Trwa wyścig o życie Hani. Pomóżmy jej wygrać!
Do piątku rodzice Hani muszą zebrać 100 tys. euro na operację córki. Bez Was nie dadzą rady. Tata Hani Paweł Fijak: - Jako strażak wiele razy pomagałem innym. Dziś sam proszę o pomoc.
Jest środowy poranek. Paweł Fijak, tata ciężko chorej Hani, właśnie schodzi ze służby w gorzowskiej jednostce strażackiej. Oczy ma przekrwione, widać, że jest potwornie zmęczony. Jednak spotyka się z reporterem „GL” i innymi dziennikarzami.
Bo chce poruszyć niebo i ziemię, by pomóc córce. Przecież kocha ją ponad wszystko. I dla niej to wszystko robi.
Poddać się? Fijakowie nie biorą tego pod uwagę
Gdy mówi o Hani, oczy mu się szklą, a szczęka i palce drżą z emocji. Jednak nie pęka. Widać, że zbiera się w sobie i spokojnie opowiada, czemu potrzebuje pomocy wszystkich Lubuszan. Jego ukochana Hania ma niezwykle rzadkiego pnia mózgu, który odporny jest na standardowe leczenie raka. Dziś ma on 3,5 centymetra i chemioterapia na niego nie działa.
Ta wiadomość spadła na rodzinę Fijaków jak grom z jasnego nieba, bo półtoraroczna dziewczynka jeszcze przed wakacjami rozwijała się prawidłowo. Nagle w lipcu pojawił się częściowy niedowład. Potem był szok, szpitale, diagnozy i tragiczna wiadomość, że to groźny guz.
- Lekarze w Polsce powiedzieli wprost: możemy się żegnać z Hanią. Bo nie ma szans... Ale my się na to nie godzimy. Nie poddamy się. Tym bardziej, że jest nadzieja. Klinika w Wiedniu może się podjąć operacji i leczenia. Jednak stawia warunek: musimy do piątku przelać 100 tys. euro. To są podstawowe koszty. Bez tego nie pomogą Hani. Zebraliśmy do tej pory 150 tys. zł. Brakuje więc około 300 tys. zł. Potrzebujemy ich na już, na teraz. Nie mamy takiej kwoty i jest poza naszym zasięgiem. Dlatego proszę: pomóżcie nam - mówi strażak Paweł. Widać, że proszenie o pomoc to dla niego ciężka rzecz. Bo przecież przez siedem lat służby to on pomagał innym. A dziś jest bezsilny i musi liczyć na wsparcie obcych ludzi.
Tym bardziej, że codziennie widzi, jak Hania znika w oczach. Słabnie, nie raczkuje, nie może spać, lewa strona ciała jest sparaliżowana. Po prostu nie ma już czasu na zwlekanie z operacją.
Ta klinika naprawdę ma doświadczenie
Od razu zaznaczmy: to zbiórka absolutnie prawdziwa, prześwietlona przez nasza redakcję, a rodzice Hani dysponują pełną dokumentacją medyczną. A wiedeńska klinika to uznana placówka, która do tej pory zajmowała się siedmioma takimi guzami, jaki zagraża Hani. To dlatego w zbiórkę aktywnie włączyła się komenda miejska Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie oraz strażacy z całego regionu, a nawet z innych miast w Polsce.
Jednak nawet najwspanialsze gesty (np. strażacy ochotnicy z jednostki OSP Santocko odkładali wszystkie pieniądze, jakie dostają za udział w akcjach i przekazali na leczenie Hani 5 tys. zł) nie poratują rodziny - bo gotówka jest potrzebna już, natychmiast. - Stąd nasz apel do ludzi dobrej woli. Pomóżcie Hani. Prosimy - mówi z zaszklonymi oczami pan Paweł.
Gdy po spotkaniu z dziennikarzami zostaje sam z reporterem „GL”, ciężko wzdycha. Nie kryje, że choroba Hani postawiła życie jego rodziny na głowie. Wraz z żoną Natalią, Hanią i drugą córką - trzyletnią Julianną - mieszkają w Drez-denku. Od lipca w centrum uwagi jest guz. Ustawiają pod Hanię, jej leczenie i kolejne wizyty w szpitalach, wszystko inne. - Musimy dać radę. Hania musi żyć. Nie przyjmujemy innego scenariusza - mówi, siedząc na schodach komendy.
- A co jeśli nie uda się zebrać tych brakujących 300 tysięcy? Klinika w Wiedniu poczeka? Może da więcej czasu na zebranie pieniędzy? - dopytuję.
- Nie wiem. Byłem już w Wiedniu i komunikat z kliniki jest jasny: Hania musi być u nas już. Pieniądze też. Zaczynamy badania, operację. Nie chcę robić planów „B” bo Hania nie ma tyle czasu. Musimy zebrać pieniądze - tłumaczy.
Nikt z nas nie umie sobie tej tragedii wyobrazić
Rzecznik gorzowskich strażaków Bartłomiej Mądry (sam tata dwójki dzieci) mówi, że nie potrafi sobie wyobrazić bólu, jaki przeżywa jego kolega. - Proszę w imieniu swoim i jednostki o pomoc dla jego córki. W 50, 100 czy 500 osób wiele nie zdziałamy, ale jeśli drobne kwoty wpłacą tysiące ludzi, to te 300 tys. zł robi się w naszym zasięgu. Liczy się każda minuta i każda złotówka - dodaje Mądry.
Dane do wpłat oraz dokładną historię choroby Hani znajdziecie na stronie internetowej www.strazgorzow.pl.