Tajemniczy szpital w Dziwnowie. W czasach stalinizmu leczyli się tu m.in. Grecy
Kapłanów, którym ufałaby ówczesna władza, nie było, chrzty i pochówki odbywały się bez nich. To był okres stalinizmu, z władzą nie żartowało się, o szpitalu w Dziwnowie trzeba było milczeć.
Pierwszy transport Greków przypłynął do Świnoujścia w nocy z 25 na 26 lipca 1949 roku.
Zaniedbani, brudni, zarośnięci
- Byli to ludzie bardzo ciężko ranni, zaniedbani, brudni, zarośnięci i przede wszystkim smutni - opowiada Marian Klasik (autor książki „Tajna operacja wywiadu PRL. Szpital polowy 250 w Dziwnowie”). - Ich rany były tylko prowizorycznie opatrzone brudnymi, przekrwawionymi bandażami i szmatami.
Później przywożono kolejnych. Ostatnia grupa 60 chorych przybyła w maju z Węgier. Wyleczeni Grecy trafiali do rejonu Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach, na Dolny Śląsk do Zgorzelca i Jeleniej Góry, a część rozlokowano znacznie bliżej, bo w podszczecińskich Policach.
Zmarłych grzebano na skraju lotniska
Pierwszy pacjent szpitala, którego nie udało się uratować, zmarł 29 września 1949 r. Zmarł po moderacji mózgu.
- Zmarli pacjenci grzebani byli w zamkniętym kompleksie koszarowym na skraju lotniska - opowiada Klasik. - Ilu tak naprawdę zmarło, to chyba nie jest do końca pewne. Jednak według danych szacunkowych pogrzebano tam w granicach 25-27 Greków.
Wśród pacjentów byli zarówno wierzący, jak i nie wierzący.
- Wierzący byli katolikami i prawosławnymi. Ich wiara była dla wojskowych kłopotem, jako że ze względu na tajność szpitala, nie można było w przypadku chrztów i śmierci sprowadzić kapłanów, mimo że rodziny czy znajomi tego oczekiwali. Takich bowiem kapłanów, którym ufałaby ówczesna władza, nie było. A w związku z tym mimo sprzeciwów Greków, zarówno chrzty jak i pochówki były bezwyznaniowe.
Macedonki klęcząc same obierały poród
W szpitalu urodziło się 82 dzieci. Pierwsze 6 przyszło na świat już w roku przybycia do szpitala, czyli w 1949.
- Wiele kłopotów personelowi medycznemu sprawiały Macedonki - opowiada Marian Klasik. - W momencie rodzenia, kiedy zaczynał się ukazywać noworodek, ku zdumieniu i zaskoczeniu lekarzy, rodzące wyskakiwały z łóżka i klęcząc na podłodze same odbierały poród. Tak bowiem rodziły kobiety tam, skąd one pochodziły. Trzeba było dużo argumentów, aby zmienić te nawyki.
Liczne rozterki na obczyźnie
Duża część Greków pozostawiła w ojczyźnie rodziny i nie wiedziała, czy nie dotknęły ich represje władz.
- To jeden powód stresu - opowiada Klasik. - Wśród Greków były też różne podziały. W większości byli to ludzie prości, pasterze i górale mówiący swoją własną gwarą. Często będący na innym poziomie społecznym, niż Grecy z miast i ośrodków cywilizacyjnych. Były też inne podziały. Dużą część, to starzy partyzanci, z których zdaniem wszyscy się liczyli. W czasie wojny bili się z Niemcami, a później, w 1944 roku o demokrację, a nie narzucone przez Brytyjczyków porządki. Byli prześladowani, wrócili więc do partyzantki i dalej walczyli. Chcieli wrócić do walki tuż po wyleczeniu, ale nie było to możliwe. Drugą grupę stanowili chorzy ze schorzeniami płuc i przewodu pokarmowego. Ducha walki w nich nie było.
Przyszedł rok 1950
Do Greków zaczęło docierać, że nie mają żadnych szansy na powrót do ojczyzny, gdzie trwały represje wobec partyzantów i ch rodzin.
Tysiące osób podejrzanych o walkę w szeregach Dimokratikos Stratos Ellados (Demokratycznej Armii Grecji) lub jej wspieranie zostało uwięzionych. 1200 komunistów skazano na śmierć. Dziesiątki tysięcy osób (w tym także kobiet i dzieci) zamknięto w obozach koncentracyjnych.
Zapadła decyzja o likwidacji szpitala.
- Ostatnia grupa partyzantów opuściła szpital w listopadzie 1950 roku. - mówi Marian Klasik, autor książki o ich powojennych początkach w Polsce. - Szpital zlikwidowano w grudniu 1950 r. Przez wiele lat jego istnienie utrzymywane było w ścisłej tajemnicy.
Mieszkańcy Dziwnowa, którzy pamiętali Greków, a często się z nimi zaprzyjaźnili, zostali zobowiązani do milczenia. To był okres stalinizmu, z władzą nie żartowało się, trzeba było milczeć.
- Sprawa szpitala odżyła dopiero po przemianach roku 1989, ale też nie od razu - wspomina Klasik. - W 1999 roku, za sprawą Stowarzyszenia Greków w Polsce i przy współdziałaniu Garnizonu WP Dziwnów oraz miejscowego samorządu, zorganizowano po raz pierwszy Dzień Grecki, czyli dzień pamięci o tych, którzy tu na krótko znaleźli swój pierwszy dom w Polsce.
Dopiero w 2008 roku w Dniu Greckim uczestniczył ten, któremu tak wielu zawdzięczało życie, czyli gen. brygady prof. dr habilitowany Władysław Barcikowski, przed laty naczelny chirurg.
Podczas swojego wystąpienia mówił do zebranych:
- Witam moich greckich pacjentów i ich rodziny oraz greckich obywateli polskich, którzy wybrali nasz kraj, aby spędzić w nim swe życie. Jestem niezmiernie wdzięczny za zaproszenie. Muszę z satysfakcją stwierdzić, że w moim długim życiu, kiedy odwiedzałem Grecję, spotykałem się wielokrotnie z życzliwością. Jest coś symbolicznego w tym, że przedstawiciele obu naszych narodów spotykają się po 60 latach w miejscu, w którym złączyły nas wspólne losy.