W Kościukach powstaje dom dla osób bezdomnych. Kraina Dobrej Nadziei to miejsce, gdzie ludziom zależy na ludziach
W Kościukach w gminie Choroszcz powstaje dom dla osób bezdomnych. Co więcej, budują, a właściwie remontują go sami bezdomni. Bo często są dla siebie jedyną rodziną.
Autobus dojeżdża tylko do wsi Kościuki. Potem trzeba długo iść polną drogą, a na koniec jeszcze kawałek wąskim traktem, pracowicie usypanym przez mieszkańców. Kraina Dobrej Nadziei to miejsce, które tworzą podopieczni białostockiego stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei. Cisza tu, spokój, daleko do innych ludzi. Idealne miejsce, by pogodzić się z samym sobą, odszukać swoje życiowe ścieżki, pomyśleć. I wrócić do cywilizacji. Albo zostać…
Kościuki, czyli Kraina Dobrej Nadziei
Są tu już kury, kozy i pięknie przekopane grządki. Jest też niewielki domek do spania, z którego, gdy tylko robi się trochę cieplej, z chęcią korzystają Daniel i Wojtek. Inni, póki co, na noc wracają do Białegostoku. I każdego ranka znowu tu przyjeżdżają, żeby nakarmić zwierzęta, wygrodzić wybieg, by zbudować płot, skopać ziemię, coś naprawić, coś stworzyć.
Metamorfoza bezdomnej Kasi. Bo nie warto patrzeć przez pryzmat stereotypów
Kraina Dobrej Nadziei to miejsce podopiecznych Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei, organizacji, która od lat opiekuje się w Białymstoku osobami bezdomnymi. A tym, które chcą, pomaga wrócić do normalnego życia. W stowarzyszeniu można liczyć na wsparcie psychologiczne, zawodowe, pomoc w znalezieniu pracy, mieszkania, ale też na takie zwykłe, ludzkie rozmowy.
Stowarzyszenie prowadzi też ogrzewalnię przy ul. Kolejowej w Białymstoku, gdzie w zimną noc można znaleźć kawałek kąta, gorącą kawę i ciepły posiłek. Ci, którzy są już gotowi, by zacząć zmieniać swoje życie, mogą skorzystać z noclegowni. Najpierw dostaną tylko łóżko, potem własny pokój, a jak wszystko pójdzie dobrze, to i mieszkanie treningowe. Pomoc jest wielotorowa. Jedni otrzymują pomoc lekarza (to bardzo ważne, bo osobie bezdomnej trudno jest otrzymać jakąkolwiek opiekę medyczną) i możliwość wzięcia kąpieli, inni – posiłek, a kolejni – pomoc prawnika i poradę, jak poradzić sobie z długami.
W tym roku Białystok da 600 tys. zł mniej na bezdomnych. A stać się nim może każdy
Kto chce, może tu zacząć pracować (na przykład w sklepie z używaną odzieżą, w kawiarni w Starym Kinie czy też w Centrum Integracji Społecznej lub po prostu – pomagać w stowarzyszeniu, bo zawsze jest coś do zrobienia). Każdy też dostanie dobre słowo i gwarancję, że zostanie potraktowany jak człowiek, z szacunkiem.
Teraz przed stowarzyszeniem nowe wyzwanie – Kraina Dobrej Nadziei, która powstaje właśnie w Kościukach.
Jak w rodzinie
- Ku Dobrej Nadziei to dla mnie jak rodzina – zapewnia Irenka, która w stowarzyszeniu jest już od lat. Przeszła tu chyba każdy etap. Najpierw przychodziła do ogrzewalni. To tam poznała swojego Leszka. Zakochali się w sobie, choć – jak opowiadają – droga do tzw. zwykłego życia, mimo tej miłości, nie była taka prosta. Ślub odwoływać musieli kilka razy. Chęci były, owszem, ale na drodze wciąż stawała jedna przeszkoda – alkohol. Problemy z alkoholem wielokrotnie pokrzyżowały obojgu życiowe plany. Ale w końcu się zawzięli i… się udało! Ślub Irenka wzięła w pięknej sukience, Leszek w garniturze. Świadkami byli założyciele Ku Dobrej Nadziei, a weselne przyjęcie odbyło się oczywiście w Starym Kinie. Przygotowali je przyjaciele z KDN. Irenka z Leszkiem dostali wtedy pokój treningowy w budynku KDN przy ul. Żelaznej. Wówczas jeszcze chcieli, by ktoś ich przez jakiś czas pilnował, czy na pewno radzą sobie w tym normalnym życiu. Dziś gospodarują już w samodzielnym mieszkaniu treningowym.
– I czekamy na socjalne. Jesteśmy już zapisani w kolejkę – uśmiecha się Irenka.
