Zabraliśmy pradziadka do Bośni, gdzie się urodził. Po ich dawnym gospodarstwie i domu nie zostało nic, a wzgórze, na którym stał dom, w tej chwili jest polem uprawnym, na którym rośnie kukurydza.
Tego lata coś się skończyło w historii naszej rodziny. Zmarł mój dziadek. W czasie spotkań rodzinnych często opowiadał o swojej młodości, o dawnych latach, o tym jak przyjechał do Polski z Bośni. Dorośli już znali te opowieści, a my, jego wnuki niezainteresowane tym tematem, zajmowaliśmy się czym innym. Teraz, gdy nie pozostało nam nic oprócz wspomnień, postanowiłem zebrać je i spisać.
Moi prapradziadkowie pochodzili z obecnego województwa lubelskiego, w tamtych czasach tereny te należały do Galicji, a znajdowały się pod zaborem austro-węgierskim. Brak pracy i ziemi, a zarazem duży przyrost naturalny zmusił wiele rodzin do emigracji, w szczególności do Ameryki. Jednak w pewnym momencie dobre przemiany polityczne na Bałkanach utworzyły nowy kierunek migracji - celem tym była Bośnia. Ukazało się wiele pozytywnych publikacji zachęcających Polaków do osiedlenia się w Bośni i Hercegowinie.
Nowi osadnicy otrzymywali bardzo dogodne warunki zagospodarowania, a także chętnie zatrudniano ich w administracji jako urzędników. Polscy osadnicy byli równoprawnymi obywatelami kraju. Mieli uznanie miejscowej ludności za wysoką kulturę, obycie, pracowitość i wykształcenie oraz szacunek władz państwowych.
Zachęceni kuszącą perspektywą przyszłości Ewa i Andrzej Stempakowie (moi prapradziadkowie) w 1900 roku wyjechali do Bośni i zamieszkali w miejscowości Kunova.
Życie na bośniackiej ziemi było ciężkie. Po przyjeździe musieli zająć się wykarczowaniem lasu pod swoje pole. Priorytetem było postawienie domu. Na początku była to lepianka, a później dom drewniany kryty słomą, bez podłogi, elektryczności i wody. Po kilku latach z tego związku urodził się Jan Stempak (1882- 1955), czyli mój pradziadek, który poślubił Walerię Stempak (1889- 1965). Pradziadkowie żyli w Dolnej Smrtnicy i mieli dziewięcioro dzieci, w tym mojego dziadka - Adolfa.
Rodzinie Stempaków wiodło się całkiem dobrze. Pradziadek miał dobry „fach w ręku”, był kowalem, posiadał też wła-sną kuźnię. Świadczył usługi kowalskie zarówno dla Polaków, jak i dla Serbów. Wyjeżdżał także do Kanady, żeby tam pracować i zarobić na utrzymanie jedenastoosobowej rodziny. Po wielu latach, jako jedni z niewielu w Bośni, posiadali murowane gospodarstwo. Niestety, majątek nie zapewnia bezpieczeństwa.
W okresie międzywojennym sytuacja materialna i stosunki osadników polskich z miejscową ludnością bardzo się pogorszyły. Inne narodowości niż serbskie i chorwackie zaczęto traktować jako obcych i intruzów.
Zamknięto szkoły z językiem wykładowym innym niż narodowy. Odesłano polskich księży, którzy byli w parafiach. Brak perspektywy na polepszenie sytuacji polskich osadników spowodowało, że coraz częściej myślano o powrocie do Polski.
Ostateczna decyzja o powrocie do ojczyzny zapada w czasie II wojny światowej. Oddziały czetników, a później bandy serbskie napadały na polską ludność, paląc zabudowania i wsie. Jedni lub drudzy napadali na polskie domy. Zginęło wtedy wiele niewinnych osób, od dzieci po starców.
Mój dziadek, wówczas nastolatek, wraz z młodszym bratem Ignacym, wielokrotnie ukrywał się w lesie, aby nie zostać wcielonym do służby wojskowej. Dodatkowym problemem były różnice wyznaniowe - Polacy wyznania katolickiego byli piętnowani przez prawosławnych Serbów. Po długim oczekiwaniu uzyskali obietnicę ze strony Polski na możliwość osiedlenia się na ziemiach odzyskanych, gdzie mieli otrzymać grunty, mieszkania oraz warsztaty pracy.
