Sanepid na weselu. Pracownicy nie zostali wpuszczeni
Gdy w pensjonacie odbywało się przyjęcie weselne, na podwórku pojawili się inspektorzy sanepidu. Bo ktoś doniósł, że właściciel budynku nie ma zgody na jego użytkowanie.
– Rzeczywiście, taka sytuacja miała miejsce, ale nie zostaliśmy wpuszczeni do środka obiektu – mówi Irena Grugutis, powiatowy inspektor sanitarny w Sejnach. – Na tym, w świetle obowiązujących przepisów, nasza interwencja się kończy.
Ale inspektora nadzoru budowlanego – nie. Przedsiębiorcy może on naliczyć bardzo wysoką karę finansową. Jej kwota zależy od kubatury budynku.
Zobacz też Suwałki. Ekspedientka: nie podoba się? To kupuj w innym sklepie!
Okazały pensjonat znajduje się na obrzeżach Gib. Choć został wzniesiony już kilka lat temu, to właściciel wciąż nie ma zgody na jego użytkowanie. Okazało się bowiem, że obiekt odbiega nieco od projektu budowlanego i trzeba wykonać dokument zastępczy.
Ale w miniony piątek różne instytucje, w tym sejneńska policja oraz prokuratura zostały poinformowane, że Sewastynowicz prowadzi działalność gospodarczą i „naraża ludzi na niebezpieczeństwo utraty życia”. Przyjmuje turystów, pielgrzymów, a w sobotę w obiekcie odbędzie się przyjęcie weselne.
Zobacz też Podlaskie. Wypadki na weselach. Pękające spodnie i omdlenia
Służby natychmiast pojechały do Gib, ale w budynku nikogo nie zastały. Pracownice sanepidu wybrały się tam jeszcze w sobotę. Wówczas się dowiedziały, że w obiekcie bawią się krewni, którzy bezpłatnie wynajęli pomieszczenia i sami zadbali o menu.
Interwencja zakończyła się spisaniem protokołu.
Wczoraj Sewastynowicz nie odniósł się do weselnego przyjęcia, ale mówił nam, że obiekt jest solą w oku niektórych sąsiadów.
– Gdy przez wiele lat działka porastała chwastami, wszystko było w porządku – mówi rozgoryczony. – A kiedy zacząłem budować pensjonat posypały się donosy. Nikt nie patrzy na to, że dam pracę miejscowym, a gminie będę płacił podatki. Chcą mnie zniszczyć i tyle.