Błażej Spychalski to dla mnie ni brat, ni swat. Nie wiem, co i gdzie będzie robił, więc wstrzymam się z oceną, czy ma do tego kompetencje. Problem polega na tym, że coraz trudniej mieć do ich ustaleń zaufanie.
1. Onet: „Błażej Spychalski jest bliski nominacji do zarządu Orlenu – wynika z informacji Onetu. Według naszych rozmówców z rządu oraz z Kancelarii Prezydenta, Spychalski miałby zastąpić w zarządzie Orlenu Adama Buraka, bliskiego współpracownika Daniela Obajtka. Burak odpowiada tam za komunikację i marketing.”
Spychalski na Twitterze: „Jestem trochę zaskoczony, dowiedziałem się dzisiaj, że zabiegam o posadę członka zarządu Orlenu. Dementuję – nie zabiegam”
„Wyborcza”: „Błażej Spychalski zaczął już pracę w Orlenie Daniela Obajtka. Nie jest to miejsce w zarządzie spółki ani dyrektorski fotel”
Onet: „Błażej Spychalski zaczął już pracę w Orlenie Daniela Obajtka – informuje w środę »Gazeta Wyborcza«. O tym, że dotychczasowy rzecznik Andrzeja Dudy przejdzie do Orlenu informowaliśmy 12 września w podcaście »Stan po Burzy«. Wtedy Spychalski zaprzeczał, by nieco ponad tydzień później ogłosić swoje odejście ze stanowiska u prezydenta.”
Jacek Nizinkiewicz na Twitterze: „12 września rzecznik prezydenta zaprzeczał informacjom o przejściu do Orlenu. Tyle są warte słowa pana, który był ustami Andrzeja Dudy.”
Teraz będzie wersja uproszczona:
Onet: Spychalski ma nowe auto.
Spychalski: nie mam nowego auta.
Wyborcza: Spychalski ma rower. Nie ma auta.
Onet: Wyborcza potwierdza ustalenia Onetu, Spychalski będzie jeździł, a zaprzeczał.
Nizinkiewicz: Spychalski twierdził, że nie będzie jeździł. Czyli kłamca.
2. Błażej Spychalski to dla mnie – jak to mówią – ni brat, ni swat. Nie wiem, co i gdzie będzie robił, więc wstrzymam się z oceną, czy ma do tego kompetencje. Za moment zaczną się tym zajmować gwiazdy polskiego politycznego dziennikarstwa. I dobrze – od tego są. Problem polega na tym, że coraz trudniej mieć do ich ustaleń zaufanie.
3. Dekadę temu Andrzej Łomanowski, specjalizujący się w sprawach Rosji dziennikarz, opowiadał: wraz z początkiem rządów Putina, urzędnicy zaczęli podkreślać brak wiarygodności rosyjskich mediów. Korzystając z bardzo dużej i autentycznej popularności samego Putina, rosyjska biurokracja postanowiła usunąć, albo ograniczyć władzę czwartej władzy. Urzędnicy różnych szczebli, pytani przez dziennikarzy, rozpoczynali zazwyczaj od: „Jeśli media się nie mylą (…)”, „O ile ten fakt prasowy znajdzie potwierdzenie w rzeczywistości (...)” etc. Ponieważ potwierdzenie „faktu prasowego” zależało zwykle od postępowania tychże organów władzy, jasnym jest, że oficjalnie nigdy to nie następowało. Po kilku latach takiego postępowania, przy umacniających się mechanizmach nieformalnej cenzury w społeczeństwie umocniło się przekonanie, że media i dziennikarze rzeczywiście są niewiarygodni.
To w putinowskiej Rosji. U nas – można odnieść wrażenie – dziennikarze robią to sami.