Widziałem wreszcie film Smoleńsk
Obraz nominowany do nagrody ,,Węże” ukazuje naszą podstawową narodową cechę - uwielbienie ściemy. Ściemniać można na wiele sposobów, ale ściema polska jest niepowtarzalna, bo z zasady w śmiertelnej powadze, na śmiertelny temat.
Czesi, Słowacy, Belgowie ściemniają tak samo, ale też się śmieją, więc nawet jak nabzdurzą, to mają furtkę, wentyl bezpieczeństwa. A czy kto widział Polaka, który się zajadle spiera, a nagle wpada w śmiech i oświadcza „w sumie to, co mówię, nie ma sensu, przepraszam, haha”? Niemożliwe - wariat. Polak, gdy już zabrnie w kozi róg, nawet jak mu już żyłki popękają, nie ustąpi, tylko zacznie zadawać pytania retoryczne. Smutne pytania retoryczne.
Gra w „Smoleńsku” mój kolega, nie powiem który. Myślicie, że ściemniam? Trudno. Po rozmowie z nim odniosłem wrażenie, że w tym filmie nikt do końca nie wiedział o co chodzi. Czyli tak, jak na ekranie. Problem tylko w tym, że wszyscy udają, że wiedzą, a nie powiedzą. Czyli ściemniają. Najgorsze jest to, że gdybym chciał zwolenników i przeciwników Smoleńska pogodzić - a chciałbym - to nie wolno mi mówić niczego wprost, że tak, albo tak. Nie wolno mi powiedzieć „dobra, a teraz na poważnie”.
Niestety, droga do pojednania jest miękką, nieostrą, nie do końca oświetloną. Jest drogą przyruchów dwuznacznych, porozumiewających min i redukcji pytań, na rzecz stwierdzeń. No i jest to droga przez pijaństwo, co tu kryć, bo wtedy nawet ściema wydaje się na serio.