Od kilku praktyków usłyszałem zdanie, że bliższy naszej polityce jest serial „Ranczo” niż „House of Cards”. Swoją drogą obserwowałem polityków, którzy próbowali stosować rozwiązania podejrzane u Underwooda, niestety nie bardzo rozumieli o co w nich chodzi.
1. Mamy cztery koty. Pierwszy pojawił się Kocio. Pojawił się w soi sąsiada. Cały biały kot w soi. Dał się udomowić za pomącą kilograma prawie kiełbasy. Przezimował. Późną wiosną przyprowadził koleżankę. Z koleżanką – jak się później okazało – miał córkę. Badań genetycznych nikt nie robił, ale pewne córki zachowania są tak nietypowe dla kotów, a tak podobne do zachowania Kocia, że przypadku być nie może. Koleżanka – Rudzia – urodziła na jesieni Rudolfa. Czyli cztery. Dlaczego o tym piszę? Przed chwilą skończyłem myć podłogę, gdyż wcześniej Rudzia przyniosła ptaka, zjadła mu wątrobę. I porzuciła. Pod stołem w kuchni. Zastanawiałem się, czy ta wątroba to nie jakaś międzygatunkowa zemsta za Prometeusza. Ssaki versus ptaki. Międzygromadowa chyba raczej.
2. Jestem w połowie „Game changer. Za kulisami polityki” Michała Kolanki. Lektura przypomniała mi dykteryjkę, jaką na pogrzebie Busha seniora opowiedział były premier Kanady, Brian Mulroney. Na jakimś spotkaniu NATO, po serii zbyt długich przemówień, Bush powiedział do Mulorney'a, że odkrył właśnie fundamentalną zasadę polityki międzynarodowej: im mniej ważny kraj, tym dłużej przemawia jego przywódca. Podobnie jest z rozmówcami Kolanki – im więcej mówią, tym mniej mają do powiedzenia. I nie chodzi tu akurat o liczbę wypowiadanych słów, tylko rodzaj historii „zza kulis polskiej polityki”.
Mam wrażenie, że w Polsce nigdy nie powstanie książka realnie opisująca kulisy polityki. Z dwóch powodów. Po pierwsze, zbyt dużo jest ludzi, którym zależy na tym, żeby podkręcać opowieści na ich temat. Po drugie prawda byłaby niezbyt interesująca. Jest jeszcze trzeci powód. W prawdę czytelnicy by mogli nie uwierzyć.
Od kilku praktyków usłyszałem zdanie, że bliższy naszej polityce jest serial „Ranczo” niż „House of Cards”. Swoją drogą obserwowałem polityków, którzy próbowali stosować rozwiązania podejrzane u Underwooda, niestety nie bardzo rozumieli o co w nich chodzi.
3. Ludzie pewnie wolą słyszeć, że polityka to roztropna troska o dobro wspólne. Że ta troska wymaga czasem walki o władzę. Bo bez władzy trudno się efektywnie troszczyć. A jeżeli już politycy walczyć muszą o władzę, to robią to, jak superbohaterowie, albo przynajmniej bohaterowie powieści, korzystają z najlepszych doradców, naukowych metod.
Podobnie wolą widzieć swoje koty, jako mruczące, łaszące się, kanapowe zwierzaki. Jednak w rzeczywistości koty, to bezwzględni mordercy. A politycy – to emanacja narodu. Są tacy jak my, tylko niekiedy są bardziej zdeterminowani.
Mimo wszystko po książkę Kolanki warto sięgnąć. Jeżeli weźmie się w nawias to, co jego rozmówcy mówią o sobie, można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy.