Spoglądanie za horyzont kulturowy to wielka wartość każdej podróży
Nakładem Wydawnictwa Bezdroża ukazała się książka Aleksandry Lisewskiej pt. „Wyklęte imperium. Irańskie opowieści”. Autorka opowiada o wielu wymiarach i odcieniach swoich podróży.
Nie bała się Pani pojechać do Iranu?
Nie, byłam dobrze przygotowana. Nie ma miejsca na strach, jeśli się wie dokładnie, dokąd się wybieramy i czego możemy oczekiwać. Iran jest bezpiecznym krajem. Bardzo wielu osobom myli się z Irakiem, dlatego przed wyjazdem słyszałam komentarze: „nie boisz się? przecież tam jest wojna”. Na razie wojny w Iranie nie ma, terrorystów nie ma. Zawsze sprawdzam na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, czy kraj, do którego chcę pojechać, jest bezpieczny. Iran nie figurował na tych stronach, co oczywiście może się zmieniać. Dziś jest bezpieczny, jutro może nie być.
Ale region nie kojarzy się z bezpieczeństwem…
Tak, bo to Bliski Wschód, a ten jest jak wulkan, który może w każdej chwili wybuchnąć. Obawy są związane z sąsiedztwem, bo w Iraku trwa wojna i działają terroryści. Afganistan i Pakistan nie niosą gałązek oliwnych pokoju, ale z ich strony też Iranowi nic nie grozi. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo: kraje, które są, delikatnie mówiąc, trochę niedemokratyczne, dla turystów są o tyle przyjazne, że nie ma w nich drobnej przestępczości. Nie trzeba obawiać się napadów i wrogości, zresztą Irańczycy to bardzo mili ludzie.
Może władze nie szanujące demokracji starają się to ukryć i dbają o bezpieczeństwo przyjezdnych?
Cudzoziemców nie było aż tak dużo, teraz może być ich więcej, po podpisaniu porozumienia nuklearnego w 2016 roku. Iran otworzył się bardziej na turystów, dwa lata temu nie było ich wielu. Myślę, że Irańczycy specjalnie nie dbają o turystów. Mężczyźni noszą portfele w tylnych kieszeniach spodni, co świadczy o bezpieczeństwie. Ale na pewno jakaś warstwa przestępcza istnieje. Trzeba bardzo uważać, żeby nie wejść w konflikt z państwem.
Jak to można zrobić?
Jest policja religijna, agenci rozmawiający z turystami. Nie wiem, czy to na pewno agenci, ale opowiadają przeróżne rzeczy i pytają, co się sądzi o sytuacji w kraju. Nie należy się wdawać w takie dyskusje, bo nie wiadomo, kto za tym stoi. Irańczycy są tak gościnni, że można by w ogóle nie podróżować, tylko chodzić od domu do domu, rozmawiać i po prostu tam być. Są zamknięci, ale kiedy świat do nich przyjeżdża, bardzo chętnie rozmawiają. Trzeba uważać, żeby przestrzegać ich zasad.
Musiała Pani chodzić w czadorze?
Chodziłam w chustce. Już na lotnisku obowiązywało zakrywanie się. Ale nie jest problemem, bo przecież chciałam poznać ich kulturę, więc nie pozostawało nic innego, jak się dostosować.
Podobnie na Wawel nie wchodzi się w stroju kąpielowym…
Oczywiście, wszystko musi być stosowne. Nie widziałam żadnej kobiety bez chusty. Tego pilnuje policja religijna. Gdyby kobieta pojawiła się bez nakrycia, na pewno zostałaby zauważona.
Jaka jest sytuacja kobiet w Iranie?
Bardzo złożona. Patrząc z pozycji Europejki, wydaje się, że mają narzucone zasady.
Ale Pani pisze o mężczyźnie idącym z dzieckiem na ręku, ze szczęśliwą kobietą obok…
Irańczycy nie są Arabami, to Persowie, bardzo dumny lud. Zachowują się inaczej, niż Arabowie. Nie twierdzę, że w ogóle nie ma przemocy w rodzinie. Ale na ulicy nie widać zahukanych kobiet. Kobiety jeżdżą samochodami, brawurowo. Nie boją się turystów, chodzą z podniesioną głową. Pozwalały się fotografować. Są też bardzo towarzyskie. Niektóre mniej, inne bardziej religijne - to wynika z wpływu rodziny. Ubierają się bardziej zakrywając siebie, niż odkrywając. Dziewczyny też noszą hidżab, ale zdarza się kolorowa tunika i barwny szalik, zarzucony niedbale na włosy. Barw nie ma jednak dużo, ulica jest czarna. Barwy widziałam na północnych ulicach Teheranu, w Ispahanie kolorowe chusty, ale generalnie kobiety zakrywają włosy.
Boimy się islamu, nie znamy go. Jak on wygląda w Iranie?
Inaczej postrzega się islam tutaj, inaczej tam. Tam wiele rzeczy wydaje się oczywistych, bo oni są u siebie. Jednak zwyczaje przeniesione wyglądałyby dziwnie. Nie wyobrażam sobie procesji z monstrancją w Boże Ciało u nich, podobnie Aszury i wędrówki ludzi bijących się po plecach łańcuchami w Polsce. To jest zupełnie obce kulturowo. Z islamem nie miałam wiele do czynienia, ale spotykałam się z miłymi ludźmi.
Pani jest pasjonatką podróży, zjechała już Pani cały świat?
Zaczynałam w czasach, kiedy Europa była światem, niedostępnym, drogim. Polska była wówczas za żelazną kurtyną, a razem z mężem objechaliśmy Europę, co było bardzo trudne. Trzeba się było starać o przydział 150 dolarów, a my w 6 tygodni objechaliśmy Europę.
Który kraj jest Pani najbliższy?
W czasach, kiedy po świecie podróżowało się z książką, zachwyciliśmy się Indiami. Byliśmy tam niejeden raz. Ale to Birma jest w moim sercu, bo to piękny, tajemniczy świat, przyjemni ludzie. W Indiach jest trochę brudno. Birma jest spokojniejsza, tak działa buddyzm. Tam się świat zatrzymał, czasem miałam wrażenie, że to dziwne, że tak może być. A przecież widziałam Azję, to mój ulubiony kontynent.
Marzy Pani o podróży do jakiegoś kraju?
Plany podróżnicze układają się czasem same. Na pewno kusi mnie Indonezja, to najbliższy plan. Uważam, że jest potrzebna dla zrozumienia świata. Tam jest kultura islamu, mnie się bardzo podoba kultura buddyzmu. Podobał mi się Nepal, Tybet. Bardzo długo opierałam się czarnej Afryce, uważałam, że nie chcę tam jechać. Ale czarna Afryka jest dopełnieniem świata. Przecież podobno w Etiopii jest nasza kolebka. Afrykańskie podróże są trudniejsze, prostsze są azjatyckie, gdzie jest więcej turystów. Pojadę do Indonezji, chcę zobaczyć wulkany, warany z Komodo - jaszczury wielkie jak smoki. Indonezję kojarzymy z Bali, ale nie interesują mnie kurorty. Na Bali mieszkańcy wyznają hinduizm, bliski mi dzięki podróżom do Indii.
Zwiedza Pani świat religijnie?
I kulturowo. Rzadko jeżdżę odpoczywać, bo szkoda mi czasu. Ale zawsze chcę się dowiedzieć wszystkiego o kraju, zawsze wiem, dokąd jadę. Religie mnie fascynują. Patrząc na ludzi odmiennych kulturowo i religijnie, swój próg wyobraźni o świecie przesuwam coraz dalej. Spoglądanie za horyzont to duża wartość wszystkich podróży.
Rozmawiała Małgorzata Matuszewska