Wielka kasa i wielka polityka. Tak z wrocławskiego PCK wyciekały pieniądze
Setki tysięcy złotych zniknęły z Oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża we Wrocławiu. Ale najbardziej skrzywdzony jest w tej historii Arek. Bezdomny sierota. Przygarnięty przez ludzi z PCK, a potem wykorzystany do przekrętu.
Arek Hutor dziś ma do spłacenia 120 tysięcy złotych długu - wobec ZUS-u i Urzędu Skarbowego. Formalnie to dług jego firmy. On był jej właścicielem. Powstała w czerwcu 2015 roku. W dwa lata na jej bankowe konto wpłynęło co najmniej 729 tysięcy złotych. Dziś mamy prawo przypuszczać, że te pieniądze zostały zdefraudowane z Dolnośląskiego Oddziału Okręgowego Polskiego Czerwonego Krzyża. I że to nie pan Arek tak naprawdę zarządzał firmą. Że jego była tylko na papierze. Czyja była naprawdę?
Tropy prowadzą do Jerzego Gierczaka, do niedawna dyrektora biura oddziału PCK i wojewódzkiego radnego Prawa i Sprawiedliwości, oraz do byłego już pracownika biura PCK Bartłomieja Łoś-Tynowskiego.
Dowody? Wiemy sporo o operacjach finansowych firmy pana Arka. Mamy dowody na przelewanie pieniędzy na prywatne konto Bartłomieja Tynowskiego. Mamy dowody, że z rachunku firmy Arka Hutora Tynowski płacił za wynajem własnego mieszkania. Mamy potwierdzenia przelewów na rachunek bankowy założony na nazwisko Jerzego Gierczaka. Kwoty? Według naszych wyliczeń 17 200 złotych. Ale są tacy co twierdzą, że to zaniżona kwota, że było o kilka tysięcy złotych więcej.
Mamy dokumenty, z których wynika, że firma Hutora kupiła samochód volkswagen. Na rachunek dilera aut tej marki przelewane były pieniądze.
- Nie mam i nigdy nie miałem prawa jazdy - mówi Arek Hutor. - Wiem, że na firmę kupiono volkswagena caddy. Ale widziałem go raz, na początku, zaraz jak został kupiony. Co się z tym autem działo? Nie wiem. Wiem, że na koniec zabrał je komornik z Urzędu Skarbowego.
Skąd Hutor miał pieniądze? Z PCK albo dzięki PCK. No i z odzieży używanej. Takiej zbieranej do kontenerów, rozstawianych w całym regionie ze znakiem Czerwonego Krzyża. Pieniądze wpływały, choć firma nie miała żadnej pisemnej umowy. Ani z PCK, ani ze spółką, która skupowała używaną odzież.
W tle tej sprawy jest wielka polityka. Jerzy Gierczak jest radnym PiS. Członkiem Zarządu Wojewódzkiego PCK jest poseł i szef wrocławskich struktur partii Piotr Babiarz. A prezes tegoż Zarządu to związany z PiS biznesmen Rafał Holanowski. Ten ostatni na początku czerwca został zawieszony przez krajowe władze Stowarzyszenia - za brak nadzoru. Zaraz po tym jak wyszły na jaw prze-kręty m.in. z firmą Hutora.
Holanowski niemal po dwóch latach jej działalności zorientował się, że coś jest nie tak w finansach oddziału PCK i zawiadomił prokuraturę. Babiarz? Dopóki nie został posłem, pracował w PCK. Gierczaka zna od lat. W internecie znaleźć można nawet ich wspólną firmę - „Fucha s.c.” Dziś mówi, że o niczym nie wiedział, że przecież dokumenty były w porządku.
Ze strony internetowej dolnośląskiego PCK: Polski Czerwony Krzyż to największa i najstarsza organizacja humanitarna w Polsce. Jesteśmy częścią Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Misją Polskiego Czerwonego Krzyża jest zapobieganie ludzkim cierpieniom i łagodzenie ich skutków oraz ochrona ludzkiej godności, bez jakiejkolwiek dyskryminacji na tle narodowości, rasy, płci, przekonań religijnych lub politycznych.
Wszystko zaczęło się pięć lat temu. Chłopak z domu dziecka - Arkadiusz Hutor - trafił do Wrocławia. W PCK dali mu pracę i mieszkanie. Dwa lata temu okazało się, że nie za darmo.
Założysz firmę - powiedzieli mu. Będzie niby twoja, ale tak naprawdę to jest PCK. Wszystkie jej pieniądze - powiedzieli mu - będą Czerwonego Krzyża. Dzięki takiemu rozwiązaniu Stowarzyszenie będzie miało większe fundusze na statutową działalność.
Zaufał. Zgodził się. Dziś mówi, że to Bartłomiej Łoś-Tynowski - pracownik biura - go do tego namówił. I że dyrektor Jerzy Gierczak o wszystkim wiedział. Obydwaj zaprzeczają. To się działo w 2015 roku. W pierwszej połowie.
