„Spacerowicze” pokazali, że nie ma wakacji od demokracji
Politycy i zwolennicy PiS nazywali ich esbekami, zdrajcami, ubeckimi wdowami, komunistami. „Wolność, równość, demokracja” - krzyczeli manifestujący i regularnie przychodzili na wieczorne „spacery”.
- Cieszę się. Myślę, że te protesty wpłynęły na decyzję prezydenta. Tym bardziej, że wcześniej nie był skłonny wetować ustaw rządu. Sądzę, że skala manifestacji miała znaczenie - mówi cichym głosem w poniedziałkowy wieczór Zuzanna Bil, 21-latka, jedna z uczestniczek protestu w Opolu.
Na placu Daszyńskiego Opolanie spotykają się od dziewięciu dni. Zuzanna jest tu drugi raz. Wcześniej protestowała w Poznaniu, tam studiuje prawo.
W poniedziałek rano prezydent RP Andrzej Duda zapowiedział, że zawetuje dwie z trzech przedstawionych mu ustaw dotyczących sądownictwa, te o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Wprawił w tym w zdumienie wszystkich: i tych z obozu rządzącego, i tych z opozycji i dał powód przynajmniej do częściowej satysfakcji protestującym od kilku dni pod sądami w miastach i miasteczkach Polakom. Na Opolszczyźnie takie manifestacje organizowano w Kluczborku, Prudniku, Kędzierzynie-Koźlu, Brzegu, Głubczycach, Oleśnie, Nysie i Opolu.
Liczba manifestujących rosła z dnia na dzień. W Opolu pierwszego wieczoru przyszło ponad 200 osób, a w kulminacyjne dwa-trzy dni było ich nawet ponad 2000, a może 3000. Przynosili flagi polskie i unijne, jedną tęczową, świece, lampiony i małe latarki, kartki z hasłami: „3 x veto” i „KONSTYTUCJA”.
Codziennie śpiewali hymn, do ostatniej zwrotki z „zapłakanym ojcem Basi” i skandowali hasła o wolnych sądach, demokracji, od której wakacji nie ma; także z żądaniem wet, po „Andrzej Duda czyni cuda” (jeszcze przed decyzją prezydenta). Hasła w stylu „precz z Kaczorem dyktatorem” organizatorzy protestów starali się wyciszać.
To, co się pod sądami narodziło, to świadomość, że głos zwykłych ludzi jest ważny, zwłaszcza powtórzony po tysiąckroć
Zuzanna dodaje, że wielu jej znajomych rówieśników ma świadomość, że od nich zależy przyszłość kraju. - W moim domu często rozmawia się o polityce. Nie bez powodu wybrałam taki kierunek studiów, a wcześniej byłam w liceum, w klasie o profilu społeczno-prawnym. Mam poczucie, że to mój obywatelski obowiązek, że jeśli się z czymś nie zgadzam - w tym przypadku, jak kształtowane jest prawo - to mogę wyrazić swój pogląd, w pokojowy sposób, właśnie na demonstracjach. Jestem przeciwko upolitycznianiu sądów, bo to naraża na szwank demokrację, niezawisłość i niezależność wymiaru sprawiedliwości.
Głos Zuzanny niknie w nasilającym się skandowaniu zebranego na opolskim placu tłumu: „Wolność - Równość, De-mo-kracja” po przemowie jednej z opolskich sędzin. Deszcz to pada, to ustaje. Ludzie stoją pod parasolami, w przeciwdeszczowych kurtkach. W kałużach wody rozmywają się płomienie trzymanych przez nich świec. Ale są, stoją, bo zrozumieli, że tylko oni sami zdołają się obronić.
To, że ktoś nie jest z nami, nie znaczy, że jest wrogiem
Może nauczymy się rozmawiać. Bo przecież mamy prawo do różnych głosów i chcemy mieć zaufanie do tych, co nas sądzą - mówiła Jadwiga Gałęza, uczestniczka manifestacji, na wieść o prezydenckich wetach.
Decyzje prezydenta są niepełne, bo szkoda, że nie ma weta do trzeciej ustawy (o sądach powszechnych - red.), ale jest to krok do przodu. Ciekawe, jakie będą propozycje zmian, które zapowiedział Andrzej Duda. Czy to nie jest tylko wymigiwanie się - komentował w poniedziałek wieczorem Roman Kirstein, rocznik 1943, działacz opozycji w PRL-u, przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego „Solidarności” w Opolu. Kilka dni wcześniej Kirstein przyniósł na plac Daszyńskiego ogromną biało-czerwoną flagę, uszytą na odsłonięcie opolskiego pomnika Solidarności. Mówił, że to odpowiednia okazja do ponownego jej rozwinięcia. Trzymało ją kilkadziesiąt osób.