Rodzina Stempaków wyjeżdża 10 kwietnia 1946 roku z Brodu Bośniackiego w dawnej Jugosławii. Pozostawiają tam cały dobytek łącznie z 18 hektarami ziemi. Przesiedleńcy mieli prawo zabrać część swoich rzeczy osobistych, wyposażenia domów i warsztatów pracy. Oprócz tego jedna rodzina mogła wziąć ze sobą tylko 2 konie i 2 sztuki bydła. I z takim oto dobytkiem moi pradziadkowie rozpoczynają następny etap życia.
Niestety, do kraju wraca tylko w dziesięć osób, w czasie wojny ginie ich syn Bolesław. Podróż pokonują w wagonach towarowych, gdzie śpią i karmią swoje zwierzęta. Do Polski, a dokładniej Bolesławca, przyjeżdżają 26 kwietnia i osiedlają się w pobliskim Tomaszowie.
Okolice Bolesławca do zasiedlenia wybrano dlatego, ponieważ swoim krajobrazem przypominały region Bośni. Pomimo tego że jest już przełom kwietnia i maja, zaskakuje ich niska temperatura, do której nie są przyzwyczajeni. Otrzymują gospodarstwo rolne, które zostało im przyznane na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy” - ten kto pierwszy przybył, ten wybierał swoje nowe gospodarstwo.
Niestety, nie jest już ono tak duże jak pozostawione w Bośni - otrzymują tutaj tylko 8 hektarów pola. Trzeba jednak przyznać, że mojej rodzinie sprzyjał los, bo Niemcy, którzy opuścili to gospodarstwo, zostawili maszyny rolnicze, w tym jedyną na wsi snopowiązałkę.
Mój dziadek od najmłodszych lat uczył się kowalstwa u swojego ojca, a potem zrobił kurs i zdał egzamin we Wrocławiu. Przez wiele lat należał do Cechu Rzemiosł Różnych. Ze swoim młodszym bratem nauczyli się grać na akordeonie i razem przygrywali na zabawach i potańcówkach. Jednak nie posiadali poczucia własności tego, co otrzymali. Ciągle uważali, że jest to tylko okres przejściowy, że Niemcy, którzy tu mieszkali, wrócą po swój dobytek. Dopiero w latach 70. zaczęto traktować to jako własność.
Po śmierci rodziców dziadek otrzymał całe gospodarstwo. Dokupił sprzęt rolniczy i prowadząc kuźnię, zajął się uprawą roli.
Moi bliscy utrzymywali kontakty z pozostałymi rodzinami, które zostały razem z nimi przesiedlone (byli to głównie sąsiedzi z Brodu Bośniackiego). Spotykali się na potańcówkach, weselach, w kościołach. W ich trakcie rozmawiali w języku serbsko-chorwackim, wspominali przeszłość. Tworzyli jedną społeczność, którą łączyły język, kultura i wspólne niełatwe doświadczenia. Jednak nie ze wszystkimi kontakty były tak poprawne. Bośniacy nie mieli dobrych kontaktów z przesiedleńcami z Kresów Wschodnich. Głównymi problemami były różnice kulturowe. „Lody niezgody” z czasem zostały przełamane, między innymi za sprawą brata dziadka - Ignacego, który jako pierwszy wziął za żonę kobietę pochodzącą nie ze swojego środowiska.
Odkąd pamiętam, dziadek zawsze wspominał głęboką i szeroką rzekę Jadovicę, w której pływał razem z rodzeństwem… i chciał wrócić do swoich korzeni, dlatego w 2004 roku rodzice zabrali go na wakacje do Chorwacji (miałem wtedy 3 lata).
Wybraliśmy długą i męczącą drogę przez Bośnię do miejsca, z którego pochodził mój dziadek.
Niestety, przeżył wielkie rozczarowanie - po ich dawnym gospodarstwie i domu nie zostało nic, a wzgórze, na którym stał dom, w tej chwili jest polem uprawnym, na którym rośnie kukurydza. Nawet rzeka Jadovica wyschła, zarosła i jest tylko marnym strumykiem. Las, który należał do rodziny, został całkowicie wycięty.
Wizyta na cmentarzu, gdzie została pochowana rodzina, też była smutnym przeżyciem - miejsce było zdewastowane i całkowicie zaniedbane. Na szczęście spotkaliśmy przejeżdżającego drogą starego rolnika, który pamiętał czasy, kiedy stał tam dom i zamieszkiwała go rodzina Stempaków. Padło kilka życzliwych, miłych słów o tamtych czasach i mieszkających tu przed laty polskich rodzinach.
Po ludziach, którzy odeszli, pozostają tylko wspomnienia tych, którzy nadal żyją, stare, pożółkłe dokumenty, wiele niepotrzebnych rzeczy...
autor jest uczniem Gimnazjum Samorządowe nr 4 w Bolesławcu