Widzę Łódź: Smog kontra spot
Nie uświadamiałem sobie, że mam w okolicy tak awangardowych łodzian. Teraz już wiem, iż - idąc za słowami pani prezydent - są nie tylko awangardowi, ale i kreatywni. Wiązanki z rynsztokowego słownika, jakie potrafią z siebie wyrzucić, rzeczywiście robią wrażenie. Nie odważyłbym się jednak nazwać tego promocją Łodzi.
Władze miasta zaś za takową uznają filmik z Cezarym Pazurą, którego dowcip oparty jest na tak polskim słowie na „k”. Nie chodzi o hipokryzję oburzenia pięcioliterowym słowem, którego sam używam. Istotą jest jakość i krótkowzroczność komunikatu. Zamiast budować silną, rozpisaną na lata markę miasta, bawimy się w internetową doraźność i wątpliwą „fajność”. Ciągle przy tym nie rozumiem, dlaczego w magistracie przyjmowana jest postawa obrony do końca spraw nieudanych i niepoważnych. Można było przyznać, iż filmik to młodzieńczy wypadek przy pracy, sprowadzić go do nieprzemyślanego żartu (dowodzącego niestety, że piękne budowle nie wydobywają nas z prostackich zachowań - Bogusław Linda kiwa teraz głową), który osiągnie rekordową popularność w internecie i tyle, a broni się go wielkimi słowami, mianem oficjalnego spotu reklamowego miasta i autorytetem prezydent Łodzi... A przecież rośnie świadomość jego mieszkańców.
Weźmy, nie nowy rzecz jasna, problem smogu (mieszkam przy Piotrkowskiej, więc od lat czuję, czym ludzie palą w piecach) i rozdmuchaną, ale jednak dyskusję na ten temat. Zauważyliśmy, że to nas dotyka. A to lata zapuszczeń stanu posiadania (kiedy postanowiliśmy stawiać niepotrzebne budowle lub przebudowywać dobre trasy miast przywrócić cywilizacji to, co mamy) i promowania egoistycznych postaw. Dymi bieda, dymią też zamożni, nie licząc się z niczym co za progiem. Niszczymy się wszyscy, smog zaś to tylko jeden z elementów. O moc współistnienia więc dbajmy, a nie facebookowych lajków. Nieco, ..., powagi.