Tadeusz Płatek: Podstawy jazdy skuterem [Felieton]
Jeżeli chcesz wypożyczyć skuter za granicą na wakacjach w ciepłym kraju - co jest ogólne dobrym pomysłem - to pamiętaj, że będzie to kosztować o połowę drożej niż wisi w cenniku. Nie to, że wypożyczalnie chcą cię zrobić w konia. One zwyczajnie muszą z czegoś żyć i oferują „dodatkowe full insurance”, co oznacza, że jeżeli weźmiesz pojazd za podstawową stawkę, to w przy jakiejkolwiek szkodzie będziesz odpowiadał „tylko” do kwoty 1000 Euro.
A to jest mniej więcej tyle ile wart jest twój wypożyczony pojazd. Nudnym Europejczykiem wschodnim się urodziłeś i nie chcesz brać na siebie żadnego ryzyka? Musisz wybulić dodatkowe 15 Euro dziennie. Nie chcesz się martwić zupełnie o nic, odpalając 50-konnego rumaka? No to jest jakiś burżuazyjny luksus, za który trzeba uiscić. No właśnie - 50-konnego. To dość istotne.
W Polsce od dłuższego czasu, mając samochodowe prawo jazdy B, można jeździć skuterem o pojemności 125 cm3. W Grecji natomiast tylko do 50cm3. Na płaskim terenie 50-ki i 125-ki prowadzi się identycznie, wystarczy jednak mała górka i dwoje pasażerów, żeby słabsza pięćdziesiątka zaczęła śródziemnomorsko zdychać, sapać, gnić. Zawsze w takich sytuacjach na krętych wyspiarskich drogach nadjeżdżają, nie wiadomo skąd, szaleni kierowcy autobusów, którzy nie trąbią, nie krzyczą, tylko kulturalnie, cierpliwie jadą 20 cm za tylnym kołem skutera, na którym osłabieni turyści umierają już nie tylko z braku mocy. Odchodzą ze strachu, bo w greckich miasteczkach nie ma chodników i jeśli chciałoby się gdzieś skuterkiem uciec, to można się wtoczyć do kawiarni, gdzie emeryci grają w karty (a kot śpi pod stołem), wjechać komuś do domu wprost z ulicy (bo Grecy często mieszkają na parterze wprost przy jezdni) lub kontynuować jazdę.
Jeśli w greckich miasteczkach chciałoby się gdzieś skuterkiem uciec, to można wtoczyć się do kawiarni albo wjechać komuś do domu
Cierpieć i dalej posuwać się powoli z autobusem na ogonie w nadziei, że miasteczko się szybko skończy, nastanie teren niezabudowany i ten grecki kolos nas wreszcie wyprzedzi, zanim pot i krew do końca nas zaleje. I wtedy właśnie pojawia się trzeci zawodnik - grecki hoplita na stuningowanym skuterze.
Skoro bowiem nie można mieć bez papierów mocnej maszyny o małej pojemności, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ze swojego kieliszka pojemności wycisnąć trochę więcej mocy przy pomocy dłubanki przy silniku.
Z lewej strony wyprzedza nas (autobus i mnie) Achilles na wzmocnionym skuterku, za mną podąża trzyosiowa hydra, a ja jestem Hektorem, mimo że nikogo nie zabiłem - ale i tak mam wrażenie, że moje ciało będzie wleczone po rozgrzanym asfalcie.
Pocieszam się tylko tym, że w Polsce byłbym nie Hektorem, tylko Marsjaszem, którego autobusiarz, Janusz Apollo, obdzierałby od dłuższego czasu ze skóry, rozdzierającym klaksonem.
Bo w naszym kraju na słabych się przeważne trąbi.