Skrzyknęli się, by pomóc pogorzelcom z noworodkiem
W czwartek cieszyli się z narodzin synka, a w sobotę płakali. Bo spalił im się dom. Mieszkańcom Zabłudowa z pomocą ruszyli sąsiedzi. Wsparcie obiecały też władze gminy
Może gdyby ktoś był w domu, zapobiegłby tej tragedii - mówi łamiącym się głosem Katarzyna. Ma 39 lat. Dzisiaj z nowo narodzonym synkiem Justynem opuszcza jeden z białostockich szpitali.
- Szykowaliśmy się do narodzin dziecka. Mieliśmy wszystko przygotowane. Ludzie nam pomagali, bo mamy ciężką sytuację finansową - przyznaje pani Katarzyna.
Twierdzi, że do lutego pracowała, ale gdy zaszła w ciążę, pracodawca nie przedłużył jej umowy. Z kolei jej partner jest stróżem nocnym. W domu się nie przelewa. Kilka dni temu ich rodzinę spotkała ogromna tragedia. Spłonął im dom.
Pożar wybuchł w sobotę, 30 września. Pani Katarzyna była w tym czasie w szpitalu. - Mąż przyjechał do nas w odwiedziny. Nie chciałam. Mówiłam mu: Może już nie jedź, trochę odpocznij. Bo przecież on cały czas pracuje na noce. Ale uparł się, że przywiezie mi czajnik i jakieś zakupy. Bo zachciało mi się kawy. Odparłam, że koleżanka Monika ma przywieźć mi ją w słoiku. Ale uparł się i przyjechał. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. I pojechał do domu - relacjonuje pani Katarzyna.
Nie minęło pół godziny, gdy zadzwonił. To była straszna wiadomość! Kobieta usłyszała, że właśnie zostali z niczym. - Dopytywałam, jak to z niczym? I usłyszałam, że spalił się nam dom. Zemdlałam - wspomina przejęta.
W dalszej części artykułu dowiesz się m. in.:
-
jakie zniszczenia spowodował pożar
-
jak zareagowali mieszkańcy Zabłudowa
-
jaką pomoc zaoferowała gmina
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień