Świnia, która miała iść 1 Maja na pochód
W PRL-u nad „prawidłowym” przebiegiem pochodów 1-majowych czuwały milicja i SB. Tylko raz Solidarności udało się w Bydgoszczy „podłożyć świnię”.
Po szoku, jakim było wprowadzenie stanu wojennego, członkowie Solidarności musieli kontynuować swoje działania w podziemiu. Oczywistością wydawała się konieczność zademonstrowania sprzeciwu wobec poczynań władz. Tylko jak? Doskonałą ku temu okazją zdawał się być tak hołubiony przez aparat propagandowy pochód pierwszomajowy.
„Łapać tę świnię!”
- Dzień przed Świętem Pracy szedłem po południu ówczesnymi alejami 1 Maja - wspomina bydgoszczanin Ryszard Ziehlke. - W okolicach pustego wtedy placyku - skweru, tam gdzie dziś stoi galeria Drukarnia, usłyszałem nagle krzyki i zobaczyłem biegających w różne strony milicjantów. Ludzie w strachu chowali się po bramach, bo myśleli, że jest jakaś manifestacja Solidarności i MO będzie wszystkich wokół pałować. Tymczasem milicjanci zajęci byli zupełnie czym innym, biegali w kółko i na ludzi nie zwracali w ogóle uwagi. Zupełnie nie wiedząc, o co chodzi, szybko poszedłem dalej, trochę tym wszystkim wystraszony. Dopiero później od sąsiadów dowiedziałem się, że podobno wówczas Solidarność wypuściła świnię, która z czerwonym napisem wykonanym farbą na skórze „PZPR”, biegała swobodnie po alejach 1 Maja...
- To ja z kolegami wypuściłem wtedy tę świnię, a właściwie prosiaka - mówi działacz Solidarności z początku lat osiemdziesiątych ub. wieku Marek Pasturczak. - Zastanawialiśmy się wtedy, jaki by tu „numer” wykręcić „czerwonym” na święto 1 Maja. Zdecydowaliśmy się na wypuszczenie świni w Bydgoszczy na głównej ulicy z dowcipnym napisem. Nie mieliśmy jednak odwagi dokonać tego w czasie samego pochodu, zbyt liczna była wtedy obstawa milicji i szpiclów w mieście, do tego były kontrole na szosie i pewnie nawet byśmy tej świni do miasta nie dowieźli. Postanowiliśmy, że zrobimy to w przeddzień 1 maja, ale po południu, kiedy ludzie już będą wracali z pracy i na alejach będzie tłoczno. Chcieliśmy, dla lepszego efektu, żeby jak najwięcej ludzi tę świnię widziało.
W bagażniku „malucha”
- Świnia pochodziła z indywidualnej hodowli z Dobrcza - wspomina Pasturczak. - Do Bydgoszczy dotarła w... bagażniku „malucha”. Trzeba było wybrać takie zwierzę, żeby się tam zmieściło, miejsca było niewiele, więc padło na niewielkiego prosiaka, mógł mieć kilkadziesiąt kilo wagi. Potem wybraliśmy zwierzaka, wypisaliśmy mu na skórze czerwoną farbą z jednej strony grzbietu „PZPR”, a z drugiej „Idę na pochód”. Na szczęście podczas podróży w bagażniku nawet specjalnie zwierzę nie kwiczało, nikt też nas nie zatrzymał po drodze, więc nie zwróciliśmy na siebie uwagi. W Bydgoszczy już wcześniej mieliśmy „obmyślone” miejsce, w którym wypuścimy zwierzaka. Była to taka brama w okolicach ul. Krasińskiego, którą można było przejechać na inną ulicę, równoległą do al. 1 Maja, i tam się schować. Tak też zrobiliśmy. Po wjeździe w bramę zatrzymaliśmy się na chwilę, prosiak został wypuszczony i zachęcony do wybiegnięcia na chodnik al. 1 Maja, a my pośpiesznie odjechaliśmy z „miejsca przestępstwa”. Potem w bocznej uliczce zaparkowaliśmy „malucha” i szybko poszliśmy zobaczyć, co z tego „numeru” wyszło. Jak się potem okazało, udało się wszystko znakomicie. Zwierzak popędził w dół ulicy, jak nam potem opowiadali ludzie, kwicząc głośno i budząc powszechne zainteresowanie przechodniów oraz wielką wesołość. Na jego widok natychmiast zareagowali milicjanci, ale nie byli w stanie prosiaka złapać. Kto nie hoduje świń, ten nawet sobie nie wyobraża, jak to zwierzę szybko się porusza i jakie jest zwinne. Żeby je złapać, trzeba wiedzieć, jak. Jak nam potem mówiono, dla złapania prosiaka sprowadzono nawet ZOMO-wców i w końcu któryś z nich, pochodzący zapewne ze wsi, złapał zwierzę za jedną nogę, tak jak się to fachowo robi.
„Dowód rzeczowy”
- Prosiak zaraz po dokonaniu „przestępstwa” został zaaresztowany i przewieziony jako „dowód rzeczowy” na teren garaży mieszczących się za budynkiem ówczesnej siedziby bydgoskiej Służby Bezpieczeństwa i tam zamknięty w jakiejś szopie - mówi emerytowany funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej. - Esbecy zaraz przejęli tę sprawę i prowadzili śledztwo, poszukując sprawców. W międzyczasie pełniący nocne dyżury milicjanci w Komendzie MO Bydgoszcz Śródmieście skarżyli się, że nocami dostają „kręćka”, bo głodny prosiak głośno kwiczał, a trzymane w pobliżu psy tropiące na ten odgłos urządzały szczekanie po nocy. I pewnie prosiak w końcu by zdechł, bo nie miał się kto nim zająć, ale ostatecznie po paru dniach „dowód rzeczowy” został oddany do rzeźni miejskiej na mięso, a śledztwo zamknięto z powodu niewykrycia sprawców.