Oboje cały czas związani są z KDN. Leszek to złota rączka. Potrafi dosłownie wszystko. W KDN nie wyobrażają więc sobie jakiegokolwiek remontu bez Leszka. Nie dość, że pracowity, dokładny, oszczędny, to jeszcze jakie ma pomysły! Jakie rozwiązania! Wie, gdzie co przyłożyć, przywiercić, odciąć.
Teraz Irenka z Leszkiem codziennie przyjeżdżają do Kościuków. Leszek pracuje przy budowach i naprawianiu, Irenka zajmuje się ogrodem, sprząta.
– O, proszę, jak ładnie posegregowałam gwoździe – śmieje się. Choć już ma emeryturę, w KDN-ie nadal pomaga. – Bo KDN pierwszy podał mi rękę, gdy byłam bezdomna. Teraz trzeba się jakoś zrewanżować, prawda? – tłumaczy.
Zresztą w Kościukach jest tak pięknie! Tak spokojnie… Przyjeżdżać tu się chce nawet w brzydką pogodę. Zwłaszcza jeśli kto – tak jak Irenka – wychował się na wsi.
- To nasza Kraina Dobrej Nadziei – uśmiecha się kobieta.
Stąd nikt ich nie wyrzuci
– Dla nas to jest prawdziwa kraina, bo to przecież olbrzymi obszar – pokazuje Elżbieta Żukowska-Bubienko, szefowa Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei.
Stowarzyszeniu udało się kupić ziemię w Kościukach – niewielkiej wsi kilkanaście kilometrów od Białegostoku, tuż za Choroszczą. Cisza tu, spokój, przestrzeń… jakby innego świata nie było.- Tutaj mamy cztery hektary ziemi, a tam dalej jeszcze hektar oddzielnie – pokazuje Żukowska-Bubienko. – To jest nasze, stowarzyszenia. W końcu mamy miejsce, z którego nikt nas nie wygoni. Tu się możemy porządzić i zbudować to, czego nam potrzeba, co nam w duchu gra, a przede wszystkim możemy pomagać.
To miejsce jest cenne i dla założycieli, i pracowników Ku Dobrej Nadziei, jak i ludzi, z którymi pracują – ludzi w kryzysie bezdomności. Co ważne, pomoc w Kościukach znajdą osoby bezdomne nie tylko z Białegostoku, ale z całej Polski. Elżbieta Żukowska-Bubienko nie ma wątpliwości – tak będzie sprawiedliwie.
– Zasady są takie, że jak człowiek jest z Białegostoku, to powinien tu dostać pomoc, a jak z Warszawy – to w Warszawie. Ale ludzie bezdomni to ludzie bez granic, szukają swojego miejsca tak jak każdy. Nie można im zabronić przemieszczania się z miasta do miasta, wyboru miejsca, gdzie się chce układać życie – przekonuje Żukowska-Bubienko.
Stąd pomysł na Krainę. Szefowa Stowarzyszenia KDN opowiada, że wstępnie cały rozległy teren został podzielony na dwa obszary. Jeden to część gospodarcza, w której powstanie tzw. gospodarstwo opiekuńcze. To będzie olbrzymi ogród warzywny, zwierzęta gospodarskie, staw, ule… Planów jest całe mnóstwo. I na szczęście zapału do ich realizowania również.
W gospodarstwie mają pracować osoby bezdomne – takie, które szukają i domu, i miejsca do pracy. Takie, którym odpowiada życie w ciszy, w rozległej przyrodzie, z dala od zgiełku miasta. Tu na pewno znajdą wytchnienie. Zamieszkać też będzie gdzie, bo w planach jest remont domu. Kiedy kupowali działkę, dom już tu był. Co prawda stary, niewielki i wymagający remontu, ale da się tu mieszkać, zwłaszcza jeśli ktoś nie liczy na luksusy. Dlatego gdy większość pracujących tu osób wraca jeszcze na noc do Białegostoku, Daniel i Wojtek z chęcią zostają.
Bezdomni stanęli na ślubnym kobiercu
W przyszłości powstanie tu dom treningowy dla ludzi, którzy starają się wyjść z bezdomności. Będą zajmować się gospodarstwem, ogrodem, zwierzętami. Najpierw będą się uczyć tej pracy na roli, później w planach jest również zarabianie – na wytwarzaniu serów żółtych i korycińskich, na mleku, jajkach, ekologicznych warzywach… Miejsce znajdzie się tu dla sześciu osób.
- Każdy chyba potrzebuje, by kiedyś zatrzymać się w życiu i pomyśleć, co będzie dalej. To miejsce będzie właśnie po to, by ten moment mieć gdzie przeżyć. Poza tym przecież wiemy, że rehabilitacja poprzez pracę jest najlepsza. A tu się pracuje w grupie, tu trzeba polegać na drugiej osobie, ale też sprawić, by inni mogli polegać na tobie. W ogrzewalni i noclegowni każdy jest sam, nie ma społeczności – tłumaczy Żukowska-Bubienko.
