Śląsk wstydził się "palanta". Schlagball przetrwał w Cyprzanowie [WIDEO]
Śląsk wyrzekł się swojej gry. Popularnego tu dawniej schlagballa wyparł eksportowany z Zachodu baseball. W starą, śląską grę wciąż grają jednak w Cyprzanowie w powiecie raciborskim. - Tylko u nos, w Cyprzanowie schlagball przetrwoł - mówi Sebastian Sciborski.
Dawniej to nie było tych wszystkich komputerów i telewizorów, ale za to było wesoło! Szło się na łąka boso i grało się w schlagball - czyli w "palanta" po polsku. To była najpopularniejszo gra i najtańszo. Stykło mieć kij, piłka i nawet butów nie trza było mieć - wspomina Karol Trojański z Cyprzanowa, który przeszło 20 lat grał w schlagball, a potem sędziował mecze. - Była liga rybnicko i raciborsko. Tu prawie każda wieś grała, były też drużyny w innych miejscowościach Śląska, na przykład w Zabrzu. Ale potem uznali, że schlagball nigdzie w świecie nie grają, tylko na Śląsku. Wymienili więc na baseball. A i nazwa była nieładna - "palant" - źle się kojarzyło. Trochę się wstydzono tego w czasach PRL. Więc wszędzie przestali grać. A my się nie wstydzili. Tylko u nos, w Cyprzanowie schlagball przetrwoł - mówi Sebastian Sciborski.
Od kiedy Cyprzanów grał w tę dziwną grę? Od zawsze. - Na pewno w XIX wieku tu już grali, a może i wcześniej. W 1903 roku powstała liga niemiecka (bo to były tereny niemieckie) i każda wieś grała. U nos wszystkie kluby sportowe zaczynały od schlagballa - mówi Sciborski. Dodaje, że przed wojną Cyprzanów nosił nazwę Janowice, więc i tak się nazywał klub. - W tamtych czasach Janowice zrobiły mistrzostwo Śląska, ale tu niedaleko Pawłów był wicemistrzem Niemiec. W latach 30 w Berlinie byli i w Hamburgu na mistrzostwach Niemiec. To bardziej zasłużony klub, jak Cyprzanów, tyle, że nie przetrwoł, a my dalej są - mówi Sciborski.
Śląsk wyrzekł się swojej gry i zaczął grać w eksportowanego z Zachodu baseballa. A to trochę podobne. - Tyle, że baseball, na poziomie amatorskim jest bardzo nudny. Nie to, co schlagball - przekonuje Sciborski. Na czym polega ta stara śląska gra?
- "Bejsbol" ma te "szajty" (kije) inne, nasz jest długi - pokazuje Sciborski, sam sobie podrzuca piłkę (bo tu nie ma miotacza) i uderza, a ta leci nad stodołą do ogrodu sąsiada. - Kij jest cienki, jak się maźnie dobrze to piłka i 130 metrów leciała. Ta nie leci tak daleko, bo jest za lekka - dodaje. Ale piłka i tak zniknęła z zasięgu wzroku.
Zasady schlagballa jednak różnią się od tych "bejsbolowych". - Są dwie drużyny liczące po 12 graczy. Miejsce losuje się chwytając kij. Ten kto wygro - wybiero "gniazdo". Jak się z gniazda wybijo piłka daleko za pole, to jest punkt za dalsze odbicie. Ale musi być przynajmniej 65 metrów. Jak 6 zawodników odbije, to musi wybiegnąć z gniazda i dobiec do mety - i z powrotem. Wówczas mają punkt - tłumaczą zasady zawodowi gracze. - Drużyna przeciwna, która jest w środku, musi zawodników biegnących z gniazda zbić piłką - rzucając w nich po prostu. Drużyna ze środka może zdobywać jeszcze punkty przez łapanie piłki do jednej ręki, gdy ci z gniazda podbijają - tłumaczą.
Panowie przyznają, że gdy zostanie się skutym twardą, skórzaną piłką, to trochę boli. - Ale kiedyś te piłki były twardsze. Taki ślad na 2 tygodnie zostawał. Jak był festyn i grali starzy oldboje z pierwszą drużyną, to na całego, ile szło. A potem po meczu koszulki dalej ściągać i sprawdzać, kto ma najwięcej śladów - śmieje się Karol Trojański. - Ale nikt się nie smucił, bo kieliszek wódki za każdy ślad był. To było po to, żeby coś więcej wesołego było - mówi Trojański. Mówi, że głowę trzeba było mieć twardą. - Tako sytuacja była, że leci zawodnik, od nas tu był. Leci i ten przeciwnik bije w niego piłką. I sędzia słyszoł szlag, coś stuknęło, gwiżdże więc, że trafił, a tu chłop wyskakuje z trybuny i krzyczy "tu patrz", i pokazuje czerwony znak na czole - śmieje się Trojański i dodaje, że kiedyś "to festyny były".
Kilkaset ludzi z okolicznych wsi z Pietrowic, Lekartowa i innych przyjeżdżało. Nawet 12 drużyn było - to grało się na łąkach, zaraz po sianokosach - zrobiło się boiska i grało się na boso. Trawa nie jest taka twardo jak po żniwach - dodaje Trojański. Tyle było drużyn na Śląsku, że trzeba było dodatkowe boiska robić, żeby ze wszystkim zdążyć. A teraz klub z Cyprzanowa nie ma z kim grać. - Jak my drużyn szukali, to my znaleźli w Nimcach, tam na północy grają. Zasady mają te same, przedwojenne. Pokazywali stare, gotykiem pisane, są identyczne jak nasze - mówi Sebastian Sciborski. Stoczyli też bój w Rumunii, w Berlinie, trzy razy na mistrzostwach Niemiec. - Wygrać my nie wygrali, ale naciśli my Niemcom - śmieje się Sciborski.
Pasjonaci z Cyprzanowa pomogli reaktywować się wiosce z sąsiedztwa. - Wojnowicom bardzo się nasza inicjatywa spodobała i grają z nami - mówią. Będą następni?