Soulf FC 4: Jeden dusił, inny krwawił, a "Medyk" wyleczył rywala ze zwycięstwa
Na hali CRS znów postawiono klatkę, w której w sobotni wieczór (12 marca) biło się kilku wojowników. Lubuszanin Arkadiusz Medyński wygrał starcie wieczoru.
Łącznie można było obejrzeć siedem starć. Pierwotnie planowano ich dziewięć, następnie osiem, a tygodniu poprzedzającym galę okazało się, że nie wystąpi na niej chory zielonogórzanin Tomasz Matusewicz. Rywalizację podzielono na pojedynki amatorskie i zawodowe. Ci pierwsi wychodzili do klatki trzy razy.
Nie zabrakło lokalnych, młodych wojowników. Poziom nie powalał na kolana niczym niejeden przeciwnik. Występowali na przykład debiutanci, ale momentami prowadzono mocne wymiany ciosów lub kopnięć i lała się krew. Publika, w tym także liczne przedstawicielki płci pięknej mocno i momentami bardzo żywiołowo dopingowała swoich faworytów.
W walkach amatorskich (trzy rundy po trzy minuty) mieliśmy swoich dwóch przedstawicieli. Wychodzący do klatki Michał Buganik z Malinowski Team Żagań wyróżniał się okularami przeciwsłonecznymi, ale w starciu z Sebastianem Sikorą nie był już taki efektowny. Przeciwnik triumfował przez jednogłośną decyzję sędziów, a nasz zawodnik skończył starcie z poobijaną twarzą.
Wcześniej pojedynek na swoją korzyść rozstrzygnął Adrian Kozicz z Hordy Gold Team. On z kolei zwycięstwo w pierwszej rundzie zapewnił sobie poprzez duszenie trójkątne nogami już w pierwszej rundzie. Ofiara - poznaniak Kacper Gacka jeszcze przez chwilę po zakończeniu starcia przez sędziego nie był w stanie samemu opuścić areny zmagań.
Jeżeli chodzi o walki zawodowe to w pierwszej przeprawie Adam Smulski (Malinowski Team) założył w pierwszej rundzie tak zwaną „balachę”, inaczej mówiąc dźwignię na staw łokciowy i tak mocno zakrwawionemu już Rafałowi Pichowi, a jego klubowy kolega Damian Rezlerski i Kamil Oniszczuk (Horda Gold Team/Żytkiewicz Team) rozprawiali się z rywalami: kolejno Łukaszem Krzyżanowskim i Bartoszem Siwkiem poprzez jednogłośne werdykty arbitrów. W końcu doszło do walki wieczoru.
W tym najważniejszym pojedynku w klatce spotkali się Arkadiusz Medyński i Dawid Gabara z Gracie Barra Łódź. Nasz wojownik przekonywał, że jest dobrze przygotowany do tego starcia, jednak podczas walki było widać, że momentami brakowało mu sił. Zanim pojedynek rozstrzygał się w parterze, obaj wymienili trochę ciosów w stójce. Popularny „Medyk”, który wraz z łodzianinem rywalizował na dystansie trzech rundy po pięć minut był lepszy zdaniem sędziów.
Momentami prowadzono mocne wymiany ciosów lub kopnięć i lała się krew
Co zaważyło o jego triumfie? - Sam nie wiem. To był bardzo ciężki pojedynek, jeden z trudniejszych w mojej karierze. Wielki szacunek i gratulację dla Dawida. Dziękuje każdemu z osoba, którzy przybyli na galę. Świętowanie? Nie wiem jak ten wieczór się zakończy, ale na pewno należy mi się odpoczynek - mówił zaraz po zwycięstwie Medyński.
Galę podsumował jej organizator. - Myślę, że chłopaki dali do wiwatu i publiczność nie powinna być zawiedziona. Uważam, że roku na rok zainteresowanie tym wydarzeniem rośnie - szacował Michał Zdrojewski z Soul FC, którego zapytaliśmy także o przyszłość. Będzie kontynuacja? - Są plany, ale z ich ujawnieniem jeszcze poczekajmy. Na pewno nie zakończymy tej przygody - przekonywał działacz.