypowiadała do gazety, bo byłoby to naruszenie dóbr osobistych pracownika - dodała uprzejmie.
Termin rozprawy w sądzie pracy wyznaczony został na 21 stycznia.