- Nie wiem, czy Ziobro odejdzie, czy nie. Powinien odejść. Jeśli nie, to będzie się mścił na sędziach zaangażowanych w te manifestacje, bo będzie miał do tego uprawnienia wynikające z ustawy - kontynuował Roman Kirstein. Ustawa o sądach powszechnych, którą prezydent Andrzej Duda podpisał, daje ministrowi sprawiedliwości możliwość odwołania prezesów sądów w ciągu pół roku od wejścia prawa w życie, bez uzasadnienia i bez pytania o opinię. W protesty w Opolu zaangażowane były między innymi dwie panie wiceprezeski opolskich sądów.
Kirstein nie ma wątpliwości, że decyzję o wetach wymusiło społeczeństwo. - Tego się zlękli - kontynuuje. - Myślę, że protest dał im dużo do myślenia, że teraz do tworzenia nowej ustawy zaproszą ludzi, którzy się na tym znają, a posłowie nie będą w piętnaście minut przegłosowywać tak ważnego prawa. Nie wiem, jak dziś czuje się stryj naszego prezydenta Antoni Duda, opolski poseł PiS, który w ciemno podpisał te ustawy.
Pytany o to, czy prezydent Andrzej Duda wetem zasygnalizował, że chce stworzyć nowy obóz polityczny Kirstein powiedział, że na pewno „gra na siebie”, bo inaczej zostałby obłupiony z wszystkiego. - Może przy tym wykluje się nowy obóz, co byłoby bardzo dobre. Po tej decyzji zyska sobie zwolenników. Jeśli to będą ludzie młodzi, w jego wieku, to będzie bardzo dobrze.
Żądania opozycji, szczególnie „Nowoczesnej”, która nawoływała na fali protestów do przeprowadzenia przyspieszonych wyborów parlamentarnych, Kirstein zdecydowanie skrytykował. W jego ocenie takie wybory zakończyłyby się klęską, bo PiS ma duże poparcie, a opozycja jest niespójna. - Nie wiem, co wymyśli Kaczyński, bo on już miał takie pomysły, że jak coś idzie źle, to trzeba to rozwiązać. Namawiałbym opozycję, jeśli do tego dojdzie, aby głosowała przeciwko rozwiązaniu Sejmu. Najpierw musi być prawdziwa opozycja - podkreślił Roman Kirstein.
Sędziów się nie słucha
Dwie sędziny, o których mówi Roman Kirstein to wiceprezes sądu Anna Korwin-Piotrowska, wiceprezes Sądu Okręgowego w Opolu i Monika Ciemięga, wiceprezes Sądu Rejonowego w Opolu.
Na opolskiej mównicy (murek naprzeciw siedziby sądu okalający plac Daszyńskiego) stawali także m.in. sędziowie Jarosław Benedyk i Waldemar Krawczyk, czy adwokaci Jacek Różycki i Andrzej Sieradzki.
- Mamy dwa razy weto prezydenta - rozpoczęła swoją poniedziałkową mowę sędzia Korwin-Piotrowska. „Chcemy trzeciego” - odkrzyczeli protestujący.
Sędzia: - Doceniamy ten czyn pana prezydenta. Daje nam to wiarę, że jednak demokrację zachowamy.
Protestujący: - Dzię-ku-jemy, dzię-kujemy.
Sędzia: - W imieniu swoim i nas, waszych sędziów okręgu opolskiego bardzo wam wszystkim dziękujemy, za trwanie w „łańcuchu” światła, za to, że wierzyliście, że to coś da. Wiem, że jesteście tu w swojej własnej sprawie, a nie, żeby nas wspiera w trwaniu na naszych stanowiskach.
Korwin-Piotrowska dodała, że od dobrych 10 lat walczy o niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Został jej niecały rok kadencji wiceprezesa, a stanowiska administracyjne piastuje od 11 lat i z przyjemnością wróci jedynie do sądzenia, bo to jest praca, którą kocha najbardziej. Przyznała, że sądownictwo wymaga zmian, ale w jej ocenie postulaty w tej sprawie składane przez środowisko sędziowskie do tej pory zostały wysłuchane jedynie w części.
