Trwa proces taksówkarza, który w Nowy Rok zabił na pasach przy Szosie Lubickiej w Toruniu parę seniorów
- Gdy zmarł tata, byłam w pierwszych tygodniach ciąży. Na skutek stresu poroniłam - zeznawała córka Jerzego P., płacząc. Taksówkarz zakrywał twarz rękoma.
Jerzy P. i Janina G. zginęli w Nowy Rok, około godziny 4.30, na pasach na Szosie Lubickiej w Toruniu. Para 68-latków wracała od znajomych, z domowego sylwestra. Taksówkarz Mariusz G. uderzył w nich z takim impetem, że ciała odrzuciło około 150 metrów dalej. Oboje zginęli na miejscu.
Mariuszowi G. za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi do 8 lat wiezienia. Bliscy ofiar od początku domagają się najsurowszej kary i nie wierzą w skruchę.
Najmłodsza, ukochana
Proces taksówkarza ruszył w lipcu. Już na pierwszej rozprawie z zeznań bliskich ofiar wynikało, że Jerzy P. i Janina G. byli aktywnymi emerytami, oddanymi rodzinie.
Mężczyzna bardzo pomagał swojej najstarszej córce, wychowującej niepełnosprawne dziecko. Wspierała go w tym pani Janina. Był też oparciem dla syna. Szczególne relacje łączyły go z najmłodszym dzieckiem - córką Pauliną, która zeznawała wczoraj, na drugiej rozprawie procesu.
- Widziałam film (z monitoringu) w internecie - mówiła. - Gdy zmarł tata, byłam w pierwszych tygodniach ciąży. Na skutek stresu poroniłam. Nie spałam, miałam koszmary. To była wczesna ciąża. Nie miała szans się rozwinąć...
Młoda kobieta była oczkiem w głowie taty. Od około pięciu lat żyje w Holandii, ale regularnie się z tatą odwiedzali i często rozmawiali telefonicznie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień