Pewien mój znajomy, zamożny obywatel kraju zasobnej demokracji. Światły i nie stroniący od polityki człowiek, pełniący od lat funkcję radnego olbrzymiej, europejskiej stolicy, twierdzi że przeciętny obywatel oczekuje od rządzących niewiele.
Mianowicie, aby nie podnosili podatków i nie wtrącali się w prywatne życie obywateli. I u nas w Polsce, przeciętnego Kowalskiego, wbrew oczekiwaniom tych, którzy władzę utracili lub bardzo chcieliby ją mieć, niewiele, lub nic nie obchodzą problemy wielkiego świata. Za to bardzo obchodzi czy będzie miał, kolokwialnie mówiąc, co włożyć do gara. Dlatego wcale nie dziwią mnie wyniki rozmaitych sondaży, które niezmiennie wskazują na mocną pozycję partii rządzącej i w miarę stabilne, ale niezbyt imponujące wskaźniki popularności partii opozycyjnych. I nie piszę tych słów dlatego, że chcę być apologetą wygranych lub przemawia przeze mnie gorycz ostatniej wyborczej porażki. Właśnie to niepowodzenie i bolesny brak lewicy w Sejmie RP, daje mi szansę na realne spojrzenie na polską scenę polityczną.
Dziś tak samo lewica, jak i niektóre z partii opozycyjnych płacą wysoki rachunek za niedostrzeganie problemów zwykłych, przeciętnych ludzi. I to oni wystawili nam wszystkim wyborczy rachunek. W ostatecznym rozrachunku wygrywa bowiem ów „gar”, w którym trzeba ugotować codzienny prozaiczny obiad. I wcale nie mam tu na myśli schabowego z kapustą. Ów gar, to odczuwalny dla wielu polskich rodzin wzrost jakości życia. To możliwość zapisania dziecka na angielski, tenis lub basen. To opłata za szkolną wycieczkę, na którą zawsze brakowało w domowym budżecie pieniędzy. To być może pierwsze od lat wspólne wakacje. I daleki jestem od tego aby bić się w cudze piersi, bowiem polskiej lewicy pozostało tylko zazdrościć sposobu w jaki PiS uzyskał w Polsce rząd dusz. Z jaką zręcznością partia postrzegana, jako ultra konserwatywna dotarła do nowych „pokładów” elektoratu za pomocą socjalnych obietnic. Płacimy za to, że budując nową polską demokrację, i lewica i partie liberalnego środka zepchnęły całkowicie z orbity swojego zainteresowania tych wszystkich niedostosowanych. Sieroty po PGR , robotników i całe rzesze Polaków, którzy nie byli w stanie szybko się przestawić i przystosować. Zapomnieliśmy, że życie nie toczy się tylko w dużych miastach, że istnieje jeszcze ogromna Polska prowincjonalna z potrzebą wkładania do codziennego gara. Być może po raz pierwszy od lat Suweren pokazał klasie politycznej, kto tu tak naprawdę rządzi. I może to niepolityczne, ale mnie jako człowieka o lewicowych poglądach cieszy ta lekcja udzielona politykom przez naród.
Dziś słyszę, jak politycy rozmaitych partii namawiają do wzajemnej miłości i zrozumienia. Jednak słuchając ich, niemal za każdym razem mam wrażenie, że to nie oni, ale ich słuchacze powinni ową skłonność do wybaczania i uczuć wyższych wykazywać. A my, zbyt często oceniamy polityków po szyldzie partyjnym, a nie po tym co robią i mówią. A przecież w ostatecznym rezultacie liczy się przecież interes Polski i Polaków i to, aby wszyscy mieli co do gara włożyć.