- Miałem operację. Nie było mnie kilka miesięcy - mówi Gierczak. Bartłomiej Łoś-Tynowski też zapewnia, że nie namawiał do założenia firmy. Ale to Gierczak i Łoś-Tynowski załatwili firmie główne źródło dochodów. Kasę z odzieży.
Kontenery Czerwonego Krzyża
W teorii wszystko wyglądało idealnie. Zbiórka odzieży używanej miała być źródłem wielkich, stałych i pewnych dochodów dla PCK.
Firma Wtórpol ze Skarżyska Kamiennej to potentat w tym biznesie. Ona załatwiała kontenery. Takie, do których każdy mógł wrzucić jakieś stare ubrania. Firma odbierała wkładaną do nich odzież. Część trafiała do sieci sklepów z używaną odzieżą. I to nie tylko w Polsce. Wtórpol eksportuje ją na przykład do Afryki. A część utylizuje.
Biznes zaczął się w 2014 roku. Oprócz wrocławskiego PCK weszła do niego fundacja Supra, kontrolowana przez firmy związane z biznesmenem Rafałem Ho-lanowskim, prezesem Zarządu Wojewódzkiego PCK. A Czerwony Krzyż? On daje na kontenery swoje logo i dostaje w zamian pieniądze. Co miesiąc po około 40 tysięcy złotych. - Łącznie przez cały okres współpracy PCK dostał z tego źródła jakieś 800 tysięcy - mówi człowiek, który zna szczegóły. - Zrobiliśmy im perpetuum mobile - dodaje nasz rozmówca.
Każdy na tym zarabiał. I mógł mieć poczucie, że robi coś na prawdę ważnego i wartościowego.
Fundacja - jak to z fundacjami bywa - angażuje się w szlachetną działalność. Wspiera PCK w zarabianiu pieniędzy, choćby na pomoc dla ubogich. A z zysków realizuje swoje - równie szlachetne - statutowe cele. Wtórpol skupuje odzież, utylizuje ją, sprzedaje, daje pracę ludziom i płaci podatki. Tyle teorii. Tak też ten biznes zaczął być prowadzony.
Firma z polecenia
Rozmowy o założeniu firmy przez Arkadiusza Hutora zaczęły się w połowie 2015 roku. Formalnie zaczęła działać na początku czerwca 2015 r. Bardzo szybko zaczęły na jej konto płynąć pieniądze z Wtórpolu. Mimo że firma bezdomnego sieroty nie miała z potentatem ze Skarżyska żadnej umowy.
Jak to możliwe? We Wtórpolu wyjaśniają, że to panowie Gierczak i Łoś-Tynowski zarekomendowali Hutora. Poinformowali, że firma współpracuje z Polskim Czerwonym Krzyżem i będzie wystawiać faktury, za które należy płacić.
Wtórpolowi - przekonują w firmie - jest wszystko jedno, kto im sprzedaje odzież. Byle biznes się kręcił. Na konto Hutora przelewy wpływają regularnie po kilka w miesiącu. Od połowy 2015 aż do października 2016. Łącznie 48 przelewów na 629 tysięcy złotych.
Rafał Holanowski zarzeka się, że pojęcia o niczym nie miał. Co więcej, jego fundacja dziś też czuje się oszukana. Złożyła zawiadomienie do prokuratury. Przekonuje w nim, że firma Hutor nie miała ani kontenerów, ani odzieży, ani technicznych możliwości zbierania jej. Wszystko robiła ,wykorzystując system kontenerów obsługiwanych przez fundację.
- Rafał ufa ludziom - uśmiecha się jeden z naszych rozmówców.
Fakt. Prezesem Fundacji została pani Ola, była pracownica dolnośląskiego PCK i prywatnie życiowa partnerka Bartłomieja Łoś-Tynowskiego. Przynajmniej przez jakiś czas. Kiedy zatrudniała się w Fundacji, podała numer konta, na który mają być przelewane jej pensje. Nikt nie zwrócił na to uwagi, ale... było to konto firmy Hutor.
Dlaczego? Nie udało nam się dotrzeć do pani Aleksandry, żeby ją o to zapytać. Bartłomiej Łoś-Tynowski zapewnia, że gdy firma Hutor zaczęła działać, to ich związek już się rozpadł.
Zakupy i przelewy
Tymczasem setki tysięcy złotych - zamiast na konto Supry - trafiały do Hutora. - Finansami firmy zarządzał pan Bartek. Nie ja. On miał konto. On robił przelewy. On miał kartę do bankomatu - mówi Hutor.
Tynowski zaprzecza. - To Hutor musiał autoryzować wszystkie przelewy. On miał kartę do bankomatu.
Tylko, że w finansowej dokumentacji firmy Hutor znaleźliśmy kilka przelewów z tytułem wpłat „czynsz Bartłomiej Łoś- Tynowski.” Pieniądze trafiają na konto Artystki.
