Rekordzistka dała Markowi Ł. ponad 600 tys. zł. Pięć lat więzienia - taki wyrok na niego we wtorek się uprawomocnił
Iwonie przedstawił się jako Rafał W. Przekonał ją, że musi uregulować swoją część spadku. Kobieta dała mu 35 tys. zł
Aleksandra poznała go jako Kacpra S. Usłyszała, że musi on spłacić udział w nieruchomości w spadku po dziadku. Dała mu na to 32 tys. zł.
Anetę też oszukał. Co rusz wymyślał różne powody, dla których potrzebuje pieniędzy. Za pierwszym razem kobieta wysłała mu 50 zł, później 500 zł, dalej 1 tys. zł, 4,9 tys. zł, kupiła mu też aparat fotograficzny za 2,7 tys. zł. W sumie straciła 15 tys. zł
Monice też obiecywał wspólne życie. Jako Tomasz W. zaczął prosić o doładowanie konta telefonicznego. Skończyło się tym, że kobieta przelała mu ponad 617 tys. zł!
Dla Małgorzaty był Przemysławem W. Tu też zastosował swoją starą śpiewkę. Mówił, że koniecznie musi spłacić udział w nieruchomości. Kobieta dała się na to złapać i przelała 125,5 tys. zł.
Od ostatniej pani – Agnieszki, która znała go jako Filipa W. – wyłudził ponad 79 tys. zł. Też naciągał ją na fikcyjne cele.
Gdy zliczyć wszystkie wpłaty i prezenty, wychodzi 904 674 zł. Dokładnie tyle przez sześć lat od 2009 r. od kobiet z różnych części Polski wyłudził Marek Ł., urodzony we wrześniu 1977 r. gorzo - wianin. Na co dzień przykładny mąż i ojciec. W sądzie jego córka (na oko nastolatka) ucałowała go na oczach dziennikarzy.
Sąd Okręgowy w Gorzowie skazał Marka Ł. na pięć lat więzienia. O warunkowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się najwcześniej po czterech latach odsiadki. Dodatkowo będzie musiał oddać wyłudzone pieniądze.
Z paniami mężczyzna poznawał się za pośrednictwem in¬ter¬netu. Logował się na popularnym portalu randkowym. Używał różnych kont. Skradzione zdjęcia przystojnych mężczyzn przedstawiał jako swoje.
- Gdy zaczął nawiązywać znajomość, utrzymywał ją, często zmieniając konta poczty mailowej oraz numery telefonów. Najczęściej przedstawiał się jako posiadacz obco brzmiącego nazwiska. Raz mówił, że znajduje się w szpitalu i jest pozbawiony środków do życia. Inną kobietę przekonywał, że ma możliwość szybszego wyjścia z więzienia w Niemczech, ale potrzebuje pieniędzy, by zapłacić za wyjście na wolność – mówi Roman Witkowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie. Co bardzo istotne – z żadną z pań Marek Ł. nie spotkał się osobiście. By dać gorzowianinowi pieniądze, jedna z kobiet sprzedała samochód, inna wzięła kredyt pod mieszkanie.
- Marek Ł. grał na uczuciach – mówi Sebastian Kaszewski, pełnomocnik oszukanych kobiet.
Gorzowianin w ręce policji wpadł we wrześniu zeszłego roku. Był poszukiwany listem gończym. W 2004 r., gdy odsiadywał wyroki za oszustwa i rozboje, wyszedł na przepustkę z gorzowskiego więzienia i już do niego wrócił.
Media z miejsca nazwały go „gorzowskim Tulipanem”, bo podobnie jak przed ponad 30 laty Jerzy Kalibabka, on też rozkochiwał w sobie i oszukiwał kobiety.
Dlaczego panie przekazywały pieniądze Markowi Ł., choć ten nawet przecież rzekomo nie miał za co doładować telefonu? To prawdopodobnie pozostanie tajemnicą. Sądowa sprawa toczyła się za zamkniętymi drzwiami.
Wyrok na Marka Ł. to efekt porozumienia między prokuratorem, kobietami i nim samym. W ostatni wtorek kara się uprawomocniła, bo ani obrońca, ani prokurator nie poprosili o pisemne uzasadnienie wyroku (dopiero to rozpoczyna procedurę apelacji). Marek Ł. będzie w więzieniu prawdopodobnie do 2025 r. Przez najbliższe cztery lata będzie bowiem odsiadywał karę sprzed kilkunastu lat.
- Ta sprawa to nauczka dla nas wszystkich, nie tylko pań. Powinniśmy być ostrożniejsi w momencie, gdy wydajemy swoje pieniądze – mówi mecenas Jacek Sobusiak, obrońca skazanego.