Ale gospodarstwo rolne to jeszcze nie koniec planów KDN na to miejsce. – Mówiąc o gospodarstwie opiekuńczym nie mamy na myśli tylko zwierząt, ale też ludzi – uśmiecha się szefowa stowarzyszenia. I tłumaczy: - Chcemy tu opiekować się seniorami, którzy będą korzystać z uroków gospodarstwa, będą mieli możliwość obcowania ze zwierzętami, z kurami, pracy w ogrodzie, przebywania na świeżym powietrzu, na dużej przestrzeni, której nic nie ogranicza, bez samochodów, bez huku.
Dlatego w przyszłości na tej drugiej przestrzeni Krainy chcą zbudować maleńkie szeregówki. – Odchodzimy od instytucjonalizacji. Uznaliśmy, że oddzielne mieszkanka będą lepsze, wygodniejsze niż wspólny ośrodek, bo zapewnią mieszkańcom bardziej intymną przestrzeń. Oczywiście, będzie wspólna stołówka, świetlica, wspólne miejsce rehabilitacji – tłumaczy Żukowska-Bubienko.
W Krainie Dobrej Nadziei opiekę znajdzie każdy senior. Część – jeśli będzie mogła – pokryje koszty pobytu. Inni – ci, którym grozi wykluczenie czy wręcz bezdomność, znajdą swój kąt i opiekę za darmo. – Serducho nam mówi, że to powinni być tylko ludzie w kryzysie bezdomności, ale logika podpowiada, że przecież będziemy musieli to utrzymać. Choć i tak będziemy robić wszystko, by koszty utrzymania ośrodka były jak najmniejsze – mówi szefowa KDN. I przyznaje, że pomysł, by ci potrzebujący mieszkali tuż obok tych, którym życie ułożyło się dużo lepiej, bardzo jej się podoba: - Bo wieczne oddzielanie ludzi bogatych i ubogich jest niesmaczne, niezdrowe i nie fair.
Trzeba iść do przodu!
Kraina Dobrej Nadziei powstaje w Kościukach od ubiegłego roku. Zimą prace zamarły, ale teraz, gdy tylko zrobiło się cieplej, znów tętni tu życie, słychać stukanie młotka, hałas piły mechanicznej. Ktoś karmi kury, inny wytycza grządki w ogrodzie, a grupa mężczyzn naprawia płot.... To ważne, by nie był dziurawy, bo oprócz 90 kur są tu już kaczki i kozy. Trzeba uważać, by się nie rozbiegły, bo kto je później zdoła wyłapać…
Przy płocie pracują akurat Edmund i Cezary. To ludzie, którym KDN już pomógł.
– Z pewnych powodów zostałem bezdomny – mówi Cezary. – Od dwóch lat pomaga mi KDN, w Białymstoku mam pokój treningowy, jestem zatrudniony w Centrum Integracji Społecznej. To właśnie w ramach tej pracy przyjeżdża do Kościuk.
– Jeden bez pracy wytrzyma. Inny nie wytrzyma. Ja jestem z tych, co nie wytrzymają – tłumaczy.
Do tych, co bez pracy nie mogą wytrzymać, należy też Daniel. Stoi przy elektrycznej pile i wciąż pyta, czy już może ją włączyć, czy hałas nie będzie przeszkadzał. Daniela zresztą wszędzie pełno: tu zajrzy, tam pomoże, tu coś przyniesie. Skupił się na ocieplaniu pomieszczenia dla kur, ale gdzie trzeba pomóc, tam jest i on. Nagle zrywa się do biegu. Zauważył, że ktoś nie zamknął furtki ogrodzenia przy wybiegu dla zwierząt. Na szczęście kozy były daleko i żadna jeszcze nie uciekła. – Zdążyłem zamknąć – cieszy się Daniel. I opowiada o sobie: – Mam 30 lat. Większość życia byłem złodziejem. Skończyło się tak, że spędziłem cztery lata w więzieniu, a po wyjściu nie miałem się gdzie podziać. Tutaj odnalazłem nowe życie, normalne życie. Nie było łatwo, ale KDN to takie miejsce, gdzie czuję się jak w rodzinie, której nie mam. Ludziom tu zależy na ludziach.
Bardzo mu się podoba w Kościukach. Dobrze się tu czuje.
– Nauczyłem się nawet doić kozy! – podkreśla uradowany.
Ale najbardziej docenia spokój, naturę, świeże powietrze i mnóstwo drewna, w którym uwielbia pracować. Tu może też odpoczywać, czytać Słowo Boże, wejrzeć w głąb siebie. – Tu słyszę własne myśli.
Chciałby tu zostać. Do końca roku. - Bo trzeba iść do przodu. Poznałem też osobę, na której bardzo mi zależy – dodaje.