Unikajmy brawury
- Ludzie nie do końca zdają sobie sprawę, jak ogromna siła drzemie w wodzie - zauważa ratownik WOPR, Maciej Nawojczyk.
Powiat świebodziński słynie z pięknych i czystych jezior. W sezonie letnim do turystycznych miejscowości zjeżdżają tysiące wczasowiczów. Tłoczno jest niemal na każdej plaży - także tych niestrzeżonych przez ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. O czym należy pamiętać, by wypoczynek nad wodą był bezpieczny?
- Najgroźniejsze, ale i najbardziej powszechne są podtopienia oraz udary słoneczne - zaczyna Maciej Nawojczyk, ratownik wodny WOPR Świebodzin. - To chyba najczęstsze niebezpieczeństwa, jakie czyhają na kąpieliskach, nadmorskich również, jednak tam jest o wiele niebezpieczniej ze względu na wysokie fale oraz prądy wsteczne - dodaje. Jak podkreśla, ludzie nie do końca zdają sobie sprawę, jak ogromna siła drzemie w wodzie. - Zdarza się więc, że ktoś przecenia swoja możliwości - przestrzega.
Nad wodą trzeba przede wszystkim myśleć
Elementarz bezpieczeństwa zaczyna się w tym przypadku od słowa „rozwaga”. Chcąc zażywać kąpieli w jeziorze należy rozpocząć od wyeliminowania alkoholu, który nawet w małych ilościach wpływa na umysł i motorykę. Ponadto każdy, kto wchodzi do wody, musi pamiętać o tym, że organizm powinien przyzwyczaić się do różnicy temperatur. A podczas upałów różnica jest bardzo duża. Jeśli temperatura przekracza 30 stopni, a woda ma około 21, nagłe wskoczenie do niej może wywołać szok w naszym organizmie. Powinniśmy wchodzić więc do wody powoli, przyzwyczajając nasz organizm chłodząc ciało, głównie serce i klatkę piersiową.
- Brawura alkohol, to najczęstsze przyczyny utonięć - mówi Maciej Nawojczyk. - Alkohol daje złudną pewność siebie. Nawet dobry pływak może zachłysnąć się wodą, może go złapać skurcz. Wówczas pojawia się panika, co może prowadzić do poważnego podtopienia. Na szczęście na naszych kąpieliskach nie zdarzyło się, by osoba pod wpływem alkoholu topiła się. Jednak, gdy zbierze się pojedyncze przypadki z terenu całej Polski, liczba robi się duża. Wystarczy kilka milisekund za późno wziąć oddech, zakrztusić się wodą, a już przestajemy kontrolować nasz organizm i ruchy.
Groźna jest nie tylko woda, ale i słońce. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak ważna jest odpowiednia ochrona w przypadku wystawiania się na działanie promieni słonecznych. Dłuższy czas spędzony w pełnym słońcu może doprowadzić do udarów cieplnych (słonecznych), zwłaszcza, gdy nie stosujemy kremów z filtrem, nie nakładamy czapki, nie przesiadujemy pod parasolem. - Zawroty głowy, duszności, nudności, gorączka to pierwsze symptomy, które trzeba potraktować bardzo poważnie - instruuje ratownik. - W pierwszej kolejności należy przejść do cienia, pić dużo wody, schłodzić kark. Jeśli objawy będą się nasilały, to należy wezwać pogotowie, jeśli nie - wystarczy udać się na kontrolę i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest w porządku.
Ratować innych trzeba z głową
A co, kiedy sami będziemy musieli stać się ratownikiem? Zawodowcy przestrzegają, że przede wszystkim pomagać trzeba mądrze. - Mówi się, że „dobry ratownik, to suchy ratownik”, więc na początku udzielając pomocy powinniśmy wykorzystać wszystko, co mamy pod ręką, nie wchodząc do wody. Wszelkie przedmioty, które pomogą nam wyciągnąć osobę topiącą się. Ratownicy mają tzw. rzutkę ratowniczą. Jeżeli nie mamy nic, co pomogłoby nam na wyciągnięcie takiej osoby, to po wezwaniu pomocy, możemy wejść do wody - pod warunkiem, że czujemy się na siłach. Ale wtedy najważniejsza jest zasada: nie podpływamy do osoby, która się topi! Powiedzenie „tonący brzytwy się chwyta” jest niezwykle prawdziwe, bo w krytycznym momencie jesteśmy w stanie zrobić wszystko, by utrzymać się nad taflą wody. Nawet kosztem drugiej osoby. Pomiędzy poszkodowanym a ratującym musi być zachowany odstęp i przedmiot ratunkowy, np. bojka, patyk, bluza. Cokolwiek, co na chwilę uspokoi poszkodowanego i pozwoli odholować go na płytszą wodę. Nie można robić nic pochopnie i podpływać do osoby topiącej się. Jeśli nie mamy żadnych przedmiotów - to zabrzmi drastycznie - ale powinniśmy zaniechać podpływania do takiej osoby i ograniczyć się do wezwania pomocy, bo ryzyko jest zbyt duże.
Niestety, ale zainteresowanie ratownictwem wodnym jest coraz mniejsze. W całej Polsce liczba kursantów maleje. - Dlatego to pierwszorzędny temat w tym roku. Na małą liczbę chętnych składa się kilka czynników. Między innymi fakt, że ratownictwo wodne nie jest już doceniane tak, jak kiedyś. Niegdyś ratownik - po ukończeniu kursów - czuł dumę, bo miał przeświadczenie, że umiejętności i wiedza są niezwykle przydatne. Jego rola jest jednak coraz mniej doceniana i to myślenie przejmuje społeczeństwo - wyjaśnia Maciej Nawojczyk.
Drugą kwestią jest to, że nie zachęcają również zarobki. WOPR nie ma też solidnych źródeł finansowania, a niekiedy mniejsze oddziały nie mają ich wcale. Natomiast wymagania stawiane przed kandydatem na ratownika są ogromne. Musi ukończyć kurs ratownictwa wodnego, zdobywając też kolejne stopnie. Niezbędny staje się też kurs pierwszej pomocy oraz uzyskanie patentu przydatnego w ratownictwie wodnym, czy to żeglarza jachtowego, czy też stermotorzysty. Rachunek? Około 3 tysięcy złotych, a zgodnie z przepisami minimalna stawka za godzinę pracy to 13 zł brutto. Dotyczy to także umów - zleceń, a na te najczęściej zatrudniani są ratownicy. - A jest to praca sezonowa, więc w sezon zwracają się wyłącznie koszta odbytych kursów - mówi nam ratownik.
I ty możesz zostać ratownikiem WOPR
Cieszący się dobrą opinią WOPR Świebodzin, rokrocznie gromadził na obozach letnich kilkudziesięciu potencjalnych adeptów ratownictwa wodnego. Z roku na rok liczba jest mniejsza, choć obóz zlokalizowany nad jeziorem Niesłysz nieustannie promuje ratownictwo wodne.
- Czekamy więc na wszystkie osoby, które pracując, chcą pomagać innym - zachęca M. Nawojczyk. Zapisy: 509 641 162, 505 876 946.