Tajny szpital polowy nr 250 w Dziwnowie
W aktach widniał, jako Jednostka Wojskowa 1904 Międzyzdroje. Dla zmyłki, bo chodziło o Dziwnów. Pierwszy transport 747 rannych Greków przybył do szpitala w nocy z 25 na 26 lipca 1949 roku.
Co roku jest ich coraz mniej. Tych, którzy jeszcze żyją, a brali udział w powstaniu greckim po wojnie, a po jego upadku trafili m.in. do Polski.
Przewieziono ich, przeważnie ciężko rannych, na pokładzie drobnicowca SS „Kościuszko” dowodzonego przez kapitana żeglugi wielkiej Kazimierza Lipskiego. Statek specjalnie przygotowano do tego celu. Po zawinięciu do albańskiego portu Durrës i rozładunku sprzętu, został tam przekształcony w pływający szpital chirurgiczny na 1000 łóżek. Z Durrës wypłynął 13 lipca 1949 roku.
Pierwszy transport 747 rannych Greków przybył do Polski w nocy z 25 na 26 lipca 1949 roku. A kolejnych 207 na pokładzie SS „Kościuszko” we wrześniu. Następnych przywiózł rumuński transatlantyk „Transil-vania”. Umieszczono ich w naprędce utworzonym szpitalu w dawnej niemieckiej jednostce wojskowej, bazie hydroplanów w Dziwnowie.
Trzy osoby stanowiły komendę szpitala. Dowódcą był płk. Ryszard Kamiński, a jego zastępcą do spraw leczniczych kapitan lekarz Władysław Barcikowski (to głównie jemu Grecy zawdzięczali życie). Zastępcą do spraw politycznych był mjr Franciszek Szafrański.
Pierwsza grupa stu dwóch wyleczonych lub „zaleczonych” pacjentów opuściła szpital 2 grudnia 1949 r. Część z nich, ta w gorszym stanie, trafiła do łódzkiego Szpitala Klinicznego nr 1. Ostatni Grecy opuścili dziwnowski szpital w listopadzie 1950 roku.
Ocenia się, że na terenie szpitala w Dziwnowie zmarło około 25 Greków. Tylko tylu, bo stan wielu z nich po dotarciu do Dziwnowa był tak zły, że tylko dzięki nadzwyczajnym umiejętnościom lekarza, kpt. Barcikowskiego udało im się uratować życie.
Tajna baza komandosów
Baza hydroplanów w Dziwnowie nie od razu dostała się w polskie ręce. Po ustaniu działań wojennych stacjonowały tu oddziały radzieckie.
Dopiero w 1949 roku oddano ją polskiemu wojsku. I to wówczas zamieniono ją w szpital dla greckich partyzantów.
Później, po likwidacji, w bazie stacjonowało wiele różnych formacji. Najsłynniejszą był utworzony w listopadzie 1961 roku 1 Samodzielny Batalion Szturmowy dalekiego rozpoznania i działań specjalnych. Mówiąc wprost - polskich komandosów.
Jednostka była tajna, choć funkcjonując w Dziwnowie owa „tajność” dla mieszkańców miasteczka była fikcyjna.
Brat przeciwko bratu
Losy Greków w czasie wojny i tuż po wojnie Polakom nie są znane. A były nie mniej tragiczne, niż w pewnym sensie oddziałów polskiej partyzantki, która po 1945 roku nie złożyła broni. Tyle, że w Grecji chodziło o coś zupełnie przeciwnego. Warto więc ją pokrótce przypomnieć.
Grecja w wyniku wojny dostała się w strefę działań Brytyjczyków, którzy od początku zwalczali partyzantkę komunistyczną. Tymczasem była ona popierana - co ważne, przez znaczną część Greków.
Pierwsze drastyczne starcia rozegrały się 3 i 4 grudnia 1944 r. Doszło wówczas do masakry protestujących Greków przez siły rządowe, co istotne, złożone wyłącznie z byłych kolaborantów. W ich skład wchodziły Bataliony Bezpieczeństwa, ochotnicza formacja działająca ramię w ramię z Niemcami, która po zajęciu Grecji przez Brytyjczyków była przez nich popierana.
W październiku 1946 r. Komunistyczna Partia Grecji ogłosiła sformowanie komunistycznej formacji partyzanckiej, Dimokratikos Stratos Ellados (Demokratycznej Armia Grecji). Rozpoczęła się wojna domowa.
Ta bratobójcza wojna trwała praktycznie do sierpnia 1949 r., kiedy to odcięte od zaopatrzenia (w lipcu Jugosławia zamknęła granicę) oddziały DSE stoczyły ostatnie dwie bitwy z wojskami rządowymi.
Pierwsza bitwa o góry Witsi rozegrała się 10-16 sierpnia, a druga o Grammos trwała do 25 sierpnia. Przeciwko partyzantom skierowano 180 tysięcy żołnierzy wspomaganych działami, czołgami i samolotami. Po tym rozpoczęły się krwawe represje wobec partyzantów i ich rodzin, którzy trafiali do więzień i obozów koncentracyjnych.
Grecka tajemnica
Po przegranej Dimokratikos Stratos Ellados zaczął się exodus 60 tysięcy Greków, którzy uciekali przed represjami do Albanii i Bułgarii. Stąd trafiali do zaprzyjaźnionych państw bloku wschodniego. Połowa pojechała do Kazachstanu, a do Polski przywieziono około 14 tysięcy partyzantów, w tym dzieci.
Ranni, a tych było wielu, trafili do Dziwnowa, gdzie utworzono tajny szpital polowy.
- Już 18 czerwca 1949 roku przystąpiono do realizacji zadania „Szpital” i tworzenia szpitala na 500 łóżek - mówi Marian Klasik (autor książki „Tajna operacja wywiadu PRL. Szpital polowy 250 w Dziwnowie”). - Ponad tysiąc ludzi różnych specjalności przez miesiąc pracowało po 12 godzin dziennie, remontując zniszczone budynki koszarowe i mieszkalne. Pierwszy transport przypłynął z Albanii do Świnoujścia. Aby nikt nie zauważył zawartości statku, na jedną noc decyzją szefa UB ewakuowano mieszkańców bloków w pobliżu mola. Do szpitala w Dziwnowie trafiło wówczas 747 rannych.