Spłonął dom. Płynie pomoc dla rodziny
Po naszym artykule ludzie ruszyli z pomocą rodzinie, która w pożarze straciła wszystko. - Dziękuję... - mówi wzruszona Renata Kosidło, mama 10 dzieci
O dramacie, jaki wydarzył się w piątek we wsi Nieciecz, pisaliśmy w poniedziałkowym wydaniu „GL”. Dzień przed ślubem Renaty i Tomasza i chrztem ich pięciorga dzieci w domu wybuchł pożar. W sobotę obie uroczystości się odbyły, ale na smutno. Pan młody poszedł do kościoła w dżinsach, w których walczył z ogniem, w koszuli, którą dostał od sąsiada. Ślubny garnitur spłonął, podobnie jak ubrania dzieci. - Nie mamy nic. Do użycia nadaje się tylko to, co mieliśmy na sobie, jak uciekaliśmy z pożaru - opowiada pani Renata.
Kosidłowie mają dziesięcioro dzieci: Roksankę (6 lat), bliźniaki Kamilę i Kamila (po 7), Mateusza (9), Kubę (10), Sebastiana (12), Aleksandrę (14), Pawła (15), Kacpra (17) i Patryka (18).
Od poniedziałku, 5 września, kiedy to w gazecie zamieściliśmy numery telefonów do poszkodowanej rodziny, do Kosidłów dzwonią mieszkańcy z całego regionu i chcą pomóc. - Dzwoni dużo obcych nam ludzi. Chcą ofiarować ubrania, których bardzo potrzebujemy. Dzwonią też nauczyciele ze szkół naszych dzieci, pytają o zeszyty, o książki, jakie są potrzebne. Także ksiądz chce nam pomóc - wylicza pani Renata.
- Koło Gorzowa mieszka mężczyzna, który może nam dać sofę, tylko nie ma jak jej dowieźć. Gdyby ktoś z tego terenu jechał do Nowego Miasteczka i mógłby ten mebel do nas zabrać, będziemy wdzięczni - dodaje Anna Wesołowska, siostra pani Renaty. - Dostałam też SMS z prośbą o podanie naszego adresu. Ktoś anonimowy chce nam wysłać paczkę. Bardzo dziękujemy.
- Wszystkim dziękuję za wsparcie i bardzo proszę o tę pomoc. Jest nas 12 osób. Nie mamy jesiennych i zimowych ubrań. Dzieci potrzebują także przyborów szkolnych. Bardzo przydadzą się nam materiały budowlane - nie ukrywa pani Renata.
Kosidłowie nie mogą zwrócić się do ośrodka pomocy społecznej o wsparcie przy remoncie mieszkania, bo nie byli właścicielami pomieszczeń, które zajmowali. Mieszkali w części domu należącej do brata, który wyjechał do pracy za granicę. Wcześniej kupili działkę z ruiną wiejskiej świetlicy. Co miesiąc gromadzili materiały budowlane potrzebne do adaptacji tego miejsca na dom. - Wszystko spłonęło: farby, wiertarka. Chłopaki nawet deski odkładali, żeby można było jak najszybciej zacząć remont. Chcieliśmy mieć własny dom, a teraz nie mamy gdzie mieszkać - martwi się pani Renata.
Przypominamy numery telefonów: Tomasz Kosidło - 721 136 772, Anna Wesołowska - 721 912 314.