Sześciolatków i trzylatków czeka trudny czas
Wiktor Gireń ma prawie sześć lat i pójdzie do szkoły, choć nie musi. Może dzięki temu jakiś trzylatek dostanie się do przedszkola?
Gireniowie mieszkają na gorzowskim Górczynie. Mają dwóch synów. Starszy, Oliwier, ma dziewięć lat. Wysoki, uśmiechnięty, śmiały. Będzie z niego niezły przystojniak! Gdy spotykamy się na osiedlu, Oliwier zagaduje reportera, niczego się nie boi. Do szkoły poszedł jako sześciolatek - choć wtedy nie było takiego obowiązku. W podstawówce nr 20 przy ul. Szarych Szeregów odnalazł się migiem.
Dlatego jego młodszy brat Wiktor, który sześć lat będzie miał w marcu, też pójdzie do szkoły. Choć - przez zmiany wprowadzone właśnie przez rząd PiS - też by nie musiał. Bo teraz obowiązek szkolny jest znowu od siódmego roku życia. - Jednak postanowiliśmy, że Wiktor pójdzie do pierwszej klasy - mówi mama chłopców. I nie ma żadnych obaw.
Po pierwsze, uważa że polskie dzieci - jak te z Zachodu - nadają się do szkoły już w takim wieku.
Po drugie, Oliwier nauczył Wiktora czytać, liczyć, więc młody zwyczajnie by się w przedszkolu nudził.
Po trzecie, pani Magda zauważyła, jak szkoła na plus zmieniła Oliwiera. Usamodzielnił się, zmężniał, nauczył się współpracy, a zmiana otoczenia przyspieszyła jego rozwój i zwiększyła ciekawość świata. Pani Magdalena jest pewna, że tak samo będzie z Wiktorem. A on sam o szkole myśli jak o fajnej przygodzie, a nie o przykrym obowiązku.
Antoś Wójcik we wrześniu skończy trzy lata. Od grudnia chodzi na kilka godzin do prywatnego żłobka przy ul. Śląskiej. - Bo dziecko potrzebuje towarzystwa rówieśników. A ja, choćbym stawała na głowie, to nie dam mu tego, co inne dzieci - mówi Izabela Wójcik, mama chłopca.
Pani Izabela jest jeszcze na urlopie wychowawczym. O miejski żłobek więc się nie ubiegała. Jednak, kiedy maluch skończył dwa lata, zdecydowała, że powinien trafić między dzieci. I na razie Antosiowi bardzo się podoba w żłobku (choć akurat gdy się spotykamy, ma „gorszy dzień” i nie specjalnie ochotę na rozmowę, tylko tuli się do mamy).
Pani Izabela chce wkrótce wrócić do pracy. Jednak martwi się, że Antoś nie dostanie miejsca w przedszkolu miejskim. - Przeglądaliśmy z mężem zasady rekrutacji. Punkty mamy tylko za to, że pracujemy. Więc jeśli faktycznie ma zabraknąć miejsc dla trzylatków, to chyba dla takich jak w naszym przypadku - załamuje ręce.
Jak sobie poradzi, jeśli jej synek faktycznie nie dostanie się do przedszkola? - Będziemy zmuszeni posłać go do prywatnego. Bo koszty są porównywalne do tego, ile trzeba zapłacić niani. A dziecko na pewno lepiej się rozwija wśród rówieśników - tłumaczy gorzowianka.
Pani Izabela nie ukrywa, co myśli o rządzących, którzy „lekką ręką” cofnęli reformę edukacyjną i zdecydowali, że sześciolatki zostają w przedszkolach przez co będzie tam mniej miejsc dla trzylatków. - Dla nich to był tylko papierek. A nie rodziny, które zostają na lodzie - zaznacza pani Izabela.
Normalna sprawa
- Oczywiście: liczę się z trudnymi początkami. Pierwsze tygodnie w nowym miejscu są dla dziecka stresujące, łatwiej wówczas o płacz, nawet z pozornie błahego powodu i na pewno jest tęsknota, jednak to normalne, naturalne i nie jest powodem, by na siłę przetrzymać dziecko w przedszkolu. Choć rozumiem i szanuję decyzje rodziców, którzy uznają, że ich syn czy córka na szkołę gotowe nie są - mówi Magdalena Brudło - Gireń.
Nie ukrywa, że najważniejsze znaczenie przy podjęciu decyzji ma rozwój dziecka (i ten umysłowy, i społeczny, i emocjonalny), a przecież każdy sześciolatek jest pod tym względem inny. - Jednak nie wyobrażam sobie, by dla wygody zostawić dziecko gotowe na szkołę w przedszkolu - tłumaczy. Choć to faktycznie bardzo kusząca opcja. Przedszkole to przecież pewna opieka od 6.30 do 17.00. Trzy posiłki dziennie, niska opłata, spokój, dla rodziców- niemal pełny luz. No i zero problemów z przystosowaniem, bo dziecko zostaje z paniami, które zna i lubi, w miejscu, które zna i lubi i z dziećmi, które zna i lubi.
Szkoła z kolei oznacza wydanie pieniędzy na wyprawkę, nieregularne godziny lekcyjne, obowiązek przygotowywania śniadań, zapisanie malucha na obiady, czasami spędzanie przez niego czasu w świetlicy (bo np. lekcje zaczynają się o 8.00, a kończą już o 10.30). No i nowe otoczenie, zadania, wszystko nowe!
Zdania nie zmienią
Jednak Gireniowie już postanowili i zdania nie zmienią. I wielka w tym zasługa… wychowawczyni starszego syna Oliwiera - Anny Broniarczyk. - Wspaniały pedagog. Liczę, że Wiktor trafi na taką samą osobę. Z takim mądrym podejściem i wielką wiedzą. Tacy nauczyciele sprawiają, że rodzice mogą być spokojni o dzieci - dodaje z uznaniem pani Magdalena.
Urząd trzyma kciuki, by takich rodzin było jak najwięcej. Bo im więcej sześciolatków trafi do szkół (czyli opuści przedszkole), tym więcej trzylatków będzie mogło do przedszkoli pójść. Dlatego 22 lutego to najbardziej wyczekiwana data w przedszkolach i w wydziale edukacji. Ponieważ na dziś liczba sześciolatków, których rodzice puszczą do podstawówek, jest… kompletnie nieznana.
To jedno wiadomo
Sześciolatków będzie w tym roku 1.251. Przed zmianą przepisów niemal wszystkie - jak Wiktor - poszły do szkół (poza dziećmi, którym specjaliści wystawiliby specjalne odroczenie). Ile pójdzie teraz? To zależy od rodziców. Urzędnicy obawiają się, że niewielki procent, przez co w przedszkolach może zabraknąć nawet 870 miejsc dla trzylatków. Oby okazało się, że to tylko najgorszy scenariusz.