- Zna pani Tynowskiego?
- Tak. Przez jakiś czas wynajmowałam mu mieszkanie. Ale to już się skończyło.
Artystka nie miała pojęcia z jakiego rachunku i z jakiej firmy czynsz ów dostaje. Są też przelewy na rachunek z bankowy samego Tynowskiego. No i na konto Jerzego Gierczaka.
Były dyrektor zapewnia, że żadnych pieniędzy z tego rachunku nie dostał. Po co go więc założył? Na prośbę kolegi. Ów kolega to pan Bartek. Tynowski potwierdza - był pełnomocnikiem rachunku założonego na nazwisko Jerzy Gierczak.
Ale z jakiego tytułu firma Hutor płaciła te pieniądze? Tego nikt nie potrafił nam wyjaśnić. Na co zostały wydane? Też nikt tego nie wie. Są jeszcze wypłaty gotówką w bankomatach. No i zakupy. Sklepy osiedlowe, supermarkety, restauracje. W sierpniu 2015 roku posiadacz karty bankomatowej firmy Hutor wydaje 149 złotych w sklepie jubilerskim we Wrocławiu. W sierpniu 2016 w tym samym sklepie zostawia już 1295 złotych.
Arkadiusz Hutor nie ma żadnego zwierzaka. A „jego” firma regularnie robiła zakupy w sklepach z żywnością dla zwierząt. W ciągu kilkunastu miesięcy trzynaście razy. Raz wydała nieco ponad 300 złotych w klinice weterynaryjnej.
Pomiędzy 11 a 13 listopada 2016 roku mamy płatności w Warszawie. Znowu sklep jubilerski - 159 złotych. Wystawa „Świat pająków” i niemal 360 złotych zostawione w sieciowym sklepie z zabawkami. Wreszcie... 1636 złotych dostaje „Rezydencja Belweder Klonowa”.
„Kameralny obiekt noclegowy Kancelarii Prezydenta RP” - czytamy na jej stronie internetowej. - „Dysponuje 35 przytulnymi pokojami i apartamentami. Do dyspozycji gości jest restauracja z pięknym ogrodem oraz zaplecze rekreacyjno - wypoczynkowe z basenem.”
„PCK nie zyskiwało”
W październiku 2016 roku wpływają do Hutora ostatnie pieniądze z firmy Wtórpol. Ale zaczęły się pojawiać przelewy z PCK. Policzyliśmy. Łącznie niemal 100 tysięcy złotych. Czy Czerwony Krzyż zarobił coś na działalności firmy Hutor?
Z dokumentów, które my mamy wynika, że dostał dwa przelewy na łącznie 20 tysięcy złotych.
Arkadiusz Hutor firmę już zlikwidował. Obiecali mu - opowiada dziś - że będą regularnie płacić podatki i składki ZUS. Nie płacili. Zostały długi.
Hutor pod koniec zorientował się, w co go wrobili. Zaczął nagrywać swoje rozmowy z Jerzym Gierczakiem.
- Ja tych długów nie zrobiłem - powiedział dyrektorowi podczas jednej z tych rozmów.
- To możesz podać Bartka do na przykład sądu że ... - odpowiedział Gierczak.
- Czemu?
- A kogo?
- Cały czas mówiłeś, że to są „pecekowe” pieniądze. Non-stop to słyszałem. Nawet jak zakładali to mi od razu powiedziano że to są „pecekowe” pieniądze - odpowiedział Arkadiusz Hutor.
Naszym zdaniem Hutor to klasyczna firma założona na „słupa”. Czyli fikcyjnego właściciela, który daje do firmy swoje nazwisko. Gierczak nie zgadza się z taką wersją. Mówi, że to nie „słup”, tylko podwykonawca Polskiego Czerwonego Krzyża. Zapewnia, że są na to dowody. Tynowski też nie nazwałby „defraudacją” tego, co się działo z firmą pana Arka.
Z nagrania, którego kopię mamy, wynika jednak, że Gierczak wiedział co się działo. Cytat: „Coś ci powiem, jeśli chodzi o Twoją firmę” - mówi Arkadiuszowi Hutorowi Gierczak. „Twoja firma miała bardzo duże przychody. Bartek to robił. I to nie, że PCK zyskiwało na twojej firmie, tylko było odwrotnie. Wiesz na czym polegał błąd Bartka? Zarabiasz pieniądze nie? (...) Ale w pierwszej kolejności co płacisz? Podatki tak? A później to co zostaje, się wydatkowuje”. A on nie płacił podatków i tu był ten problem.
Kim jest Jerzy Gierczak? Od jak dawna radny wojewódzki Prawa i Sprawiedliwości jest związany z polityką? Komu pomaga? Z kim współpracuje? Co łączy go z posłem Piotrem Babiarzem i minister Anną Zalewską?
O tym za tydzień na naszych łamach.