Widzę Łódź: Problemy z koordynacją
Czasem można odnieść wrażenie, że w Łodzi tak dużo się dzieje, a za chwilę okazuje się, iż to problemy z koordynacją. Lub, co gorsza, porozumieniem. Konsekwencją są niepotrzebne zderzenia. Na przykład w kulturze.
O publiczność, która w kulturze uczestniczyć pragnie dbać należy szczególnie (bo gdy jej zabraknie, to i miasto się rozsypie, czego niektórzy nie chcą wiedzieć), dlatego gdy dwie instytucje teatralne podległe temu samemu marszałkowi, organizują premiery tego samego dnia (a tak się stało z „Lamailą” w Teatrze Wielkim i „Filoktetem” w Teatrze im. Jaracza), jest to przysłowiowe strzelanie sobie w stopę. Premiera to dla każdego teatru święto, wydarzenie szczególne, tym bardziej, gdy powstaje ich znacznie mniej niż kiedyś, a niektóre (w „Nowym” i „Powszechnym”) się odwołuje lub przekłada. Premiery to również świąteczna publiczność, nierzadko mocno z teatrami związana, pełna ludzi z tzw. środowiska. To w końcu zdarzenie, o którym - czego chce każdy teatr - ma się chociaż przez tydzień, do następnego weekendu, mówić. Tymczasem ustawianie dwóch świąt jednego dnia, w mieście, które teatrów instytucjonalnych ma niemało, ale do policzenia na palcach obu rąk, sprawia, że „przykrywają” się one nawzajem, biorącym w nich udział twórców robi się nieco przykro i powstaje sytuacja zbędnej rywalizacji.
Żeby było jasne, podobne sytuacje zdarzają się również instytucjom miejskim, a już skoordynowanie działań (nie tylko w sferze kultury) między Urzędem Miasta Łodzi, a Urzędem Marszałkowskim przypomina zdobywanie Giewontu w „japonkach” po ciężkiej nocy. Szkoda, bo traci na tym tylko kultura. Popracujmy zatem nad koordynacją i pozwalajmy kulturze na cieszenie się swoją pracą. Wystarczy, że właśnie mamy na karku koordynację naszych podróży po mieście, w ramach nowej sieci połączeń...