Ostatnio, gdy zaczynam cokolwiek pisać, przypomina mi się Starszy Katon i jego: „ceterum censeo Carthaginem esse delendam”, gdyż wszystkie pisane przeze mnie od tygodni teksty dotyczą afery w gorzowskim WORD i reakcji na nie lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego i reakcji na reakcje lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego.
Więc jeszcze raz: zgłosiła się do nas pani Magda, która pracowała w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Dokładniej: przestała pracować po tym, gdy nie skorzystała z propozycji dyrektora: ona miała usługiwać seksualnie, a on przedłużyłby z nią umowę. Pani Magda poprosiła o pomoc zaangażowaną w sprawy kobiet poseł. Wybrała ją dlatego, że wcześniej, w jej biurze, na wyraźne polecenie dyrektora, zapisała się do partii. Pani poseł obiecała pomoc. Efektów nie było, więc pani Magda przyszła do nas. Zaczęliśmy o sprawie pisać. Nasze teksty zaowocowały serią zupełnie kuriozalnych wypowiedzi: pani poseł, pani marszałek, urzędników samorządowych. No i poleceniem - dyrektor WORD miał złożyć prywatny akt oskarżenia wobec pani Magdy. Sprawa miała lokalny charakter. Miała. Póki działania urzędu nie zrobiły z niej ogólnopolskiej.
Otóż pani marszałek postanowiła zrobić w naszej redakcji porządek i usunąć piszącego o sprawie dziennikarza. Urząd wykonał czynność urzędową, która - gdyby tylko regulamin nie ograniczał uczestników do osób fizycznych - dawałaby spore szanse w konkursie „Darwin Awards” - wysłał w tej sprawie do redakcji urzędowe pismo. Czego zrobić nie mógł, bo z jednej strony - nie miał do zajmowania się tą sprawą podstawy prawnej, z drugiej, łamał tym pismem konkretne przepisy prawa prasowego. Kuriozum, dla świata, który nie jest lubuskim urzędem marszałkowskim tak kuriozalne w swojej kuriozalności, że zainteresowało ogólnopolskie media, do których przy okazji dotarła sprawa pani Magdy, którą tę sprawę zaczęto odmieniać przez wszelkie przypadki. To z kolei spowodowało wysyp listów do redakcji, które opisują kolejne związane w WORD nieprawidłowości. Nieprawidłowości stawiające w naprawdę złym świetle nadzorujący WORD urząd. Materiału tyle, że starczy na miesiące.
Sprawą zainteresował się Rzecznik Praw Obywatelskich. W związku z jego wystąpieniem pani marszałek zwołała konferencję prasową, której kuriozalna kuriozalność przekroczyła kuriozalność (kuriozalną) wcześniejszych działań Urzędu. Na ostatniej konferencji pani marszałek tłumaczyła, że RPO nie zażądał wyjaśnień, tylko o nie poprosił. I, że ma na to dowód, bo w piśmie napisano: uprzejmie proszę. Reszta konferencji chyba nie warta jest komentowania. Widać z niej było, że pani marszałek nie rozumie o co w sprawie chodzi. Co jest właściwie trudne do uwierzenia, bo zastanawiające jest, jak udało się jej przez tyle lat pełnić tak ważne funkcje w samorządzie.
Samorząd ten wydaje teraz publiczne pieniądze na ogłoszenia w lokalnej prasie, które w formie udającej dziennikarskie teksty opowiadają, że pani marszałek jest niesprawiedliwie oskarżana, oczerniana wręcz w związku ze sprawą WORD. Zajmuje się sprawą też wydawana przez urząd paragazeta „Nasza Lubuska”. Robią to za moje - lubuskiego podatnika - pieniądze. Co gdyby nie to, że jest żałosne, byłoby właściwie zabawne.
Tymczasem RPO odkurzył ideę swojego poprzednika i wysłał do Ministerstwa Kultury list, w którym prosi uprzejmie o rozważenie zmian w prawie, które zakazałyby wydawanie samorządom własnych gazet . Gdyby przepisy zmienić, lubuski urząd marszałkowski zaoszczędzone pieniądze mógłby wydać na szkolenie swoich urzędników. Zwłaszcza na temat prawa administracyjnego, prawa samorządowego, konstytucji. Choć nie wiem, czy taniej by nie było znaleźć kogoś innego, kto taką wiedzę już ma.