Opolska sędzia wskazywała, że ustawa o sądach powszechnych (której prezydent nie zawetował) daje ministrowi swobodną możliwość odwołania prezesów i pytała, po co ministrowi ta władza. W ocenie opolskiej sędzi to sprzeczne z konstytucją, zgodnie z którą sądy są odrębne i niezależne od innych władz i nie ma tam mowy o nadzorze ministra sprawiedliwości.
- Ale polską tradycją - przyznała Anna Korwin-Piotrowska - już od przedwojnia, jest taki nadzór i korzysta z niego każda władza, nie tylko obecna. - 27 lat ministrowie sprawiedliwości próbowali reformować sądy. Ponieśliśmy gigantyczne nakłady, ostatnio na likwidację, a potem odtwarzanie małych sądów - przypomniała sędzia i powołując się na słowa prof. Strzembosza i relacje starszych kolegów mówiła o naciskach wywieranych na sędziów w czasach PRL-u, gdy kuszeni byli na przykład talonami na samochód.
- Jesteśmy tacy samy, jak wy. Powinniśmy być niezawiśli, to nasz obowiązek. Ale jeśli praca sądów będzie dalej opierała się na awansach, to władza prezesa, wskazywanego i nagradzanego lub nie przez ministra sprawiedliwości, nad sędziami będzie bardzo poważnie zagrażać niezależności sądów, ale i niezawisłości sędziów - oceniła Anna Korwin Piotrowska i przytaczając słowa prof. Strzembosza mówiła, że w sądach nie powinno być nagród.
Skrytykowała też zaproponowany system losowania spraw, które według wiedzy sędzi ma odbywać się popołudniami, po zakończeniu pracy sądów, w dodatku - w Warszawie, w Ministerstwie Sprawiedliwości. - Chcemy zmieniać sądy, chcemy być bliżej was, rozumiemy, że musimy się lepiej komunikować - podsumowała Anna Korwin Piotrowska.
Na jednego z liderów opolskiego protestu - jak mówiła - „chcąc, nie chcąc” wyrosła Monika Ciemięga, od 4 lat wiceprezes Sądu Rejonowego w Opolu. - Czułam, że to mój obowiązek - uzasadniała.
- Te dwa weta, to dobry krok naprzód - tak sędzia Ciemięga komentowała decyzję prezydenta Andrzeja Dudy w poniedziałkowy wieczór i przypomniała, że stowarzyszenie sędziów Iustitia przedstawiło projekt ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, który miał służyć reformie sądownictwa a nie tylko wymianie kadr, co dawałyby rządzącym władzę nad sądami. Przyznała, ma świadomość, że z podpisanej przez prezydenta ustawy dotycząca sądów powszechnych wynika, że może ona zostać odwołana z funkcji wiceprezesa przez ministra sprawiedliwości po wejściu ustawy w życie. - Gdyby weszły w życie dwie zawetowane ustawy być może groziłaby nam także odpowiedzialność dyscyplinarna, bo w Sądzie Najwyższym miała powstać do tego specjalna izba - przypomniała .
Chcemy ufać tym, co nas sądzą
Opolanka, Jadwiga Gałęza o dwóch wetach prezydenckich dowiedziała się dopiero wieczorem podczas poniedziałkowej manifestacji w Opolu, choć na planu Daszyńskiego pojawiała się nie pierwszy raz. - Miałam dużo zajęć w ciągu dnia, nie śledziłam informacji - przyznała.
- Nawet ci, którzy tu nie przychodzili, czuli, że są ku temu mają powody - tak opolanka oceniała skutki kilkudniowych manifestacji . Zauważyła przy okazji, że społeczeństwo jest teraz bardzo podzielone. - Byli tu znajomi z 8-letnim wnukiem, który opowiadał, że druga babcia powiedziała, że tvn kłamie - relacjonowała. Dziecku odpowiedziała, że zgromadzeni są tu po to, żeby każdy mógł wyrazić swoje zdanie. - Chodzi o wolność - podkreślała Jadwiga Gałęza.
