Tęsknię za mieszkaniem
Tęsknię za tym słowem, które jest używane coraz rzadziej, wypierane przez „apartamenty”. Może gadam jak stary dziadek, ale pamiętam jeszcze czasy, kiedy ludzie mieszkali i kupowali nowe mieszkania. Natomiast apartamenty to były w hotelach, i do tego wcale nie duże. Lepiej wyposażone, mające zwykle dwa pokoje, słowem - przypominające mieszkania. Gdy ktoś miał się zatrzymać w hotelu na dłużej albo coś tam zawodowo robić i nie narażać gości na widok niepościelonego łóżka, to brał apartament, który - jaki by nie był - nie mógł się równać z mieszkaniem. Co ja tu zresztą filozofuję. Mieszkanie i apartament to jest jedno i to samo, jak sama nazwa wskazuje - wydzielona część czegoś większego, domu, bloku, kamienicy. Tylko mieszkanie przestało, jakiś czas temu być wystarczająco PRESTYŻOVE.
Deweloperzy chcą swoje produkty dobrze sprzedać i wymyślają różne dziwne nazwy osiedli. Przeglądnąłem wszystkie aktualne oferty nowych inwestycji w Polsce i rzadko ktoś wspomniał tam o „mieszkaniach”. Dowiedziałem się natomiast, że istniej coś takiego jak „mikroapartament” (o powierzchni 19m2).
Najciekawsze są jednak nazwy osiedli, na przykład: Nowa Rezydencja Królowej Marysieńki, co sugeruje, że Sobieska nie umarła, tylko dalej żyje na Wilanowie, a zamieszkujący tam z nią, siłą rzeczy musza jej w jakiś sposób podlegać, „robić na nią”, gotować jej, sprzątać, kosić trawę, Bóg wie co. Z kolei w Toruniu można jednak nabyć na Piernikowym Osiedlu mieszkania (punkt dla inwestora), choć jednak nie takie zwykłe. Są to bowiem WYSMAKOWANE MIESZKANIA.
Zorientowałem się, że śmieszą mnie rzeczy, na które inni nie zwracają uwagi. Na przykład nazwy osiedli
Dawno już zorientowałem się, że śmieszą mnie rzeczy, na które inni nie zwracają uwagi. Może Wam nie, ale mnie bardzo humor poprawia „Dzień dobry na Heltmana”, „Domy po przecinku”, „Słoneczne miasteczko” (które - nie wiem, czemu - kojarzy mi się ze słonym miasteczkiem). Za absolutny majstersztyk uważam „Przestrzenie Banacha” (jeśli kto nie wie - Banach to był matematyk, o którego przestrzeni nawet kiedyś się uczyłem, ale nic nie rozumiałem). Głupkowate wydaje mi się hasło „Mieszkaj w mieście”, bo w sumie wiadomo, że jeżeli to nie jest na wsi, to gdzie by indziej.
„Mieszkanie”, powiadam, nieatrakcyjne, ale też Polska jest już passe, dlatego mamy „Słoneczną Macedonię” (w Krakowie), „Nowy Pekin” (w Sosnowcu), „Mały Amsterdam” (w Bydgoszczy) i „29 Aleję”, tylko że nie w Nowym Jorku, jeno z widokiem na Cmentarz Rakowicki. Faktem jest, że inwestor reklamuje to hasłem „Żyj jak w filmie”, a w końcu różne są gatunki filmowe. Są wesołe i upiorne.
Do szału doprowadza mnie natomiast odejście od polskich liter. Już nie ma „W” tylko jest „V”. „Bulvar”, „Morelove”, co drugie oczywiście „Nove”, szczególnie zaś NOVE ZDROVIE, co miało być takie nowoczesne, a wyszło, na mój rozum, trochę po słowacku.