Mówiących z opolskiej „trybuny” oceniała kolei tak: - Dziś jest bardzo rozsądnie. Nie zawsze nam się podoba przekaz, ale najważniejsza jest sama istota. Jak to mówi nasz znajomy „pozory mylą, języki mielą”. Ale w naszym wieku mamy już życiowe doświadczenie, mamy się na czym oprzeć. Przeżyłam 68 rok jako studentka pierwszego roku (demonstracje studenckie, brutalnie rozbite przez milicję - red.). To było straszne. Zostało to zakopane w mojej pamięci - wspominała.
- To, co stało się dziś to sukces, wspólnie wypracowany, wiele małych gestów, jeden duży, bez agresji, poza paroma okrzykami. Może nauczymy się rozmawiać. Bo przecież mamy prawo do różnych głosów i chcemy mieć zaufanie do tych, co nas sądzą - podkreśliła opolanka.
Słowa rządzących, że ustawy miały zreformować sądownictwo Jadwigi Gałęzy nie przekonały: - Ale ta reforma polegała przede wszystkim na wymianie kadr. A jak się wymienia niezgodnie z konstytucją to rewolucja, która uderza w nas wszystkich. Za każdym razem na tym placu było coraz więcej młodych i to dla mnie też było znaczące.
Mariusz Gabriel Pieszkała, magister politologii, były nauczyciel wiedzy o społeczeństwie, radny powiatowy MN w Krapkowicach, na pierwszy protest pojechał do Koźla, na kolejne do Opola . - Gdyby policzyć te dziewięć wieczorów spędzonych pod sądami i wcześniejszy mój udziały w Warszawie w proteście nauczycieli przeciwko reformie likwidującej gimnazja i Marszu Wolności, to było ich jedenaście - wylicza aptekarsko. Pieszkała zauważył, że o ile w poprzednich demonstracjach uczestniczyli głównie ludzie starsi, o tyle w ostatnich z dnia na dzień przybywało młodych.
- Obcych sobie ludzi coś połączyło - komentuje. - Szanuję prawo do zmiany państwa przez partię, która demokratycznie wygrała wybory, ale nie godzę się, aby doprowadzała ona do zmiany ustroju . Już za poprzednich rządów PiS działy się dziwne rzeczy i teraz wprowadzane są zmiany w kierunku rządów autorytarnych. Jako politolog czuję się zobowiązany, żeby o tym głośno mówić - podkreśla Mariusz Pieszkała.
Tomasz Stochniał, z zarządu regionu opolskiego KOD, współorganizujący tzw. część polityczną manifestacji (organizatorzy bardzo dbali o oddzielenie części prowadzonej przez sędziów i ich gości od prowadzonej przez polityków) o decyzji prezydenta mówił tak: - Jest oczywiście radość, większość osób się tego nie spodziewała. Ale ciągle mamy w tyle głowy, że jedna z tych ustaw, która w sposób dość istotny zmienia sądownictwo w Polsce, nie została zawetowana. Pan prezydent powiedział też, że będzie pracował na materiale, który był (mowa o ustawach o SN i KRS - red.), a w naszej ocenie trzeba wszystko zacząć od nowa.
O ile w niedzielny wieczór sędziowie pytali protestujących, czy chcą spotkać się w poniedziałek i spotkali się z aplauzem zgromadzonych, o tyle na kolejnym spotkaniu (po decyzji prezydenta), zdecydowanie podziękowali za uczestnictwo i zapowiedzieli, że to koniec manifestacji pod ich przewodnictwem.
- Akceptujemy tę decyzję. Być może sędziom uda się wystąpić teraz w roli doradców przy legislacji. Natomiast my, obywatele, staramy się zachować ostrożność, staramy się tego naszego obywatelskiego pogotowia nie gasić. Większość ludzi krzyczała, że będzie tutaj. My też będziemy - zapowiedział Tomasz Stochniał z opolskiego KOD. - Wszystkie karty są teraz po stronie władzy. Nie wiemy, co się dzieje za murami: czy jest to rozgrywka PR-owa, czy walka między frakcjami, czy rzeczywiście refleksja nad demokracją. Uważamy, że na razie nie powinniśmy się demobilizować, pilnować sytuacji i nawoływać do trzeciego weta lub zmiany przyjętej trzeciej ustawy- podkreśla.
To, co pod tym sądem się narodziło, to poczucie siły, świadomość że głos zwykłych ludzi jest ważny, że powtórzony po tysiąckroć żadna władza nie może zlekceważyć. Rządzący to muszą zrozumieć, i to również w swoim dobrze pojętym interesie.